[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego wnętrzem, więcej zaś z tym, co tkwi w jej duszy. Mimo
wszystkich swoich niedociągnięć, rodzice zdołali jej przekazać pewne
bardzo istotne zalety i wartości. Po ojcu odziedziczyła poczucie
humoru i tolerancję wobec innych, po matce dumę i determinację... Im
lepiej poznawała siebie, tym więcej widziała w sobie cech, jakie
przejęła po rodzicach. I to było jej prawdziwe dziedzictwo.
- Masz rację - powiedziała nagle.
Stuart zawiesił głos w pół zdania, trochę niezadowolony z tego,
że Sara ośmieliła się mu przerwać.
- Masz rację we wszystkim - ciągnęła. - Co do mnie samej, co do
mojego kostiumu. Masz rację, że przygotowałeś te dokumenty.
- Twojego kostiumu? A co tu ma do rzeczy twój kostium?
- Chciałam powiedzieć... co do mojego domu. Cieszę się, że
dokumenty masz już gotowe, bo chciałabym, żebyście z Corrine jak
najszybciej mogli się wprowadzić. Prawdę mówiąc, nie mogę sobie
wyobrazić ludzi odpowiedniejszych od was.
- Cóż, to bardzo miło, że tak mówisz. Jak wiesz, oczekujemy
dziecka, i...
- Naturalnie. Rodzina potrzebuje dziecka... i basenu. Wszystko
naprawdę świetnie się składa. Jest tylko jeden mały problem -
powiedziała, pochylając się ku Stuartowi i obdarzając go promiennym
uśmiechem, którego biedak zupełnie się nie spodziewał.
240
- Co to za problem? - spytał.
- Trzeba będzie przygotować jeszcze kilka dokumentów. Bo
widzisz, Stuarcie, zamierzam sprzedać ci dom pod warunkiem, że
pomożesz mi w sfinansowaniu kupna starej fabryki konserw niedaleko
przystani.
- Starej fabryki konserw?! - wykrzyknął z niedowierzaniem. - Na
co ci, u licha, ta fabryka?
- Postanowiłam otworzyć bar w tej części, z której jest widok na
nabrzeże.
- Bar? - Stuart wstał z krzesła i pochylił się nad nią, wciąż nie
wierząc własnym uszom.
- Właśnie. Bar z muzyką. Kiedy będzie ładnie, postawię na
zewnątrz stoliki i parasole i będę tam podawała coś do jedzenia;
będzie też parkiet do tańca i orkiestra w czasie weekendów. W
pozostałe dni tygodnia sama będę grała na pianinie.
- Posłuchaj mnie, Saro - zaczął Stuart głosem, jakim ludzie
przemawiają do agresywnych psów, chcąc je uspokoić. Biedny Stuart,
pomyślała Sara, skąd może wiedzieć, że w żaden sposób nie uda mu
się jej przekonać? - Wiem, że ostatnio było ci bardzo ciężko. Potem
znów zdarzyła się ta nieszczęsna historia z Flynnem. Zresztą, niech go
wszyscy diabli. Nic dziwnego, że jesteś zdenerwowana i...
- Nie, to nie nerwy, Stuarcie. Zamierzam zrobić dokładnie to, co
ci powiedziałam, a prócz tego będę doglądać remontu całej fabryki.
Gotowa jestem się założyć, że jak przyjdzie co do czego, znajdą się
ludzie, którzy uznają, że pora na jakieś zmiany w Sutton Cove.
241
- Ach, więc o to ci chodzi - zauważył Stuart z drwiną, a zarazem
z ulgą w głosie. - Wygrzebałaś z lamusa ten przedpotopowy pomysł.
Ale chyba nie mówisz poważnie, Saro. Nigdy ci się to nie uda.
- Przekonasz się - oświadczyła z uśmiechem.
- A jak zamierzasz przekonać innych, żeby przyłączyli się do
tego niemądrego przedsięwzięcia?
- Nic prostszego. Poproszę ich. To jest zasada numer jeden,
Stuarcie - wyjaśniła, wstając i sięgając po torebkę. - Kiedy się czegoś
chce, trzeba o to poprosić.
242
16
We wszystkich oknach domu McAllisterów płonęły białe
świece, a z narożnego pokoju docierał tęczowy blask choinkowych
światełek przypominający, że Boże Narodzenie jest już za pasem.
Flynn nie potrzebował zresztą, by mu o tym przypominano. Jakoś
udało mu się przetrwać samotnie całe lato, długi weekend Święta
Pracy i Święto Dziękczynienia, ale wiedział, że nie jest dość silny, by
przebrnąć przez Gwiazdkę.
Stojąc przed drzwiami domu Sary, otarł zwilgotniałe dłonie o
dżinsy. Do diabła, pomyślał, może powinienem był włożyć coś innego
niż te nieśmiertelne dżinsy coś, co sprawiłoby lepsze wrażenie. Na
myśl o tym zadrgały mu kąciki ust. Trochę za późno, żeby próbować
zrobić dobre wrażenie na Sarze.
Minęło już osiem miesięcy od czasu, kiedy włamał się do jej
domu i przez pewien czas utrzymywał ją w przekonaniu, że jest jego
zakładniczką. Wspominając ten dzień uśmiechnął się, ale zaraz potem
znów ogarnęło go uczucie nerwowego napięcia, które narastało w nim
przez całą drogę do Sutton Cove. Właściwie narastało już od tygodnia,
od czasu, kiedy podjąwszy decyzję, że musi zobaczyć się z Sarą,
długo nie mógł zdobyć się na to, żeby swój plan urzeczywistnić.
No dobra, powiedział sobie. Niech się dzieje, co chce. Przerobił
już w myśli wszystkie najgorsze scenariusze, jakie podsuwała mu
wyobraźnia, i był gotów na wszelką ewentualność. Teraz wszystko
zależy od Sary.
243
Kiedy niepewnie zadzwonił do drzwi, najpierw dobiegł go
dźwięk staroświeckiego gongu, a zaraz potem głośny okrzyk:
- Co znowu?! A niech to diabli!
Flynn uświadomił sobie, że ten okrzyk wydał mężczyzna. Poczuł
się tak, jakby wbito mu nóż w serce.
W domu Sary jest mężczyzna! Stał przez chwilę jak osłupiały,
nie mogąc się nadziwić własnej głupocie. Jak się to mogło stać, że -
kiedy rozważał najbardziej niesłychane scenariusze dalszych
wypadków - nie przyszło mu w ogóle do głowy, że Sara mogła sobie
kogoś znaleźć?
Kiedy wyobrażał sobie ten moment, zawsze miał przed oczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl