[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żami, jak egipskie mumie" - zażartował.
Tej sugestii Rosemary nie zamierzaÅ‚a przekazywać starzejÄ…­
cej się damie, która pragnęła zachować wieczną młodość.
- Nie widzÄ™ żadnej różnicy - burknęła lady Chandre, zbli­
żając twarz do lustra.
- Na rezultaty trzeba poczekać kilka dni. Proszę zachować
ten sÅ‚oik jako próbkÄ™. JeÅ›li nie bÄ™dzie pani zadowolona, nie wez­
mę zapłaty. A jeśli uzna pani ten krem za odpowiedni,..
- Pani? - Do pokoju cicho wsunęła siÄ™ pokojówka. Podob­
nie jak reszta służby nosiła strój w barwach lady Chandre, czyli
niebieską suknię ze srebrnymi wykończeniami.
- Przecież wiesz, Betty - parsknęła lady - że nie wolno mi
przeszkadzać, gdy zajmuję się sprawami mego zdrowia.
Sprawami zdrowia. Rosemary z trudem powstrzymała
uśmiech.
- Wybaczcie mi, pani - bąknęła przestraszona Betty - ale
przyszedł hrabia Baldassare i pragnie się z wami widzieć.
- Baldassare? Tutaj? Boże drogi, on nie może zobaczyć ani
ciebie, ani tego. - Upierścienione palce Chandre musnęły słoik
z kremem Rosemary. Między wieloma pięknymi naczynkami
RS
gliniany pojemnik wyglądał jak żaba wśród motyli. - Bardzo
się zdenerwuje, jeżeli się dowie, że jego wyroby nie przypadły
mi do gustu.
- ZabiorÄ™ krem i wrócÄ™ kiedy indziej - zaproponowaÅ‚a Ro­
semary. PosmutniaÅ‚a, ponieważ nagle zmalaÅ‚a szansa na reali­
zację wspaniałych planów.
- Nie. Intryguje mnie to smarowidło i chętnie je wypróbuję.
Ale hrabia nie powinien go zauważyć. - Szybko schowała
brzydki sÅ‚oik za rzÄ™dem Å›licznych naczynek ze steatytu. - Bet­
ty! Wyprowadz pannÄ™ Rosemary kuchennymi schodami.
Pózniej wprowadz hrabiego. PrzyjmÄ™ go w bawialni. - Lady od­
wróciÅ‚a siÄ™ do drugiej sÅ‚użącej. - PrzynieÅ› mojÄ… zielonÄ… aksa­
mitnÄ… sukniÄ™ i naszyjnik ze szmaragdami.
- Chodzmy, panienko. - Betty pociągnęła Rosemary za
rękaw.
- Betty! - zawoÅ‚aÅ‚a Chandre. - Gdy hrabia wejdzie do ba­
wialni, podaj nam wino ze słodkimi korzeniami i te makowe
ciasteczka, które on tak lubi.
Służąca dygnęła i wypchnęła Rosemary za drzwi.
- Widzę, że hrabia jest ważnym gościem. - Rosemary
zbiegła za Betty po wąskich schodach i przemknęła korytarzem
o ścianach obitych kosztowną tkaniną i podłodze wyłożonej
dywanem. Lady Chandre rzeczywiście musiała być bajecznie
bogata.
- O, tak, nasza pani za nim przepada, ale ja bojÄ™ siÄ™ nawet
na niego patrzeć. - Dziewczyna zadrżała. - Te jego oczy... Są
takie złe.
- Owszem. - Rosemary dobrze ją rozumiała.
Betty zatrzymała się przy drzwiach do kuchni.
- Podobno ma konszachty z diabÅ‚em. SÅ‚yszaÅ‚am, że do swo­
ich eliksirów dodaje proszek z kości umarłych.
Rosemary mruknęła coś niezobowiązująco. Ludzie, którzy
RS
starali się leczyć innych, zawsze byli oskarżani o czary przez
podejrzliwych ignorantów. Jednak kosmetyczne wyroby hrabie­
go rzeczywiście miały żrące działanie.
- Mam przyjaciółkę, która mieszka w pobliżu jego domu -
szepnęła Betty. - Ona mówi, że ktoÅ› odwiedza hrabiego w Å›rod­
ku nocy.
Pewnie klient, który nie chce, aby go rozpoznano, pomyślała
Rosemary.
- Twoja przyjaciółka chyba jest plotka... - UrwaÅ‚a, bo oso­
ba, o której rozmawiały, nieoczekiwanie pojawiła się za plecami
Betty. Hrabia trzymał nadgryziony kawałek makowca.
- Dieu, kto to taki? - Hrabia spojrzał na Rosemary takim
wzrokiem, jak gdyby ją także chciał zjeść. - Wyglądasz panna
lepiej niż te garkotłuki, które zatrudnia Chandre - stwierdził
w swojej nieco sztucznej angielszczyznie - Zaraz, ja już ciÄ™ wi­
działem. - Odłożył ciastko i przesunął po jej policzku czubkiem
palca cuchnącego siarką. - Skórę masz gładką jak u dziecka. -
Ujął Rosemary pod brodę i odwrócił w stronę umieszczonej
w kinkiecie świecy. - Jaki jest twój sekret?
Sekret. Rosemary poczuła, że robi jej się słabo.
- Panie - odezwaÅ‚a siÄ™ Betty - lady Chandre poleciÅ‚a mi za­
prowadzić was do bawialni.
- Zmiesz mi przerywać!
- Nie - Betty cofnęła się przerażona - ale moja pani nie lubi
czekać.
- Baldassare nie śpieszy się do żadnej kobiety, ale... -
wzruszył jednym, opiętym aksamitem ramieniem - Chandre
płaci mi najbardziej hojnie. - Znów odwrócił się do Rosemary.
- ObiecaÅ‚a mi majÄ…tek za odmÅ‚odzenie cery. - Rosemary za­
drżaÅ‚a z obrzydzenia, bo tym razem jego palec dotarÅ‚ aż do na­
sady jej szyi. - Spotkałem cię w ratuszu. Pracujesz dla jednego
z tych gamoniowatych majstrów? Sama używasz toników jego
RS
wyrobu? Dlatego takaÅ› gÅ‚adka? MuszÄ™ to wiedzieć. Przyjdz pra­
cować dla mnie. Wynagrodzę cię tak, jak na to zasługujesz.
- Nie! - Umknęła do zatłoczonej kuchni.
- Na pewno cię dostanę! - zawołał hrabia.
Nigdy. Roztrącając kuchenne dziewki wypadła do ogrodu.
Zauważyła ścieżkę między pięknie przyciętymi krzewami i bez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl