[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko mogą się znać dwaj wrogowie. Może mi pan wierzyć na słowo, że Dyrektorem
Konsorcjum jest Griffin Winters.
- To rzeczywiście wszystko zmienia - wyszeptał ochryple Smith. - Jeśli gotów był
zaryzykować życie, by osłonić Adelaide Pyne, to może oznaczać tylko jedno: ma lampę i
potrzebuje tej kobiety, by ją uruchomić.
- A pan chce mieć i Pyne, i lampę.
- Nie rozumie pan? To jasne, że moim przeznaczeniem jest doprowadzić do końca to,
co nie udało się Nicholasowi Wintersowi i jego potomkom.
- Mam pytanie - powiedział Luttrell. - Po co panu była Pyne, zanim jeszcze zaczął pan
podejrzewać, że lampa się odnalazła?
- Ostatnio doszedłem do wniosku, że silny talent zdolny do przetwarzania światła
snów może mi się jeszcze przydać do czegoś innego - zjeżył się Smith.
Odezwała się intuicja Luttrella.
- Chodzi o czerwone kryształy?
- Skoro już pan pyta, to powiem, że zrobiłem, co mogłem, by je udoskonalić. - Smith
niecierpliwie machnął ręką. - Ale bardzo możliwe, że będę w stanie jeszcze bardziej skupić
ich energię, mając do pomocy kogoś, kto umie pracować ze światłem snów. Kiedy
otrzymałem informacje, że Adelaide Pyne pojawiła się w Londynie, pomyślałem, że będę
mógł ją do tego wykorzystać. Ale teraz, kiedy wiem, że ona i ta lampa są w zasięgu mojej
ręki...
- Niech się pan nie obawia, zdobędę dla pana tę kobietę i ten przedmiot.
- A co powiedzieli ci dwaj złodzieje? - chciał wiedzieć Smith. - Co poszło nie tak?
- Nie miałem okazji rozmawiać z tymi dwoma, których wysłałem do opactwa -
przyznał Luttrell. -Zniknęli.
- Zniknęli?!
- Tak zwykle się dzieje z ludzmi, którzy zajdą Dyrektorowi za skórę. Dlatego właśnie
tak pilnowałem, żeby żaden ślad przedsięwzięcia nie wskazywał na mnie. - Urwał dla
większego efektu. - Anina pana, rzecz jasna.
Smith zerwał się z krzesła i zaczął spacerować po pokoju.
- Zapewniam, że kryształy nic nie zawiniły. Były ustawione bez zarzutu.
- Nie mam pojęcia, co im nie wyszło - powiedział Luttrell. Być może pojemniki z
gazem nie zadziałały, jak trzeba. Wiem tylko, że obaj zniknęli i prawdopodobnie nigdy się nie
odnajdą.
Nie dodał, że zatrudnił człowieka, który miał ich szukać, na wypadek gdyby jednak
udało im się uciec z opactwa. Gdyby się przypadkiem znalezli, mieli natychmiast znowu
zniknąć. Tym razem na dnie rzeki. Ale mało prawdopodobne, żeby tak się stało. W końcu
Winters miał określoną reputację.
- Nie ma się czym przejmować - ciągnął. - Zapewniam pana, że do końca tygodnia
zdobędziemy i kobietę, i ten przedmiot.
Smith zatrzymał się na wprost biurka.
- Jest pan tego pewien?
- Ma pan na to moje słowo. - Luttrell się uśmiechnął.
- Pożegnałem się już z nadzieją na odzyskanie lampy, nie wspominając o odnalezieniu
interpretatorki blasku snów. Nie ma pan pojęcia, jak długo na to czekałem.
- Myli się pan - powiedział cicho Luttrell. - Wiem dokładnie, jak długo pan na to
czekał. Twarz Smitha wykrzywił grymas gniewu.
- Co pan gada, do diaska?
- Zdobył pan lampę przed dwudziestu laty. Kolejne sześć zajęło panu zlokalizowanie
Adelaide Pyne. Obie utracił pan w pożarze burdelu.
Smith przez chwilę poruszał ustami jak ryba, zanim wreszcie zdołał się otrząsnąć.
- Pan wie o pożarze? - syknął. - Wtedy omal nie straciłem życia.
- Wiem też, że zawdzięcza pan ocalenie jednemu ze strażników, który uciekając
stamtąd, zobaczył pana nieprzytomnego i wyniósł w bezpieczne miejsce. Spodziewał się
jakiejś nagrody. Proszę sobie wyobrazić, jaki był rozczarowany, kiedy się pan ocknął i uciekł,
nie dając mu ani pensa. Obawiam się, że zupełnie stracił po tym zaufanie do wyższych klas.
- Nie mogę uwierzyć, że pan to wszystko wie.
- Mam w zwyczaju poznawać sekrety ludzi, z którymi robię interesy. A przy okazji,
zanim pan wyjdzie, poproszę o nowy kryształ, który obiecał pan dzisiaj dostarczyć.
Smith poczerwieniał z gniewu.
- Będę wdzięczny, jeśli nie będzie pan się do mnie zwracał jak do krawca albo szewca,
Luttrell. Jestem człowiekiem nauki.
- Ostatnio mam wokół siebie samych naukowców. Kryształ, proszę. Pierwszy, który
od pana dostałem, już się zużył. Zwykły kawał martwego szkła.
- Ostrzegałem, że nie działają długo, zwłaszcza jeśli się ich używa do zwielokrotnienia
dużej dawki energii - burknął Smith.
Ale sięgnął do kieszeni, wyjął z niej czerwony kamień i podał Luttrellowi.
Luttrell wziął kamień.
- Odezwę się do pana.
Smith zawahał się, zirytowany. Nie podobało mu się, że Luttrell odsyła go jak
zwykłego handlarza. Jednak z drugiej strony na pewno z przyjemnością opuszczał
towarzystwo człowieka znacznie niżej postawionego.
Zabrał kapelusz i wyszedł.
Luttrell obejrzał kryształ, drżąc z podniecenia. Kamień był przejrzysty i jasny, co
wskazywało, że jeszcze nikt go nie używał. Stanowił najwspanialszą osobistą broń dla kogoś
obdarzonego wielkim talentem -kogoś takiego jak on.
Zasadniczo wolał ubijać interesy z ludzmi, którzy nie mieli odchyleń psychicznych.
Ci, którzy chwiali się na krawędzi szaleństwa, byli z natury rzeczy nieprzewidywalni. Ale w
przypadku Smitha był skłonny zrobić wyjątek.
Poza umiejętnością wytwarzania czerwonych kryształów Smith miał jedną zaletę,
która z nawiązką rekompensowała fatalny stan jego umysłu. Szczerze mówiąc, czyniła go
niezastąpionym: Smith należał do Naczelnej Rady Towarzystwa Wiedzy Tajemnej.
27
I znowu tunel. - Adelaide westchnęła z rezygnacją. - Mogłam się tego domyślić.
- Przykro mi - powiedział Griffin. - Schylił głowę, by nie uderzyć się w niski
kamienny strop podziemnego przejścia. - Gdyby istniał jakikolwiek inny bezpieczny sposób
na wydostanie cię z opactwa, to bym go wykorzystał.
- Rozumiem. Nie zatrzymujmy się. Odkryła, że szybki marsz pomaga jej w
pokonywaniu tunelu. Podobnie jak użycie talentu. Nie pomagał natomiast ciężki pakunek
przewieszony przez ramię. Jak wyjaśniła Griffinowi, nie miała zamiaru nigdzie się wybierać
bez ubrań na zmianę i jedwabnej pościeli. Griffin też zresztą niósł spory pakunek, i to
znacznie cięższy niż jej, ale jakoś go to nie spowalniało.
Ukryte wejście do wiekowego tunelu znajdowało się w podłodze piwnicy pod
opactwem. Kolejna użyteczna pamiątka po średniowiecznych mnichach oraz, jak stwierdził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Ja
- CzćÂśÂć 1 Angus , stringi i przytulanki
- Ksiega umarlych [ENG]
- 025. Ross Kathryn Wieczory w Londynie
- Flux Stephen Baxter
- Dr Who New Adventures 51 Godengine, by Craig Hinton (v1.0) (pdf)
- Zimmer Bradley, Marion Die Farben Des Alls
- Konieczny Feliks Dzieje Rosji
- 273. DUO Marinelli Carol Wyznanie doktora
- Andersens Fairy Tales [Hans Christian Andersen]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- leszczyniacy.pev.pl