[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czarne postaci nadciÄ…gajÄ…ce tamtÄ™dy. Piktowie, którzy podkradli siÄ™ do fortu i otoczyli go 
niepostrzeżenie, gdy obroÅ„cy walczyli miÄ™dzy sobÄ…, atakowali ze wszystkich stron 
równoczeÅ›nie. %7Å‚oÅ‚nierze Valenso stÅ‚oczyli siÄ™ przy bramie i walczyli, by utrzymać ja 
przeciwko wyjÄ…cej watasze rozszalaÅ‚ych demonów, która waliÅ‚a we wrota pniem drzewa. 
 Coraz wiÄ™cej dzikich nadciÄ…gaÅ‚o zza poÅ‚udniowych domów, pokonawszy nie 
strzeżonÄ… tam Å›cianÄ™. Strombanni i jego piraci zostali wyparci z innych części wałów i w 
nastÄ™pnej chwili caÅ‚y dziedziniec zaroiÅ‚ siÄ™ od nagich wojowników. DziesiÄ…tkowali 
broniÄ…cych siÄ™, zupeÅ‚nie jak banda wilków. Bitwa zamieniÅ‚a siÄ™ w kotÅ‚ujÄ…ce wiry 
pomalowanych ludzi, obskakujÄ…cych drapieżnie maÅ‚e grupki zdesperowanych biaÅ‚ych. 
Piktowie, Å¼eglarze i Å¼oÅ‚nierze zasÅ‚ali ziemiÄ™ swymi ciaÅ‚ami, deptani i poniewierani przez 
stopy walczÄ…cych. 
 Umazani krwiÄ… rozbójnicy wpadli do chat. Wokół rozlegÅ‚y siÄ™ jÄ™ki i szlochy, gdy 
kobiety i dzieci zaczęły ginąć od czerwonych toporów. Na dzwiÄ™k tych Å¼aÅ‚osnych 
odgÅ‚osów, Å¼oÅ‚nierze opuÅ›cili bramÄ™ i w tej samej chwili Piktowie roztrzaskali jÄ… i jÄ™li 
również z tej strony wypeÅ‚niać warowniÄ™. Chaty zajęły siÄ™ ogniem. 
   Do paÅ‚acu!   ryknÄ…Å‚ Conan, a chyba z tuzin ludzi ruszyÅ‚o za nim, gdy bezlitoÅ›nie 
wyrÄ…bywaÅ‚ sobie drogÄ™ poÅ›ród stada czarnych ludzi. 
 Strombanni staÅ‚ u jego boku, młócÄ…c swÄ… szablÄ… jak cepem. 
  Nie utrzymamy paÅ‚acu.   mruknÄ…Å‚ pirat. 
   Dlaczego nie?   Conan byÅ‚ zbyt zajÄ™ty krwawÄ… robotÄ…, by choć zerknąć. 
   Bo &  ugh!   nóż w ciemnej dÅ‚oni zatopiÅ‚ siÄ™ gÅ‚Ä™boko w plecy BarachaÅ„czyka. 
   Niech ciÄ™ Diabli, psie!   Strombanni odwróciÅ‚ siÄ™ chwiejnie i rozpÅ‚ataÅ‚ gÅ‚owÄ™ 
dzikusa aż po Å¼uchwÄ™, po czym zatoczyÅ‚ siÄ™ i padÅ‚ na kolana, a z jego warg pociekÅ‚a krew. 
   PaÅ‚ac pÅ‚onie!   wychrypiaÅ‚ i polegÅ‚ w kurzu. 
81
Conan i Skarb Tranicosa
 Conan rzuciÅ‚ na niego szybkie spojrzenie. Ludzie, którzy za nim szli, leżeli teraz w 
kaÅ‚użach wÅ‚asnej krwi. Pikt dokonujÄ…cy Å¼ywota u stóp Cymmerianina byÅ‚ ostatnim, który 
zagradzaÅ‚ mu drogÄ™ do paÅ‚acu. WszÄ™dzie dookoÅ‚a bitwa wirowaÅ‚a i falowaÅ‚a, ale on staÅ‚ 
przez moment zupeÅ‚nie sam. 
 ZnajdowaÅ‚ siÄ™ niedaleko poÅ‚udniowej Å›ciany. Kilka skoków i mógÅ‚by przesadzić 
palisadÄ™. UpadÅ‚by miÄ™kko po drugiej stronie i zniknÄ…Å‚ w ciemnoÅ›ciach. Ale przypomniaÅ‚ 
sobie bezradne dziewczyny w paÅ‚acu, z którego unosiÅ‚y siÄ™ teraz kÅ‚Ä™by czarnego dymu. 
PopÄ™dziÅ‚ do posiadÅ‚oÅ›ci. 
 Z wrót wytoczyÅ‚ siÄ™ zdobny w pióra wódz i uniósÅ‚ topór do ciosu, zaÅ› z tyÅ‚u za 
biegnÄ…cym Cymmerianinem podążaÅ‚y grupki szybkonogich Å›miaÅ‚ków. Nie zwalniajÄ…c 
nawet na chwilÄ™, Conan ciÄ…Å‚ szeroko z góry do doÅ‚u, a jego Å›wiszczÄ…ca szabla przeszÅ‚a 
gÅ‚adko przez dzierżące topór ramiÄ™ i odrÄ…baÅ‚a je razem z gÅ‚owÄ… zajadÅ‚ego Pikta. W 
nastÄ™pnej chwili przekroczyÅ‚ próg i zatrzasnÄ…Å‚ drzwi, zasÅ‚aniajÄ…c siÄ™ przed spadajÄ…cymi 
ciosami, które Å‚upnęły gÅ‚ucho w drewno. 
 Wielki hall zapeÅ‚niaÅ‚y chmury dymu, przez które przedzieraÅ‚ siÄ™ po omacku. 
GdzieÅ› w tym kÅ‚Ä™bowisku, Å‚kaÅ‚a kobieta cichym, histerycznym szlochem peÅ‚nym 
przerażenia. WyszedÅ‚ z oparów dymu i zatrzymaÅ‚ siÄ™ zdezorientowany, patrzÄ…c na 
pomieszczenie. 
 Hall byÅ‚ sÅ‚abo oÅ›wietlony i dodatkowo zacieniony unoszÄ…cymi siÄ™ oparami. 
Wielki, srebrny kandelabr leżaÅ‚ na ziemi, a Å›wiece pogasÅ‚y. Jedyne, blade Å›wiatÅ‚o stanowiÅ‚ 
blask kominka i Å›ciany, na której siÄ™ znajdowaÅ‚, gdyż pÅ‚omienie lizaÅ‚y jÄ… od podÅ‚ogi, aż 
po dymiÄ…ce belki stropu. Na tle sinej poÅ›wiaty Conan dostrzegÅ‚ sylwetkÄ™ czÅ‚owieka 
koÅ‚yszÄ…cÄ… siÄ™ powoli na koÅ„cu liny. Martwa twarz, wykrzywiona w nierozpoznawalnym 
grymasie, odwróciÅ‚a siÄ™ ku niemu, ale Conan wiedziaÅ‚ już, Å¼e to hrabia Valenso, 
powieszony na swej wÅ‚asnej krokwi. 
 Jednakże w hallu byÅ‚o coÅ› jeszcze. Conan ujrzaÅ‚ to przez kÅ‚Ä™by dymu: potworna, 
czarna postać, otoczona aureolÄ… piekielnego ognia. Jej ksztaÅ‚t sprawiaÅ‚ wrażenie niemalże 
ludzkie, ale cieÅ„ padajÄ…cy na pÅ‚onÄ…cÄ… Å›cianÄ™, z pewnoÅ›ciÄ… nie pochodziÅ‚ z tego Å›wiata. 
   Na Croma!   wymamrotaÅ‚ Conan, sparaliżowany myÅ›lÄ…, Å¼e oto stanÄ…Å‚ twarzÄ… w 
twarz z istotÄ…, przeciwko której jego miecz byÅ‚ bezużyteczny. ZobaczyÅ‚ BelesÄ™ i TinÄ™, 
wtulone w siebie i skulone na schodach. 
82
Conan i Skarb Tranicosa
 Czarne monstrum uniosÅ‚o siÄ™ z szeroko rozrzuconymi, potężnymi ramionami, 
rzucajÄ…c gigantyczny cieÅ„ na tle ognia. Z kÅ‚Ä™bów dymu wyjrzaÅ‚a ponura pół ludzka 
twarz, demoniczna i zÅ‚owroga. Conan zauważyÅ‚ osadzone blisko siebie rogi, 
wyszczerzone zÄ™biska, szpiczaste uszy. Istota kroczyÅ‚a ciężko ku niemu, a Cymmerianin 
przypomniaÅ‚ sobie w desperacji to co wiedziaÅ‚y już o demonach. 
 Obok niego leżaÅ‚ przewrócony, wielki kandelabr. Dawniej byÅ‚a to chluba zamku 
Korzettów, pięćdziesiÄ…t funtów czystego srebra, misternie rzezbionego w figury bogów i 
herosów. Conan chwyciÅ‚ go i podniósÅ‚ wysoko nad gÅ‚owÄ™. 
   Srebro i ogieÅ„!   ryknÄ…Å‚ grzmiÄ…cym gÅ‚osem i cisnÄ…Å‚ kandelabr z caÅ‚ym impetem, 
jaki drzemaÅ‚ w jego stalowych mięśniach. PięćdziesiÄ…t funtów srebra, wprawione w ruch 
niewiargodnÄ… siÅ‚Ä… trzasnęło prosto w mocarnÄ…, czarnÄ… pierÅ›. Nawet demon nie 
wytrzymaÅ‚by uderzenia takim pociskiem. Potwór zachwiaÅ‚ siÄ™ i wpadÅ‚ prosto do 
kominka, który byÅ‚ teraz szalejÄ…cym morzem pÅ‚omieni. Hallem wstrzÄ…snÄ…Å‚ przerażajÄ…cy 
wrzask, okrzyk nieziemskiej istoty, schwytanej nagle przez ziemskÄ… Å›mierć. Parapet  [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl