[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyszedł w tym samym garniturze, a nawet - była tego pewna - w tej samej koszuli i nie
miał krawata. Zastanawiała się, z czyjego łóżka przed chwilą się zwlókł.
R
L
T
- Ja nie zwykłem  przesyłać serdecznych życzeń" - rzekł cierpkim tonem, kładąc
na jej biurku dwa listy, które na jego prośbę wstępnie naszkicowała.
Lavinia powinna była drgnąć speszona - ostatecznie przecież przyłapał ją teraz na
przeglądaniu w Internecie ofert pracy - lecz nie zamierzała się peszyć z jego powodu.
- A ja nie jestem maszynistką - odgryzła się. - Wolałbyś, żebym napisała:  Pański
szczerze oddany"?
Zachar wychwycił ironię i skwitował ją nikłym uśmiechem. Chociaż obecnie pra-
wie ze sobą nie rozmawiali, to kiedy już do tego dochodziło, przybierali dawny swobod-
ny ton, głównie za sprawą Lavinii, która, jak zawsze, nie chciała mu się podporządko-
wać.
Zerknął na ekran jej komputera.
- Znalazłaś jakieś dobre posady?
- Kilka - odrzekła. - Nie bój się, nie poproszę cię o referencje.
Właściwie nie powinien się przejmować jej sytuacją. Jednak gdy pózniej siedział z
Abigail, kolejny raz powtarzając z nią szczegóły jutrzejszego planu, jego myśli ciągle
krążyły wokół Lavinii.
Co ona pocznie?
Widział, jakie oferty pracy przeglądała, i wiedział, jakich one wymagają kwalifika-
cji. Potrzebowałaby naprawdę dobrej posady, żeby zarabiać na obecnym poziomie. Mu-
siał przyznać, że Lavinia jest jedną z najbystrzejszych znanych mu osób, ale, jak sama
przyznała, brak jej formalnego przygotowania.
To nie jego problem.
Nigdy niczego by nie osiągnął, gdyby się martwił losem tego czy owego z pod-
władnych. Musiał być bezlitosny. Zaczynał od zera, więc ona może zrobić to samo.
- Przyszła pańska poczta. - Lavinia zapukała, weszła do gabinetu i wręczyła mu
prywatną korespondencję. - Och, Abigail. - Uśmiechnęła się uroczo do asystentki, która
siedziała w milczeniu, wyraznie czekając, aż Lavinia sobie pójdzie. - Dzwonili z salonu
kosmetycznego i poinformowali, że jednak znajdą dla ciebie czas, o ile nie trzeba się za-
jąć twoją pupą. Powiedziałam, że nie jestem pewna i że do nich oddzwonisz.
R
L
T
- To było okrutne - rzekł Zachar, nie potrafiąc powstrzymać szerokiego uśmiechu,
gdy purpurowa na twarzy Abigail przeprosiła na chwilę i opuściła pokój.
- Nie, to było rozkoszne! - odparła Lavinia. Ruszyła do drzwi, ale przystanęła i
odwróciła się. - Mam właśnie na linii Alannah. Jest trochę zdenerwowana tym, że w
sklepie mają się zjawić wewnętrzni audytorzy.
- Zewnętrzni - poprawił ją. - To międzynarodowa firma, z której usług regularnie
korzystam. Powiedz Alannah... sam nie wiem... cokolwiek. - Wzruszył ramionami. - Po-
wiedz jej, że nie ufam niczyim innym obliczeniom. Nawet Nina i Aleksi mogliby nie
oszacować trafnie wartości Domu Mody Kolovsky. Zapewnij ją, że nie ma żadnych po-
wodów do niepokoju.
- Mam ją okłamać?
- Twoja praca polega na zapewnianiu normalnego funkcjonowania firmy. Jeśli nie
potrafisz sobie z tym poradzić...
- Dobrze, powiem jej. I tak wybieram się do tego sklepu. Abigail dała mi długą li-
stę zakupów.
Zachar odebrał telefon, a Lavinia wybiegła z gabinetu. Ponura jak noc Abigail rzu-
ciła jej gniewne spojrzenie od swojego biurka.
- Jeżeli kiedykolwiek jeszcze to zrobisz...
- To co? - spytała wyzywająco Lavinia. - Wylejesz mnie?
- Porozmawiam z Zacharem!
- I co mu powiesz? %7łe jestem suką? - Zaśmiała się. - Och, wszystko mi jedno...
Na nieszczęście Zachar wybrał właśnie ten moment, żeby pojawić się w pokoju.
- Chodz - zwrócił się do Lavinii. - Osobiście porozmawiam z Alannah. Mogę cię
podwiezć.
Po raz pierwszy od weekendu zostali naprawdę sami. Gdy wyjeżdżali ze śródmie-
ścia, zapytał z autentycznym zainteresowaniem:
- Jak sobie radzisz?
- Dobrze! - odrzekła z uśmiechem, którego nie mógł ścierpieć.
- Mogłabyś przestać udawać?
R
L
T
Nigdy, pomyślała. Będzie się uśmiechać, śmiać i rozmawiać z Zacharem, ale już
nie otworzy się przed nim.
- Przed chwilą zadzwoniła panna Hewitt - oznajmił. Jedynie lekkie pochylenie
głowy Lavinii świadczyło, jak bardzo to dla niej ważne. - Właśnie dlatego chciałem cię
wyciągnąć z biura. Potwierdziłem, że już od ponad dwóch lat pracujesz w firmie
Kolovsky...
- Powiedziałeś jej, że pojutrze już nie będę miała pracy?
- Oczywiście, że nie.
- I tak się dowie. - Wzruszyła ramionami. - Jestem z nią umówiona w porze lunchu.
- Opisałem cię jako osobę odpowiedzialną i...
Lavinia potrząsnęła głową. Nie chciała tego słuchać. Odsunęła przegrodę i zaczęła
gawędzić z szoferem Eddiem o jego maleńkiej wnuczce.
Gdy tylko zajechali na miejsce, wyskoczyła z samochodu, ruszyła przodem i
otworzyła ciężkie drzwi. W trakcie swoich podróży Zachar widział wiele sklepów firmy
Kolovsky, lecz, przepełniony nienawiścią, nigdy nie zdobył się na to, by zajrzeć do
środka. Teraz się jednak nie zawahał.
- Wiek przed urodą! - rzekła żartobliwie Lavinia, gdy wszedł pierwszy, ale tym ra-
zem nie wywołała jego uśmiechu.
Musiała przyznać, że doskonale poradził sobie z Alannah i jej pracownikami. W
ciągu zaledwie piętnastu minut przekonał zdenerwowany personel, że ten audyt nie jest
niczym niezwykłym i że zostanie przeprowadzony po godzinach pracy, aby nie zaniepo-
koić klientów.
Lavinia zrealizowała zamówienie Abigail: dwie sukienki, bluzka z cienkiego je-
dwabiu, ciepły płaszcz i piękny gruby szal, którym z radością by ją udusiła, ponieważ
Abigail aż nazbyt dobrze wiedziała, że chociaż te rzeczy dziś kosztują fortunę, to jutro
będą bezcenne.
Kiedy już zmierzali do wyjścia, Lavinia, jak zawsze, zatrzymała spojrzenie na
swojej ulubionej firmowej kreacji. Zachar podążył za jej wzrokiem i w jego oczach bły-
snęło rozpoznanie.
- Koza - powiedziała Lavinia. - Właśnie tak wygląda uszyty z niej strój.
R
L
T
To był tylko spód i doprawdy nie powinien zasługiwać na więcej niż krótki rzut
oka. Jednak Zachar przez długą chwilę wpatrywał się weń jak urzeczony.
- Jak...? - zaczął i urwał.
Prosty, chociaż piękny materiał, który niedawno trzymał w dłoniach, wisiał teraz
przed nim, spływając fałdami i marszcząc się lekko u dołu. Nie było żadnego widoczne-
go zapięcia, żadnych zaszewek, tylko jeden prosty szew na plecach i dwa cienkie ra-
miączka.
- Magia - odrzekła Lavinia. - To inna nazwa czeczotowatej faktury tkaniny. - Spo-
strzegła jego zdezorientowaną minę. - Bias - spróbowała jeszcze, a potem przewróciła
oczami. - W dziedzinie mody jesteś naprawdę dziewiczy!
- Przynajmniej nie udaję, że jest inaczej - zripostował i uśmieszek triumfu Lavinii
zniknął, wyparty przez gorący rumieniec.
- Już nie muszę udawać. Dzięki tobie! - rzuciła zgryzliwie. Potem znowu popa-
trzyła na ten jedwabny spód i rzekła: - Iwan naprawdę był geniuszem.
- Opowiedz mi coś o nim - poprosił nieoczekiwanie dla siebie Zachar.
- To był istny tyran. Wystarczyło, żeby pstryknął palcami, a Nina i wszyscy inni
skakali wokół niego. Afiszował się przed nią ze swoimi kochankami. Ostatnia stała na-
wet razem z Niną przy jego łożu śmierci. - Lavinia zamyśliła się przez chwilę. - Biedna
Nina. Jestem pewna, że piła i że on ją bił... Ale był genialnym projektantem mody. - Ro-
zejrzała się po sklepie pełnym pięknych strojów, stworzonych przez jego wynaturzony
umysł. - A Nina, Boże jej dopomóż, kochała go. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl