[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W powietrzu czuło się ciepło, jakby lato postanowiło już nadejść. Przed nią, na małej
polance, tańczyła para motyli, odfrunęła do skały i znów zawróciła w jej stronę.
Wśród drzew rozbrzmiewał śpiew drozda, poza tym panowała cisza, owszem, słychać
jeszcze było brzęczenie pracowitych trzmieli i pszczół, a z oddali dobiegał szum z rzadka
przejeżdżających automobili. Między ich przejazdami panowała błogosławiona cisza.
Niezwykła polanka przypominała jakby święte miejsce. Na środku wśród traw widniała
okrągła kamienna płyta. Przy samej skale jacyś wędrowcy rozpalili kiedyś ognisko,
157
zbudowali palenisko, na którym pewnie chcieli zagotować kawę. Poza tym nie widać
żadnego śladu pozostawionego przez człowieka.
Vanja, zamyślona, przysiadła na kamiennej płycie, nie mając pojęcia, że właśnie tutaj Heike i
Vinga przed ponad stu laty wywołali szary ludek. To miejsce było świadkiem wielu
niesamowitych wydarzeń w czasach Sol, Kolgrima i Ulvhedina. Najdziwniejsze jednak
nastąpiło za życia Heikego. To, że tu właśnie zginął sędzia Snivel, rozszarpany na strzępki
przez szary ludek, najlepiej przemilczeć.
Ale Vanja coś wyczuła! Jakieś niezwykłe wibracje ogarnęły całe ciało. Nie sądziła, by mogło
je wywołać coś z zewnątrz, uznała, że to w jej organizmie nagle zachwiała się równowaga.
Może to skok ciśnienia, może ogarnęła ją zwykła słabość.
Było to uczucie dość nieprzyjemne, ale i fascynujące zarazem. Ponieważ nie łączyła swego
stanu z podłożem, na którym siedziała, nic miała zamiaru wstawać.
Czyżbym była chora? pomyślała. Nie, nic mi chyba nie dolega, jestem niezwykle...
Tok jej myśli przerwał nagle głos, którego nigdy nie zdołała zapomnieć. Ochrypły, głuchy.
- Nareszcie! Nareszcie cię odnalazłem, Vanju! A więc tu jest korytarz!
Odwróciła się gwałtownie, jakby ktoś obok wystrzelił z pistoletu.
Na kamiennej płycie tuż przy niej siedział Tamlin.
158
ROZDZIAA XIII
Twarz Vanji natychmiast rozjaśniła się w uśmiechu nieoczekiwanej radości.
- Tamlin! Nie, to nie może być prawdą, nie wierzę w to!
- Nie ciesz się za wcześnie - uprzedził ją. - Pamiętasz, co ci obiecałem ostatnio?
- %7łe mnie zabijesz? Dobrze to pamiętam. Nie będę cię powstrzymywać, bo żaden człowiek
na świecie nie żył bardziej bezsensownie niż ja przez ostatnie lata. Musisz tylko trochę
poczekać...
Tamlin nie spuszczał z niej wzroku. Wygląd demonów z upływem czasu niewiele się
zmienia. Jeśli są straszne, pozostają takie na wieki, piękne - nigdy nie tracą swojej urody.
Ale Tamlin się zmienił. Biła od niego udręka samotności. W oczach i kącikach ust czaiło się
zmęczenie i cierpienie, choć jego skóra była równie gładka jak kiedyś, a koloryt tak samo
wyrazisty.
- Na co mam czekać?
Czy może opowiedzieć mu o Franku? O dziecku, które musi urodzić? Czy to nie sprowadzi
nieszczęścia na Franka?
- Nie wiem, czy mogę ci to wyznać, Tamlinie. Muszę chronić przed tobą ziemską istotę.
Słaby, przepojony goryczą uśmiech na moment pojawił się na jego ustach.
- Jeśli wydaje ci się, że wolno mi przebywać w świecie ludzi, to wiedz, że się mylisz. Mogę
dotrzeć do ciebie tutaj, w tym miejscu, ale nigdzie indziej.
- Dobrze, powiem ci więc, o co chodzi.
Będzie musiała tylko czuwać, aby Frank i dziecko nie zbliżali się do tego zaczarowanego
miejsca. Vanja zrozumiała już, gdzie się znajduje, choć trafiła tu całkiem przypadkowo.
Gdybyż wcześniej o tym wiedziała! Tyle zmarnowanych lat!
Opowiedziała Tamlinowi o dziecku, na które czekają Ludzie Lodu i które musiała urodzić.
Widziała, że bardzo mu się to nie spodobało.
- Obiecuję, Tamlinie! Przyrzekam, że tu wrócę, kiedy dziecko już przyjdzie na świat.
Będziesz mógł mnie uśmiercić, jeśli zechcesz.
Vanja nie żywiła żadnych uczuć dla nie narodzonego dziecka. Była pewna, że w Lipowej Alei
małemu będzie dobrze także i bez niej. Zajmie się nim Benedikte albo Christoffer i Marit.
Vanja nie wiedziała nic o instynkcie macierzyńskim, o tym, jak w jednej chwili obojętność czy
niechęć do dziecka może przemienić się w miłość.
159
Tamlin siedział z kolanami podciągniętymi pod brodę, otoczywszy je ramionami. Nie patrzył
już na nią, wbił wzrok w kamienną płytę.
- Sądzę, że nie potrafisz wyobrazić sobie mojej samotności, Vanju - powiedział z wysiłkiem,
odwykły od mówienia.
- Rok za rokiem krążyłeś w próżni? O, tak, na pewno nie potrafię w pełni cię zrozumieć, ale
już to, co czuję, napełnia mnie szaleńczym strachem.
Podniósł wzrok, w jego oczach dostrzegła smutek, jakiego dotychczas nigdy nie widziała.
- Dlaczego więc miałbym cię zabijać, skoro jesteś jedyną istotą, do której mogę dotrzeć?
- Ja nie będę żyła długo, Tamlinie. Czas dany człowiekowi jest taki krótki.
- Będę cię kochać tak długo, jak długo będzie istnieć wielka nicość.
Vanja drgnęła poruszona.
- Co powiedziałeś? Kochać? Ty?
- Tak. Czy słyszałaś kiedykolwiek coś równie niemądrego? Kochający demon!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Bardsley Michele Diary of a Demon Hunter 01 Death Unwept [caĹoĹÄ pl]
- GR1000.Radley_Tessa_Rozkosze_jednej_nocy
- Rozkosze Nocy Day Sylvia
- asimov isaac nastanie nocy
- Conan at the Demon's Gate Roland J. Green
- De_Camp_Lyon_Sprague_ _Szalony_Demon
- GĹos Nocy
- 22 Demon i panna
- 33. Marshall Paula Dynastia Dilhorne'ow 03 Maskarada mimo woli
- CieĹ nocy 02 Blask nocy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- leszczyniacy.pev.pl