[ Pobierz całość w formacie PDF ]
syna.
Jak się spodziewał, trafił na kolejną ślepą uliczkę, zresztą
nie wyobrażał sobie okoliczności, w których Thomas mógłby
zajść do podobnego lokalu. Raczej napadnięto go w jakiejś
uliczce lub ciemnym zaułku. Niechętnie musiał przyznać, że
nie ma sensu szukać dalej: Thomas zniknął i tyle. Pozostało
mu tylko doprowadzić do końca interesy Dilhorne'ów w
Melbourne i wracać do domu, do Hester.
Redmayne zasugerował, że powinien rozwiesić plakaty na
złotonośnych polach Bendigo i Ballarat, jak również w Mel
bourne, oferujÄ…ce nagrodÄ™ w zamian za informacjÄ™ o synu.
Dałoby to Hester pewną nadzieję.
Następnego dnia zdecydował się odwiedzić drukarzy i po
licję. Ubrany nienagannie, gdyż nawet nieszczęście nie mog
ło złamać jego wieloletnich nawyków, zszedł do hotelowego
holu.
Tym razem hol świecił pustkami, nie licząc jasnowłosej
dziewczyny u boku kędzierzawego mężczyzny w ubraniu ty
powym dla poszukiwacza złota. Oboje stali zwróceni do To
ma plecami.
Słysząc kroki Toma, dziewczyna odwróciła głowę w jego
stronę. Była młoda i uderzająco piękna. Jej włosy miały od
cień popielatoblond, a wielkie zielononiebieskie oczy przy
pomniały mu zmarłą synową. Jej ubranie nie zachwycało
krojem czy materią, ale schludnością. Miała na sobie niebie-
sko-białą kretonową sukienkę, szydełkowy szal, słomkowy
kapelusz przystrojony szmacianymi różyczkami i ciężkie,
czarne, sznurowane buty.
Jej towarzysz, który rozmawiał z recepcjonistą, odwrócił
się do niej, pochylił i pocałował w policzek. Ochoczo oddała
mu pocałunek.
Tom syciłby się dłużej tą sentymentalną scenką, gdyby
wysoki poszukiwacz nie odwrócił się w jego stronę, odsła
niając opaloną twarz. Mężczyzna - nie do wiary - był jego
synem, Thomasem; na jego twarzy malował się wyraz szczę
ścia, jakiego ojciec nie widział od lat.
W pierwszej chwili Tom poczuł głęboką ulgę, a zaraz po
tem równie głęboki gniew na odnalezionego syna, który spo
wodował tyle rozpaczy i zamętu swoim nagłym i nierozważ
nym zniknięciem. Nie mówiąc o tym, że to w złym guście
stać sobie tak z nonszalanckim uśmiechem i obejmować ład
nÄ… dziewczynÄ™.
Thomas i Kirstie przyjechali do Melbourne póznym wie
czorem. Byli zmęczeni po długiej podróży, a współpasażero
wie dyliżansu ostrzegli ich, że szanse na znalezienie noclegu
są nikłe.
Opuściwszy powóz, Thomas udał się do zajazdu, w pod
wórzu którego zakończyli podróż. Okazał się przepełniony.
Właściciel, wzruszywszy ramionami, oznajmił, że nawet
przerobiona na prowizoryczną sypialnię, zasłana materacami
stodoła również jest zapełniona.
Wyczerpana, jeszcze osłabiona po febrze Kirstie z trudem
trzymała się na nogach.
Podniecenie i napięcie ostatnich kilku dni oraz podróż też
dawały znać o sobie.
Thomas ścisnął rękę Kirstie i zwrócił się do właściciela:
- Moja żona ostatnio chorowała i potrzebuje odpoczyn
ku. Czy znajdzie się miejsce, gdzie możemy się przespać?
Gdziekolwiek, byle nie na ulicy.
Właściciel przyjrzał im się, lekko zaintrygowany. Para ta
wyraznie wyróżniała się z pospolitego tłumu: dziewczyna
była bardzo ładna, a mężczyzna swoim sposobem bycia
przewyższał prostaków, którzy zwykle szukali u niego schro
nienia.
- Dobrze zapłacę - dorzucił zdesperowany Thomas.
Właściciel podrapał się w brodę.
- Może coś dla was załatwię, ale warunki są skromne.
Kirstie westchnęła z ulgą.
- Lepsze to niż ulica. Bierzemy - zgodził się Thomas.
W istocie miejsce było niewiele lepsze od ulicy - pełen
zwietrzałej słomy strych nad stajnią. Dawny Thomas parsk
nÄ…Å‚by na samÄ… wzmiankÄ™ o noclegu w takim miejscu. Jednak
nowy Thomas, widząc zmęczenie żony, zgodził się zapłacić
za to taką sumę, za którą przed gorączką złota dostałby pokój
w luksusowym hotelu.
Wnieśli na górę swój mały kuferek. Thomas wyciągnął z
niego czystą koszulę i halkę Kirstie, by je podłożyć pod gło
wę. Kiedy wreszcie się położyli, trzymając za ręce, pomyślał
z goryczą, że Kirstie rzeczywiście nie może mieć pojęcia, za
kogo wyszła, skoro jest to najlepsze miejsce, jakie mógł im
zapewnić.
Kirstie wiedziała jedno. Była z Fredem, który nie poddał
się i znalazł nocleg, powodowany troską o żonę, podczas gdy
ktoś inny na jego miejscu dawno by już zrezygnował. A po
nieważ jej dotychczasowe życie było ciężkie i surowe, miała
mniejsze wymagania niż Thomas.
Początkowo wzajemna bliskość nie pozwoliła im zasnąć.
Kochali się namiętnie, spragnieni siebie i szczęśliwi. Kirstie
wreszcie zasnęła w ramionach męża. Wsparty o ścianę ob
serwował ją czule, póki sam nie zapadł w sen.
Rano zeszli na dół na śniadanie, by się przekonać, że je
dyne, co oferowano do jedzenia, to kawa lub herbata i roga
liki za niezwykle wygórowaną cenę. Mimo to Kirstie rozglą
dała się dookoła z zaciekawieniem, wszystko dla niej było
interesujÄ…ce, wszystko dziwne i nowe.
- Pójdziemy do hotelu Criterion" - zwrócił się Thomas
do żony - i postaramy się tam o pokój. Zanim mnie napad
nięto, zostawiłem u nich bagaż na przechowanie. Niewyklu
czone, że nadal tam się znajduje.
Szli przez zatłoczone ulice, nie wyróżniając się z tłumu
poszukiwaczy złota i ich kobiet. Criterion" był okazałą bu
dowlą; Kirstie wydał się pałacem. Nie należał do hoteli, do
których spodziewała się kiedykolwiek zajrzeć.
- Jesteś pewien, że nas tam przyjmą? - spytała onieśmie
lona splendorem miejsca.
- O ile pamiętam - odparł - każdy, bez względu na wy
gląd, jest tu mile widziany, jeżeli ma dosyć pieniędzy, by za
płacić za to, czego żąda.
Recepcjonista w holu przyglądał im się, nie okazując nie
chęci. Thomas zaczął od przedstawienia się swoim prawdzi
wym nazwiskiem. Wtedy po raz pierwszy Kirstie je usłysza
Å‚a. ZdziwiÅ‚a siÄ™, sÅ‚yszÄ…c, jak mówi, że jest Thomasem Dil¬
horne'em, który zostawił tu swój bagaż i nie zgłosił się po
niego przez prawie rok. Czy ciągle go mają i czy mógłby dla
siebie i żony zarezerwować pokój?
Pracownik hotelu zniknął, a Thomas zwrócił się do
Kirstie:
- NaprawdÄ™ nazywam siÄ™ Thomas Dilhorne. Powinienem
ci o tym powiedzieć wcześniej, ale chciałem być Fredem mo
żliwie najdÅ‚użej. ZostawiÅ‚em Samowi list wyjaÅ›niajÄ…cy. Geor¬
diemu wyjawiłem, kim jestem, gdy tylko sobie przypomniałem.
Zorientował się, że to nazwisko nic jej nie mówi, i był z
tego zadowolony, chociaż oznaczało to konieczność dalszych
wyjaśnień.
- Thomas, nie Fred? - zdziwiła się.
Nie potrafiła pomyśleć o nim jako o Thomasie. Zaczęła z
zainteresowaniem rozglądać się dookoła, aby pokryć zmie
szanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- John DeChancie Castle 03 Castle K
- Jacqueline Carey Kushiel's Legacy 03 Kushiel's Mercy
- Jane Yolen Pit Dragon 03 A Sending of Dragons
- 061. Roberts Nora Irlandzka wróşka 03 Irlandzki buntownik
- Rodzinne sekrety 01 Wiosenny bal 03 Winston Anne Marie Piknik nad stawem
- 2002 03. Świąteczne podarunki 1. Boswell Barbara Dzieci szczęścia Następca tronu
- Carol Lynne [Neo's Realm 03] Crimson Moon [TEB MM] (pdf)
- 05.WoW War Of The Ancients Trilogy 01 The Well of Eternity (2004 03)
- Ani, Friedrich Tabor SĂźden 03 SĂźden und die Frau mit dem harten Kle
- Cherry, C J Chanur I, El Orgullo de Chanur
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- trzonowiec.htw.pl