[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szeptem.
 Jest tylko jeden sposób, żebyśmy mogli być
ze sobą jeszcze bliżej.  Dyszał głośno.  Wiesz
doskonale, co mam na myśli.
 Tak, tak  powtarzała. Zacisnęła palce na jego
nagich plecach, wpijając paznokcie w napięte
mięśnie.  Ted!
Pochylił się raptownie i porwał ją w ramiona.
Jego oczy przeraziły ją swoim blaskiem. Zawahał
się, a potem zadał pytanie, którego wcale nie
musiał ubierać w słowa.
Wtuliła twarz w jego szyję i kurczowo się go
trzymała, cała drżąc. Niech robi z nią, co zechce.
Cokolwiek zrobi, przyjmie to z wdzięcznością.
Skoro nic innego nie jest jej pisane, musi cieszyć
się chwilą.
 Przynajmniej... daj mi dziecko  wyszeptała.
 Daj mi chociaż tyle, skoro nie możesz mi dać
siebie.
Te słowa zszokowały go. Popatrzył na słodki
ciężar, który trzymał w ramionach, i przytulił ją do
serca.
 Corrie...  wyszeptał.
Otworzyła oczy i popatrzyła na niego bezradnie.
 Czy to, o co proszę, naprawdę jest takie
straszne?  zapytała ze smutkiem.  Wiem, że nie
208 DUMA I PIENIDZE
chcesz się wiązać. Nie martw się, niczego od ciebie
nie będę chciała.
Nie mógł wydobyć z siebie ani słowa. Przytu-
lił ją jeszcze mocniej i oszołomiony łagodnie ko-
łysał.
 Nie chcesz mieć dziecka?  zapytała żałos-
nym szeptem.  Zapewnię mu dobrą opiekę. Aty
będziesz tylko przyjeżdżał od czasu do czasu
z wizytą, jak tylko będziesz chciał...
Zamknął oczy i przez chwilę jego ramiona tak
mocno ją ściskały, że o mało nie popękały jej
żebra.
Zagryzła wargi, przypatrując mu się uważnie.
Najwyrazniej nie mógł się ruszyć. Ani na krok.
Tylko stał nieruchomo, nie wypuszczając jej z ob-
jęć. Pomyślała ze smutkiem, że prawdopodobnie
zrobiło mu się jej żal, kiedy uświadomił sobie
bezmiar jej upokorzenia. Nie wiedział, jak ma się
w tej sytuacji zachować.
Starała się wolniej oddychać, aż jej puls trochę
się uspokoił. Zastanawiała się, jak po czymś takim
jeszcze będzie mogła spojrzeć mu w oczy. Tym
razem poniżyła się za bardzo, zagrała o zbyt
wysoką, niebotyczną stawkę. Kiedy ona wreszcie
zmądrzeje?
 Ted, proszę, puść mnie.  Usiłowała zacho-
wać resztki godności.
Jego wargi prześliznęły się po jej zapłakanych
powiekach. Zamknęła oczy Nie spełnił jej prośby.
Diana Palmer 209
Poniósł ją w stronę w fotela i wolno na nim usiadł,
tuląc ją w objęciach niczym najcenniejszy skarb.
 Ted...  powtórzyła.
Potarł policzkiem o jej twarz, szukając ust. Jego
policzek był wilgotny. Ale nie zdążyła nad tym się
zastanowić, ponieważ już ją całował. Wydawało się
jej, że jest w tym pocałunku coś rozpaczliwego, tym
bardziej że znowu poczuła, jak jego ramiona zacis-
kają się na niej niczym żelazne obręcze.
Po omacku dotknęła jego pochylonej twarzy,
zamkniętych oczu i nagle poczuła wilgoć pod
placami. Dłuższą chwilę zajęło jej, nim zrozumia-
ła, co to znaczy. Otworzyła szeroko oczy i od-
sunęła się od niego.
Miał oczy i policzki mokre od łez. Wcale się ich
nie wstydził. Nie unikał jej wzroku.
 Nie ruszaj się.  Zciągnął z niej pomiętą
koszulkę, która tylko na wpół ją okrywała, i rzucił
ją na podłogę.
Jego ręka powędrowała do jej odkrytych piersi,
zatrzymując się na dłużej na długiej bliznie.
Pochylił się i wargami najpierw musnął szramę,
a potem zaczął pieścić całą pierś.
 Nie będziesz się wstydzić karmienia piersią?
 zapytał szeptem.
Fala nadziei wypełniła jej serce.
 Nie!
Pocałował ją w usta.
 Zapewne już nie jestem tak płodny jak młody
210 DUMA I PIENIDZE
mężczyzna  powiedział po chwili.  Więc przygo-
tuj się na to, że to może trochę potrwać.
Westchnęła, przytulając do siebie jego twarz.
Gdydotarł doniej senstychsłów, zadrżała z radości.
Przywarł wargami do jej piersi i zaczął pocałun-
kami wyznaczać szlak aż na jej brzuch.
Kiedy w końcu podniósł się, by zaczerpnąć
powietrza, przeniósł ledwie przytomną Coreen na
kanapę. Ułożył się na niej, przez cały czas trzy-
mając Coreen w ramionach.
Leżeli z ciasno splecionymi nogami, bez skrę-
powania, jakby układali się tak od lat.
Jego głowa spoczęła na poduszce, podczas gdy
ona przyłożyła ucho do jego piersi i słuchała
mocnych, rytmicznych uderzeń jego serca. Dla
Coreen taka bliskość była równie podniecająca,
jak i niespodziewana.
 Dlaczego przestałeś?  zapytała półprzytom-
nym głosem.
Powiódł dłonią po jej plecach aż do talii.
 Nie możemy począć naszego pierwszego
dziecka, dopóki nie będziemy małżeństwem  po-
wiedział cicho.
Znieruchomiała.
 Ale... przecież powiedziałeś...  zaprotesto-
wała.
Przewrócił ją na plecy i głodnym wzrokiem
spojrzał w jej szeroko otwarte, niebieskie oczy.
 Powiedziałem tylko, że moglibyśmy spróbo-
Diana Palmer 211
wać spłodzić dziecko  wyszeptał.  Nie wspo-
mniałem ani słowem o tym, że chcę, żeby było
nieślubne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl