[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie posiadające związku ze sobą, odczuwały potrzebę obowiązkową do
wystąpień demonstracyjnych bez otrzymywania specjalnych instrukcji albo też
rozkazów znikąd. Konkurencja egzystowała w społeczeństwie dla uniknięcia
zastoju.
Wszyscy wykształceni byli gotowi do ofiar i każdy chciał znalezć okazję
poświęcenia się dla dania przykładu zdemoralizowanym, których nigdzie
dojrzeć nie było można. Entuzjazm stawał się ogólnym.
Za przykładem Wilna, jak gdyby za uderzeniem różdżki magicznej,
rozpoczęły się demonstracje po wszystkich parafialnych miastach Litwy, a z
największym wytężeniem na %7łmujdzi, gdzie oprócz mieszczaństwa ludność
wioskowa brała czynny udział w zapale do poświęcania się. %7łydzi znajdowali
okazję do szpiegowania, pozostając na służbie u Moskali i łudząc nas swą
miłością do Polski.
W kościele parafii holszańskiej, do której zaliczały się i Bałwaniszki,
odbyła się demonstracja niezwłocznie po danyrn przykładzie z Wilna, urządzona
przez garstkę młodzieży, do której i ja należałem, złożonej z braci Jussewiczów,
Zawadzkich, Baranowiczów, Wańkowiczów, Kwaśnickich, Wyganowskich i
mojej siostry Julii, która dopomogła wiele w wyćwiczeniu nas do akuratnej
intonacji hymnu podczas wielolicznych prób domowych, kierując wykonaniem
błagalnej melodii w kościele. Ubrana w suknie o narodowych kolorach
zaimponowała uroczo uroczystości.
Zostawiwszy Julię małą dzieweczką, zastałem po powrocie z Petersburga
do Wilna 16-letnią pannę, śliczną urodą, a piękniejszą podniosłą miłością
ojczyzny. Zabłysła ona na chwilę tylko, gdyż po upływie roku czasu straciłem ją
na zawsze, nie mogąc do dzisiaj ukoić się z poniesionej straty.
W tenże sposób odbyły się jedne po drugich demonstracje po wszystkich
parafiach oszmiańskiego powiatu, za wyjątkiem tego miasta, z powodu
wyrżnięcia przez Moskali licznie tam zamieszkałego mieszczaństwa podczas
powstania 1831 r., brak którego został zastąpiony przez obfite pomnożenie się
żydostwa.
W chwili kiedy zapał demonstracyjny szerzył się, w którym brałem czynny
udział uczestnicząc pomocniczo w sąsiednich parafiach, otrzymany urlop na
miesiąc czasu od dawna już upłynął. Potrafiłem go przedłużyć, otrzymując od
lekarza powiatowego świadectwo zapadnięcia na ciężką chorobę za
odpowiednią zapłatą. Lekarz ten, posiadający wyłączne zaufanie rządu,
oświadczył mi gotowość do powtarzania tych świadectw na przyszłość, chcąc
zapewne powiększyć swój dochód z powodu brakującej mu praktyki.
Ale zjawianie się moje w mundurze wojskowym na demonstracjach
naraziło mnie na niezwłoczne zakompromitowanie się, które narażało też na
wielkie niebezpieczeństwo urzędowego lekarza za udzielenie fałszywego
świadectwa obłożnej choroby. Za pośrednictwem zaufanej osoby
dowiedzieliśmy się, że dyrekcja oszmiańskiej policji otrzymała rozkaz
aresztowania mnie i kilku innych z demonstrującej młodzieży. Dotychczas rząd
moskiewski zachowywał się biernie kontentując się szpiegostwem. Dla
uniknięcia aresztu pozostawał mi do wyboru: powrót do Petersburga
niezwłoczny albo też emigracja za granicę. Bez namysłu zdecydowałem się na
ten ostatni projekt jako jedyny do zabezpieczenia mojej niezależności na
przyszłość.
Bratu mojemu Eustachemu zawierzyłem się z tym postanowieniem, gdyż
matka sądziła, że wracam do Inżyniernej Szkoły w Petersburgu. Nie chciałem ją
niepokoić obawą znajdowania się mojego przez długi czas w
niebezpieczeństwie, na jakie zostaje narażoną każda osoba przemycająca się za
granicę kraju. Brat Eustachy potrafił zaopatrzyć mnie w znaczniejszą niż zwykle
sumę pieniężną, a kolega mój, Emanuel Jundziłł, działający już w Wilnie w roli
komisarza, zajął się ułatwieniem ucieczki.
Załatwiła się takowa w sposób pospieszny skutkiem odjazdu z Wilna
emisariusza p. Buchowieckiego, który po spełnieniu poleconej mu misji wracał
za granicę, udając się do Włoch, gdzie formowało się urządzenie Szkoły
Wojskowej Polskiej w Genui, na żądanie Garibaldiego przez rząd włoski.
Przebrany w mundur studenta i zaopatrzony odpowiednim, chociaż
podrobionym świadectwem uniwersyteckim, posiadającym wartość
paszportową, zostałem wyprawiony przez Jundziłła razem z Buchowieckim i
pod jego opieką w drogę do Kamieńca Podolskiego.
Dokonywał się wielki przewrót w mojej egzystencji, do którego trzeba się
było zastosować. Widziałem otwierającą się otchłań przede mną i zerwanie
raptowne ze stanem obecnym, narażającym na zupełne odosobnienie. Używając
jedynego środka znanej podówczas spiesznej komunikacji, wsiadłem do powozu
pocztowego o oznaczonej godzinie i punkcie miasta, w którym zamieszkiwał
emigrant Buchowiecki. Stamtąd opuściliśmy Wilno, udając się pod wrzaskiem
dzwonków i trzaskaniem bicza spieszną jazdą w kierunku do Lidy.
Wywołany hałas zawiesił wątek rozpoczętych kombinacji względem
niepewnej przyszłości i niebezpieczeństw, na jakie zostaniemy narażeni.
Buchowiecki, starszy o lat kilka ode mnie, imponował wspaniałością dojrzałości
i urody, a takoż posiadaniem praktyki życiowej. Względy powyższe wywołały u
mnie postanowienie ulegania nieograniczonego jego radom i postanowieniom.
Przez to ulżonym został odczuwany ciężar obecnego położenia, zlewając
takowy w zupełności na karb towarzysza podróży. Dozwalało to mnie, po
uspokojeniu wzburzonych uczuć, zająć się rozglądaniem nieznanych dotąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl