[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twarz stężała. Malowało się na niej tyle zła, że cały pokój óry tomów w skórze i płótnie.
wypełniające go powietrze, książki i papierzyska - aż zadygotał z przerażenia. Mnie też przeszył
dreszcz, protrzepot zgrozy. Zee szarpnął mi się na piersi tak mocno, aż się
zatoczyłam. roczy
60
Thank you for evaluating PDF to ePub Converter.
To get full version, you need to purchase the software from: http://www.pdf-epub-converter.com/convert-to-epub-purchase.html
Oczami wyobrazni zobaczyłam różne rzeczy: wypalone wspomnienia, błyski, uderzenia
błyskawicy. Moją matkę, jak stoi na krawędzi Wielkiego Kanionu, ze słońcem palącym jej
wytatuowaną skórę, jak skacze w przepaść z rozpostartymi jak skrzydła ramionami. Jak opada prosto
w wilcze oczy. Jak stada wilków gonią ją w stronę złocisto--fioletowego zachodu słońca na tle
koron drzew iglastych. A przed nią, na skale, opalony, silny i uśmiechnięty...
Jack. między książkami. Wyczułam jakiś ruch. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, jak dziewczynka
wypuszcza z dłoni Straciłam go. Wszystko straciłam. Poczułam ukłucie bólu. Zasłoniłam oczy
dłonią. Tkwiłam na czworakach krzywym zwierciadle, nos i oczy zaciśnięte i ściągnięte tak mocno,
że wyglądała jak cyklop. Odrzuciła głowę do tyłu, kamienny dysk, jakby ją parzył. Jej twarz była
rozciągnięta w dziwnym grymasie, wykrzywiona jak odbicie w zadygotała, odwróciła się na pięcie i
wbiła we mnie straszliwe spojrzenie.
- Skąd? - wydyszała. - Skąd to masz?
Teraz miała twarz innej kobiety, małej i ciemnej. Między wargami połyskiwały ostre
zęby.Warknęłam na nią. Zerwałam się na równe nogi. Jej rysy się wygładziły, ale tym razem nie
przypominały moich.
- Zabiję cię - wyszeptała. - Mów.
Nie pamiętam, kiedy ściągnęłam sobie rękawiczki. Rozprostowałam rozgrzane palce. Chłopcy
szaleli. Rzuciłam się na nią, tratując cenne książki. Wsadziłam ręce w jej bezcielesne ciało.Chłopcy
próbowali się w nią wczepić, ale tak jak
poprzednio wyślizgnęła się bez trudu. To było zupełnie cośinnego niż wsysanie się w pasożyta.
Stała nad kobietą i mężczyzną, którzy dzwignęli się do pozycji siedzącej i się w nas wpatrywali. Nie
mogłam jej powstrzymać.
A po chwili, tak po prostu, wszyscy zniknęli. Cudowne Bliznięta i dziewczynka - demon lub nie.
Zostałam sam na sam z martwą kobietą w pomieszczeniu pełnym książek i z zawodzącymi coraz
bliżej policyjnymi syrenami.
Nie było czasu. Chwyciłam kamienny dysk z podłogi -zaskoczona jego temperaturą - i wsadziłam
go sobie do kie-szeni. Nóż, którym rzuciłam w dziewczynkę, leżał niedaleko. Podniosłam go, po
czym przedarłam się przez książki, jednak, że to tylko powłoka, pusta w środku. Muszla. Sama
skóra.by przyklęknąć przy Sarai. Musnęłam jej policzek wierzchem dłoni. Skórę nadal miała ciepłą.
Powtarzałam sobiesobie ręką palące oczy. %7łal pęczniał mi w gardle. Nie potrafiłam
powiedzieć,Tylko skóra. Coś mi zaświtało w głowie, ale zbyt rozbita, zbyt zrozpaczona, nie mogłam
zebrać myśli. Przetarłam Niewiele o niej wiedziałam. Zamknęłam oczy. Pod żebrami zatrzepotała mi
ciemność.dlaczego. Prawie nie znałam tej kobiety.
- Zaufaj mi - wyszeptałam do zmarłej. - Ja się tym wszystkim zajmę.
Przez ściany dochodził ryk syren. Za mało czasu, by opuścić budynek głównym wejściem.
Odwróciłam się i poWybiegłam stamtąd, jakby mnie ktoś gonił. Na podeście jeszcze raz zawołałam
Jacka, ale nikt nie odpowiedział. -biegłam schodami na górę. Dotarłam do pracowni. Czyste
podłogi, puste ściany, duże okna. Pomieszczenie zalane słonecznym światłem. Starannie zaścielone
łóżko w rogu i mała, niezagracona łazienka. Ani śladu Jacka.metr na metr. Sarai pracowała nad
obrazem. Całą powierzchnię pokrywała ciemna farba. Głęboka czerń z nutą Po lewej zobaczyłam
stolik ze skrupulatnie rozłożonymi farbami i pędzlami i pojedyncze płótno, co najmniej szalejąca
dziewczynka.niebieskiego. Otchłań albo bezgwiezdne niebo. Głodna ciemność. Przyszedł mi na myśl
Oturu. Jego uśmiech. I Sarai nie żyje. Została zastrzelona.
Muszę odszukać Jacka.
Radiowozy dojechały na miejsce. Ciekawe, kto zadzwonił po policję? Może to ukartowali? Już
wcześniej łączyli
McCowan bardzo się ucieszą.mnie z Badeltem. Jeśli natkną się na mnie tutaj, na miejscu zbrodni,
gdzie zginęła jego była żona, Suwanai i
Podbiegłam do okna. Wychodziło na wąską uliczkę. Policja jeszcze tam nie dotarła. Wygramoliłam
się na ze-wnątrz. Zamknęłam za sobą okno i zaczęłam się wspinać po drabince przeciwpożarowej.
Była stara i przerdzewiała, zawiasy skrzypiały pod moim ciężarem. Aż mnie przeszył dreszcz.
Ale nikt nie zaczął krzyczeć. Nikt nie kazał mi się zatrzymać.się biegiem. Musiałam się jakoś
dostać na dół. Na szczęście nieWchodziłam coraz szybciej. Ostatni, wąski, może trzymetrowy
fragment drabinki prowadził na dach. Rzuciłam znalazłam się w pułapce. Stare budynki przy tej
ulicy przylegały do siebie, miały dachy na tej samej wysokości. Pędziłam po wysypanej żwirem
papie, rozpryskując kałuże.
Gdy dotarłam do końca, usłyszałam jeszcze więcej syren. Wyjrzałam za krawędz dachu. Trzy wozy
policyjne i jedna karetka. Spojrzałam uważnie na ulicę, rozglądając się za Jackiem, ale nigdzie go
nie zobaczyłam. Wszędzie tylko gapie. Wśród nich nikogo, kto by mógł pracować dla Edika. Albo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl