[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedna błędna bańka, najpierw wyczarowana, następnie rozwiana przez zatwardziałego wykpisza,
Madagaskar.
Autobus pozostał kilka minut w Betioky, a że paradowałem w kapeluszu zydwester o szerokim
rondzie, wzięto mnie za dola-rowicza i pewien hinduski kupiec przywołał mnie do siebie, ażeby
sprzedać mi jaje epiornisa. Było pyszne, całe, nie uszkodzone, ale i cena pyszna: tysiąc pięćset
dolarów.
Imponujące jaje miało chyba trzydzieści centymetrów długości i na innych podobnych okazach
obliczono, że mogło pomieścić w sobie sześć strusich jaj, a sto czterdzieści osiem kurzych. Ptak
epiornis, należący do strusiowatych, wyginął zapewne na początku okresu, gdy człowiek nastał na
wyspie, a z kości licznie tu znajdywanych stwierdzono, że sięgał wysokości trzech metrów.
Pokusa nastręczała się zbyt wielka, ażeby nie skorzystać z dogodnej sposobności. Nie wytrzymałem,
musiałem się uwiecznić z jajem. Włożyłem je sobie na obojczyk i tak mnie sfotografował moim
rolleiflexem przechodzący Merina, którego o to poprosiłem.
Hinduski kupiec szybko obniżył cenę do tysiąca dolarów i dziwił się, że facet w takim kapeluszu
pozostał nieczuły na jego hojność.
Epiornis prawdopodobnie stał się zródłem legendarnych podań, jakimi na temat ptaka roka karmiono
Marka Pola podczas jego podróży na wschód. A wyginął epiornis na skutek nie tylko prześladowań
przez człowieka, lecz raczej z powodu zmiany klimatu. Według przypuszczeń naukowców niegdyś
całą wyspę, także i południe, zraszały silne opady deszczu i zarastały ją gęste lasy. Pózniej z nie
wyjaśnionych dotychczas przyczyn, zapewne na skutek odchyleń w strukturze wiatrów lub prądów
morskich, południe Madagaskaru zaczęło ulegać posusze, lasy rzednieć i jałowieć, przeobrażając się
częściowo w stepy, częściowo w rozległe bagniska. %7łyły tu karłowate hipopotamy; wyginęły. Na
brzegach moczarów najdłużej przetrwały epiornisy, ale gdy z biegiem czasu błota wyschły, a
roślinność zubożała, przyszedł ostateczny kres także na strusie i ich tragedia dobiegła końca.
Najwięcej szczątków po nich, kości i skorup jaj, znajdowali ludzie tam, gdzie dawniej istniały ostatnie
ostoje ptaszysk  na brzegach domniemanych mokradeł.
Na południe od Betioky kolce roślin stopniowo nabierały tupetu, a kolczaste były już nie tylko krzewy,
ale i niektóre drzewa. Częściej pojawiały się aloesy i kaktusy. Kolczastość złowrogiej przyrody
niezawodnie wpływała na wojownicze usposobienie ludności, a równocześnie stanowiła
nieprzenikniony labirynt kryjówek i ochrony przed pościgiem wroga. Na goliznach widziałem liczne
kopce termitów, pojawiające się wszędzie tam, gdzie sucho i niegościnnie. Kopce wyglądały jak
nieudane upiory z angielskich filmów o duchach.
Krajobraz i grzebanie się w doli epiornisów budziły niesamowite myśli i mimo woli zerkałem w gąszcze
po prawej, zachodniej stronie drogi. Tu, w kierunku wybrzeża morskiego, oddalonego o kilkadziesiąt
kilometrów, znajdowały się gdzieniegdzie wśród buszu jeziora, nie mające odpływu, więc ze słoną
wodą, jedyne w tych stronach płytkie zbiorniki wody.
Rzadko kto przebijał się w nędzne pustoszą i Francuzi dopiero w trzydzieści mniej więcej lat po
zdobyciu Madagaskaru odkryli tu wioskę osobliwych ludzi. Nieboracy, jakiś zapomniany ród szczepu
Mahafalów, używali wody z pobliskiego jeziora, zawierającego różne sole, co powodowało
przedwczesne ich starzenie. W wieku lat dwudziestu chłopcy i dziewczęta wyglądali i czuli się już jak
ludzie pięćdziesięcioletni: twarze mieli pełne zmarszczek, ogólne wyczerpanie i zwiędłe ciała były jak u
starców. Zmierć doganiała ich przed trzydziestym rokiem życia.
Francuzi, chcąc im pomóc, postanowili przesiedlić ich do zdrowszych okolic, ale natrafili na opór:
biedacy bali się świata i ludzi normalnych. Jednak w końcu udało się nakłonić wieś i przeniesiono ją.
Niestety na tym urwały się moje wiadomości o młodych starcach, i nie potrafiłem dociec ich dalszych
losów. Kolczasty busz, przez który jechaliśmy, gdzieś ich tu ukrywał.
Najdzikszy szczep Madagaskaru
Przed przeszło stu laty, 1865 roku, Auguste Vinson w swej książce tak zaszufładkował mieszkańców
Madagaskaru: Malgasz wschodu to dobry człowiek, Malgasz centralny jest lepszy, natomiast zachodni
i południowy jest łotrowski, zdradziecki, tchórzliwy, zły, okrutny: jego wojny to utarczki, kończące się
porywaniem kobiet, dzieci i bydła i niewielu zabitymi(!?)...
Pół wieku pózniej Alfred i Guillaume Grandidierowie określili różnice między szczepami rolniczymi a
pasterskimi na wyspie następująco: rolnicy mają wyraz łagodny i spokojny, raczej nieśmiały, natomiast
pasterze  dumny, zuchwały, dziki, spojrzenie pewne siebie i otwarte. Wszyscy wydają się
rozgarnięci... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl