[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dania restauracji, jeśli nie możesz nakarmić swoich przyjaciół?
Nie wyglądało no to, by jego argumenty przekonały Shallie, więc kontynuował.
- Jeśli miałabyś dobrze płatną pracę, której niestety nie masz, mogłabyś zrobić,
co tylko zechcesz, ale chyba nie jesteś w tak komfortowej sytuacji?
- Mogłabym? Dziękuję za pozwolenie.
- Nie, właściwie nie mogłabyś - żartował. - I tak chciałbym cię nakarmić siłą, na
mój koszt, tylko że wtedy nie myślałabyś o tym w ten sposób.
Spojrzała na niego przez ramię zdziwiona i wybuchnęła śmiechem.
- Twoja logika mnie zaskakuje.
- Tylko wtedy, kiedy wiesz, że nie możesz czegoś zrobić, czujesz, że powinnaś
to zrobić - wytłumaczył. - Jeśli byłabyś bogata i zapłacenie za obiad nie byłoby pro-
blemem, nie martwiłabyś się przyjęciem go za darmo.
Otworzyła ze zdziwienia usta i zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie wydaje mi się, abym mogła wygrać z tobą w tej kwestii, prawda?
- Nareszcie coś zrozumiałaś - westchnął i działając spontanicznie, okręcił nią
wokół własnej osi, przyciągnął do siebie i pocałował w czoło. Jej skóra była ciepła,
pachnąca świeżością i bardzo seksowna.
Ona jest w ciąży, przypomniał sobie.
- A więc, jak będzie? Jedziemy?
- A co będzie... z Laną? - zapytała, wskazując ręką na telefon.
Wzruszył ramionami i zaczął nakładać kamizelkę.
- A co ma być?
- Nie zamierzasz do niej oddzwonić?
- Później się tym zajmę. Może za kilka dni. Pomyślał, że Shallie będzie miło, je-
śli nie będzie usiłował od razu skontaktować się z Laną.
- Jesteś niedobrym facetem, Bretcie McDonald.
- Jestem wolnym facetem i wbrew planom Lany takim zamierzam pozostać - za-
komunikował z przesadną powagą, a kobieta, której tak bardzo pragnął, nie miała na-
wet pojęcia, jak jest w niej zakochany. - Poza tym zostanę wujkiem. Nie będę mieć
czasu dla dzikich kobiet w związku z licznymi obowiązkami. Będę zabierać małego
na spacery do parku i uczyć go łowienia ryb - wyjaśnił i zaczął delikatnie głaskać pła-
ski jeszcze brzuszek przyszłej mamy.
Widział w oczach Shallie, jak wdzięczna była za zapewnienie, że nie zostawi jej
samej, że będzie razem z nią i z jej dzieckiem.
- Małego? - powtórzyła jego wcześniejsze słowo i zrobiła podejrzliwą minę.
- Małego albo małą, nie ma to najmniejszego znaczenia. Dziecko bez względu
na płeć musi wiedzieć, jak złowić rybę. Chodźmy wreszcie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Shallie - szepnął Mac delikatnie do jej ucha, nie chcąc jej przestraszyć. - Ko-
chanie, obudź się. Musimy się przenieść do łóżka.
Westchnęła i przytuliła się do Maca jeszcze mocniej, wygodnie układając pod-
bródek na jego ramieniu.
- Dobrze, za minutę.
Cały zesztywniał, z wyjątkiem serca, które łomotało jak szalone pod wpływem
kontaktu z jej ciepłym i miękkim ciałem. Shallie zasnęła ponownie, przynajmniej
wskazywał na to jej głęboki i równy oddech.
- Shallie - wyszeptał znowu. - Musimy się przenieść, śpiochu. Cała zesztywnie-
jesz, jeśli dłużej tak poleżysz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl