[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nasze sprawy na Uroczysku przybrały powa\ny obrót. Wypadek z ubiegłej nocy
daje du\o do myślenia. Trzeba nam przemyśleć środki dla zabezpieczenia
Uroczyska przed przyszłymi najściami złodziei. Myślę, \e ci nocni napastnicy to
ktoś z Opornej czy którejś z sąsiednich wiosek, gdzie ciągle jeszcze sądzą, i\
przybyliśmy tu, aby wydobyć z kurhanu skarby Kuwasy. Nie widzę innej rady,
jak zorganizowanie w okolicznych wioskach kilku pogadanek z archeologii, a
przede wszystkim o celu pracy naszej ekipy. Wyjaśnić ludziom, dlaczego
zjechaliśmy na Uroczysko. W sąsiedztwie mamy trzy czy cztery wioski. Czterech
z nas zdolnych jest bez przygotowania wygłosić pogadanki. Pani Irenie pomo\e
redaktor. To znaczy  uśmiechnął się do mnie  poniewa\ zorganizuje się
pogadankę najprawdopodobniej póznym wieczorem, kiedy ludzie na wsi są po
robocie, odprowadzisz panią Irenę i przyprowadzisz zdrową i całą.
Chciała zaprotestować, ale znowu jej przerwał:
 Liczę na to, \e wspólna droga was pogodzi. Naprawdę nie chcę mieć tu \adnych
niesnasek. To nie pomaga w pracy.
 He, he, he  bez przekonania zaśmiał się Narkuski. Miał zapewne na myśli
swoje spory z Nietajenką.
 No, was obydwu to nawet nie silę się pogodzić. Za starzy jesteście na to 
machnął ręką Nemsta.
 Vive diu, jak powiada redaktor, braciaszku  dokończył złośliwie Nietajenko.
Nemsta spojrzał na mnie zdumiony. Rozkaszlałem się, \eby pokryć zmieszanie.
 Trzeba by, jak sądzę, warty ustawić na Uroczysku rzekłem pośpiesznie.  Co
noc dwóch spośród mę\czyzn mogłoby stró\ować. Jeden pół nocy i drugi pół
nocy. Przy tym systemie reszta będzie wyspana i zdolna do pracy.
Zgodził się ze mną.
 I kłódkę! Jak najprędzej kupcie kłódkę do zamykania komórki z narzędziami
 wtrąciła Babie Lato.
Zapisał sobie w notesiku. I na tym zakończyła się narada.
Na dworze deszcz ciągle padał rzęsiście. Ale nad horyzontem chwilami niebo
przecierało się i przebłyskiwał błękit.
Po obiedzie Nemsta poszedł po samochód do sołtysa w Opornej i pojechał do
Gromadzkiej Rady, \eby omówić sprawę pogadanek o archeologii, a my wszyscy,
mimo deszczu, zabraliśmy się do odgrzebywania schodów w kaplicy.
Nie minęły jednak i dwie godziny, a ten i ów z nas przemókłszy do suchej nitki
porzucał szpadel i zmykał do baraku. Odkopaliśmy jedenaście schodów, gdy
Babie Lato zaproponowała przerwanie pracy i rozgrzanie się w baraku
przygotowaną w kuchni gorącą herbatą z sokiem malinowym.
Zakończyliśmy pracę w miejscu, w którym schody załamywały się raptownie i
zaczynała się krótka platforma półpiętra. Odkryta przez nas klatka schodowa
zbudowana była z granitowych kostek i podobnie jak w kolegiacie naro\niki jej
obło\ono białymi płytkami piaskowca. Staranne wykończenie budyneczku
dawało dowód, \e kiedyś był on do czegoś bardzo potrzebny. Hipoteza
Narkuskiego o kaplicy dla wyświęcenia z Uroczyska diabła Kuwasy nie upadła.
Ale jednocześnie było rzeczą dla ka\dego jasną, \e chyba nie tylko lęk przed
Kuwasą zadecydował o postawieniu tej budowli, \e miała ona jeszcze jakieś o
wiele wa\niejsze przeznaczenie, sądząc po fakcie istnienia schodów i piwnicy, na
którą spodziewaliśmy się niedługo natrafić.
Co w tej piwnicy znajdziemy? Czy wyjaśni się wówczas historia kaplicy?
Wysilając umysły najfantastyczniejszymi przypuszczeniami rozgrzewaliśmy się
w jadalni gorącą herbatą w cynowych kubkach. Hanka, czyli  Joasia , bo tak ją
będę od tej pory nazywał, wy\ęła w sionce mokry od wody warkocz. Gdy weszła
do jadalni rozglądając się za wolnym miejscem, przełamałem swą nieśmiałość i
zaprosiłem ją na ławkę obok siebie. Podziękowała tym swoim nikłym uśmiechem
i skorzystała z zaproszenia. Jest na pewno bardzo sentymentalna, skłonna do
marzycielstwa  orzekłem zauwa\ywszy jej długie rzęsy i trochę naiwne
spojrzenie zielonkawych oczu.
 Czy wie pani  całkiem przełamałem w sobie nieśmiałość i swoim zwyczajem na
oślep popadałem w drugą skrajność  \e sprawa kaplicy na Uroczysku jest,
moim zdaniem, niczym w porównaniu z zagadką, jaką kryje kolegiata?
Rozpocząłem zwierzenia:
 W kolegiacie widziałem wmurowany w ścianę kamienną płytę z zatartym
napisem. Udało mi się, odczytać kilka słów pierwszego zdania. Aaciny nie znam,
bardzo słabo uczyłem się w szkole. Teraz wstyd mi się do tego przyznać, tym
bardziej \e, jak pani zdą\yła ju\ chyba spostrzec, nie wszyscy na Uroczysku
darzą mnie sympatią...
Kiwnęła głową i bezwiednie pośród siedzących w jadalni studentów zaczęła
szukać wzrokiem Babiego Lata.
Mówiłem dalej, zdecydowany jednak pominąć tymczasem zupełnie sprawę
skrytki:
 Nie miałem sposobu uzyskania tłumaczenia łacińskich wyrazów z kolegiaty. Co
robić? Sądziłem, \e jeśli tak sobie, w rozmowie, rzucę nagle te słowa komuś
znającemu łacinę, ten zdziwiony odpowie polskim tłumaczeniem słów. I nie udało
się.  Przerzuciłem się , jak to się mówi przy grze w karty. Nietajenko o mało się
na mnie nie obraził. To samo Nemsta. Jednym słowem, same kłopoty...
Zmiała się naprawdę szczerze i serdecznie...
 Niech\e pan wreszcie powie te łacińskie słowa.
 Zna pani łacinę?
 Trochę. Ale jakoś sobie poradzę. W najgorszym wypadku zapytam kogoś, nie
zdradzając pańskiej osoby.
Wyjąłem z kieszeni ołówek i napisałem na pudełku papierosów.
Vive diu vitamque tuam perpende...
 Ale\ to proste. Nawet zupełnie łatwe słówka. śyj długo  sylabizowała  i \ycie
swoje... rozwa\aj. To wszystko? Dalej pan nie zna?
 Nie. Dalej napis jest prawie zupełnie zatarty. śyj długo i \ycie swoje rozwa\aj 
powtórzyłem.
Byłem rozczarowany, bo zdanie to nie wyjaśniło tajemnicy skrytki. I raptem
pusty śmiech mnie ogarnął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl