[ Pobierz całość w formacie PDF ]

puszczając dym. Proponował jednego dziewczynie,
ale odmówiła. Siedzieli w milczeniu wśród ciszy
nocnej, przerywanej od czasu do czasu ledwo
dosłyszalnymi stąpaniami miękkich stóp po piasku
wąwozu.
Smith-Oldwick pierwszy przerwał milczenie. - Czy
nie są niezwykle spokojne jak na lwy?
- Nie - odparł człowiek-małpa - lew idący z rykiem
przez dżunglę, nie robi tego, by przyciągnąć zdobycz.
Zachowuje się bardzo cicho, gdy tropi zwierzynę.
- Wolałbym, żeby ryczały - rzekł oficer. - Wolałbym,
żeby cokolwiek robiły, nawet rzucały się na nas.
Działa mi na nerwy to ukazywanie się od czasu do
czasu ich cieni w ciemnościach i to ciche stąpanie.
Mam jednak nadzieję, że nie rzucą się na nas
wszystkie trzy jednocześnie.
- Trzy? - zapytał Tarzan. - Jest ich teraz siedem.
- Boże! - wykrzyknął Smith-Oldwick.
- Czy nie moglibyśmy rozpalić ogniska i odstraszyć
je? - zapytała dziewczyna.
- Nie sądzę, żeby się to na co zdało - rzekł Tarzan -
gdyż coś mi się zdaje, że lwy różnią się nieco od
znanych nam. Już mnie to uderzyło dziś rano -
mówię o lwie, który okazał nam dzisiaj względną
łagodność. Teraz jest człowiek z tymi lwami.
- To niemożliwe! - zawołał Smith-Oldwick. -
Rozszarpałyby go niechybnie.
- Skąd pan przypuszcza, że jest tu człowiek? -
zapytała dziewczyna.
Tarzan uśmiechnął się.
- Obawiam się, że pani tego nie zrozumie. Trudno
jest nam zrozumieć coś, co przechodzi nasze siły.
- Co pan ma na myśli? - zapytał oficer.
- No, więc jeśli pan urodził się ślepym, nie może pan
pojąć, jakie wrażenie cudze spojrzenie wnosi do
pana mózgu. Ponieważ zaś oboje urodziliście się
pozbawieni węchu, obawiam się, że nie zdołacie
pojąć, w jaki sposób wiem, że jest tu człowiek.
- Pan chce powiedzieć, że zwęszył człowieka? -
zapytała dziewczyna.
Tarzan skinął twierdząco głową.
- I w ten sposób dowiedział się pan o liczbie lwów? -
dodał młody człowiek.
- Tak - potwierdził Tarzan. - Nie ma dwu lwów o
jednakowym wyglądzie, ani o jednakowym odorze.
Anglik potrząsnął głową.
- Nie, nie rozumiem tego.
- Wątpię, czy lwy i człowiek mają zamiar wyrządzić
nam krzywdę - rzekł Tarzan - gdyż nic nie stoi im na
przeszkodzie i mogli to od dawna uczynić. Zdaje mi
się co innego, ale to jest przypuszczenie wysoce
niedorzeczne.
- Co pan przypuszcza? - zapytała dziewczyna.
- Myślę, że chcą nie dopuścić, byśmy zaszli gdzieś,
gdzie oni sobie nie życzą; innymi słowy, jesteśmy pod
nadzorem i bardzo możliwe, że dopóki nie
spróbujemy iść tam, gdzie jesteśmy niepożądani, nikt
nas nie tknie.
- Ale w jaki sposób możemy wiedzieć, dokąd nie chcą
nas puścić? - zapytał Smith-Oldwick.
- Nie możemy wcale wiedzieć i bardzo możliwe, że
właśnie miejsce, którego poszukujemy, jest
miejscem, którego bronią przed nami.
- Myśli pan o wodzie?
- Tak - rzekł Tarzan.
Siedzieli jakiś czas w milczeniu, przerywanym tylko
szelestami w ciemnościach. Godzina musiała
upłynąć, gdy człowiek-małpa spokojnie się podniósł i
wyciągnął długie ostrze z pochwy. Smith-Oldwick
drzemał, oparty o ścianę pieczary, dziewczyna,
wyczerpana wrażeniami i zmęczeniem ubiegłego
dnia, zapadła w głęboki sen. W chwilę po powstaniu
Tarzana zbudziła dziewczynę i oficera burza
grzmiących ryków i tupot licznych stóp.
Małpi Tarzan stał przed otworem pieczary, z nożem
w ręku oczekując natarcia. Człowiek-małpa nie
spodziewał się, że ci, którzy krążyli wokoło nich,
podejmą taki skoncentrowany atak. Od pewnego
czasu wiedział, że inni ludzie przyłączyli się do tych,
którzy byli z lwami wieczorem i podniósł się dlatego,
że widział, że lwy i ludzie ostrożnie skradali się ku
niemu i jego towarzyszom. Mógł był ich łatwo
uniknąć, gdyż widział, że bez trudności zdołałby się
wdrapać na skałę, wznoszącą się ponad wejściem do
pieczary. Najrozsądniej zrobiłby uciekając, wiedział
bowiem, że wobec niepojętych rzeczy, które się
działy, był zupełnie bezsilny, trwał jednak na
stanowisku, sam może nie wiedząc dokładnie
dlaczego.
Nie czuł ani długów wdzięczności, ani przyjazni dla
śpiącej w pieczarze dziewczyny, nie mógł też żadnej
pomocy udzielić ni jej, ni jej towarzyszowi. Coś go
jednak tu trzymało.
Wielki Tarmangani nie doznał nawet przyjemności
wymierzenia jakiego ciosu w samoobronie. Istna
lawina dzikich zwierząt przewalała się przez niego i
ciężko obaliła go na ziemię. W upadku uderzył o
skalistą krawędz urwiska i legł ogłuszony.
Był już jasny dzień, gdy odzyskał przytomność.
Pierwsze wrażenie jakie uderzyło jego budzącą się
świadomość, były to zmieszane dzikie odgłosy, które
stopniowo zaczęły się wyodrębniać jako ryki lwów.
Wówczas z wolna, stopniowo zaczęło mu wracać
wspomnienie tego, co zaszło, zanim ogłuszyło go
uderzenie.
W nozdrzach czuł ostry zapach lwa, obok swej
nagiej nogi wyczuwał skórę jakiegoś zwierzęcia.
Otworzył oczy. Leżał na boku i gdy spojrzał wzdłuż
swego ciała, ujrzał rozkraczonego nad sobą
ogromnego lwa, który straszliwie warczał na coś,
czego Tarzan nie mógł dojrzeć.
Odzyskawszy w pełni zmysły, Tarzan nie wątpił, że
zwierzę było Numą z pułapki.
Uspokojony przemówił do lwa i jednocześnie
spróbował powstać z ziemi. Numa natychmiast
usunął się na bok.
Podniósłszy głowę, przekonał się Tarzan, że leżał
tam, gdzie był runął - przed otworem pieczary, w
której spała dziewczyna, i że Numa, oparty o ścianę
pieczary, ochraniał go widocznie przed lwami, które
stąpały tam i na powrót, czatując na przypuszczalną
zdobycz.
Wówczas Tarzan zwrócił oczy na pieczarę i
przekonał się, że nie było ani dziewczyny, ani
porucznika.
Na marne poszły jego wysiłki i poświęcenie.
Gniewnie potrząsając głową, człowiek-małpa obrócił
się ku wciąż przechadzającym się lwom. Numa ze
lwiego dołu skierował ku Tarzanowi przyjazne
wejrzenie, potarł łeb o ramię człowieka, po czym
warczącą paszczę obrócił ku dwu łowcom.
- Myślę - rzekł Tarzan do Numy że ty i ja możemy
we dwóch mocno uszczęśliwić te stworzenia.
Mówił po angielsku, czego - oczywiście - Numa nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl