[ Pobierz całość w formacie PDF ]

turalne z mojego punktu widzenia  ale mówiąc prawdę, przeżyłem szok. Ani przez
moment nie myślałem, że to pani Lorrimer zasztyletowała Shaitanę. Byłem bardzo za-
skoczony.
 Ja również jestem zdziwiony.
 Spokojna, zamożna, opanowana osoba. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłaby
użyć przemocy. Ciekaw jestem, jaki był motyw? No cóż, nigdy się nie dowiemy. Jednak
przyznaję, że jestem ciekaw.
 To& zdarzenie musiało panu zdjąć kamień z serca.
 O tak, niewątpliwie. Byłoby hipokryzją zaprzeczać. Niezbyt przyjemnie jest, gdy
nad głową wisi podejrzenie o morderstwo. A co do tej kobiety  cóż, to niewątpliwie
najlepsze wyjście.
 Ona też tak uważała.
 Myślę, że to sumienie  powiedział Roberts i opuścił dom.
Poirot potrząsnął głową w zamyśleniu. Doktor zle ocenił sytuację. To nie skrucha
spowodowała, że pani Lorrimer odebrała sobie życie.
W drodze na górę zatrzymał się, aby powiedzieć kilka słów pociechy starszej poko-
jówce, która cicho płakała.
 To okropne, sir. Coś strasznego. Wszyscy tak ją lubiliśmy. Wczoraj był pan u niej
na herbacie i było tak miło i spokojnie. A dziś nie żyje. Nigdy nie zapomnę tego ranka
 nigdy, jak długo będę żyła. Ten pan zadzwonił do drzwi. Dzwonił trzy razy, zanim
zdążyłam otworzyć.  Gdzie jest twoja pani?  rzucił. Byłam tak wzburzona, że led-
wie mogłam odpowiedzieć. Widzi pan, nigdy nie wchodziliśmy do niej, zanim nie za-
dzwoniła  takie wydała polecenie. Słowa nie mogłam wykrztusić. A ten doktor za-
pytał:  Gdzie jest jej pokój? i popędził na górę po schodach, ja za nim, pokazałam mu
drzwi, a on wpadł, nawet nie pukając, spojrzał na nią i powiada:  Za pózno . Ona nie
żyła, sir. Ale posłał mnie po brandy i gorącą wodę i rozpaczliwie próbował ją uratować.
146
A potem przyszła policja  i to nie jest& to nie jest& przyzwoite, sir. Nie podobałoby
się pani Lorrimer. A dlaczego policja? To nie ich interes, nawet jeśli zdarzył się wypa-
dek i biedna pani wzięła przez pomyłkę za dużą dawkę.
Poirot nie odpowiedział na jej pytanie.
 Czy wczoraj wieczór twoja pani była taka jak zwykle? Nie wydawała się zdener-
wowana czy wytrącona z równowagi?
 Nie, nie sądzę, sir. Była zmęczona i pomyślałam, że ma bóle. Ostatnio nie czuła
się dobrze.
 Tak, wiem.
Współczucie w jego głosie popchnęło ją do dalszych zwierzeń.
 Nigdy nie uskarżała się, ale obie z kucharką niepokoiłyśmy się o nią od pewnego
czasu. Nie robiła tyle co dawnej i szybko się męczyła. Pomyślałam, że może wizyta tej
panienki po pana wyjściu, to trochę dla niej za dużo.
Poirot odwrócił się z nogą na schodach.
 Panienka? Wczoraj wieczór przyszła tu jakaś młoda dama?
 Tak, sir. Zaraz po pana wyjściu. Nazywała się panna Meredith.
 Długo była?
 Jakąś godzinę, sir.
Poirot milczał chwilę, potem powiedział:
 A pózniej?
 Pani położyła się; obiad zjadła w łóżku. Powiedziała, że jest zmęczona.
Poirot znowu zamilkł.
 Czy pani pisała wczoraj wieczór jakieś listy?  spytał.
 To znaczy po położeniu się? Chyba nie, sir.
 Ale nie jesteś pewna?
 W hallu na stole było kilka listów do wysłania. Zabieramy je zawsze tuż przed za-
mknięciem domu. Ale te już wcześniej zostały tam położone.
 Ile ich było?
 Dwa albo trzy. Nie jestem pewna, sir. Chyba trzy.
 Czy ty  lub kucharka  to znaczy ten, kto je wysyłał, nie zauważył przypadko-
wo, do kogo były adresowane? Proszę się nie obrażać na moje pytanie. To jest rzecz naj-
większej wagi.
 Sama poszłam z nimi na pocztę, sir. Zauważyłam ten z wierzchu, adresowany do
Fortnum i Masona. O innych nic nie wiem.
Kobieta mówiła poważnie i szczerze.
 Jesteś pewna, że nie było więcej niż trzy listy?
 Tak, sir, tego jestem pewna.
Poirot skinął poważnie głową.
147
 Wiesz może, czy twoja pani brała lekarstwo nasenne?
 O tak, lekarz jej zapisał, doktor Lang.
 Gdzie to lekarstwo było przechowywane?
 W małej szafce w pokoju pani.
Poirot nie zadał dalszych pytań. Poszedł na górę. Jego twarz była bardzo poważna.
Battle powitał go na podeście. Nadinspektor wydawał się strapiony.
 Cieszę się, że pan przyszedł. Pozwoli pan przedstawić sobie doktora Davidsona.
Lekarz policyjny, wysoki, melancholijny mężczyzna, uścisnął rękę detektywa.
 Nie mieliśmy szczęścia  powiedział.  Godzinę czy dwie wcześniej mogliśmy
ją uratować.
 Hm  rzekł Battle.  Nie wolno mi tego mówić oficjalnie, ale nie żałuję. Była&
była damą. Nie wiem, jaki miała powód do zabicia Shaitany, ale nie wątpię, że była
usprawiedliwiona.
 W każdym razie  dodał Poirot  jest wątpliwe, czy dożyłaby procesu. Była bar-
dzo chorą kobietą.
Lekarz przytaknął.
 Ma pan rację. Cóż, może tak jest najlepiej.
Zaczął schodzić, Battle ruszył za nim.
 Chwileczkę, doktorze  powstrzymał go Poirot.  Mogę wejść?  spytał z ręką
na klamce sypialni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl