[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Staliśmy teraz w windzie, szybko jadącej na drugie piętro, gdzie znajdowało się
mieszkanie hrabiego.
- Nie widziałem ich, proszę pana, wiem tylko, że to jacyś cudzoziemcy.
Otworzył metalowe drzwi i wyszliśmy na podest. Numer jedenaście znajdował się
naprzeciw nas. Doktor zadzwonił do drzwi. Nikt ich nie otworzył, a z mieszkania nie dobiegł
nas żaden dzwięk. Doktor dzwonił jeszcze wielokrotnie; słyszeliśmy tryl dzwonka wewnątrz,
ale najmniejszych oznak życia w odpowiedzi.
- Sprawa wygląda poważnie - wymamrotał doktor. Odwrócił się do windziarza. - Czy
są do tych drzwi jakieś zapasowe klucze?
- Jest jeden, na dole, w portierni.
- Więc niech go pan przyniesie i myślę, że dobrze by było zadzwonić po policję.
Poirot wyraził aprobatę skinieniem głowy. Mężczyzna wkrótce wrócił; wraz z nim
przyszedł gospodarz.
- Proszę mi wyjaśnić, panowie, co to wszystko znaczy.
- Naturalnie. Otrzymałem od hrabiego Foscatini telefoniczną wiadomość, że został
napadnięty i umiera. Pojmuje pan, że nie mamy czasu do stracenia, jeśli już nie jest za pózno.
Gospodarz bez dalszych wstępów wyjął klucz i wszyscy weszliśmy do mieszkania.
Znalezliśmy się w małym kwadratowym przedpokoju. Drzwi z prawej strony były
uchylone. Gospodarz wskazał na nie ruchem głowy.
- Jadalnia.
Doktor Hawker szedł przodem. Podążaliśmy tuż za nim. Gdy weszliśmy do pokoju,
dech mi zaparło w piersiach. Na okrągłym stole, stojącym w samym środku, znajdowały się
resztki posiłku; trzy krzesła odsunięto do tyłu, tak jak gdyby ich użytkownicy dopiero co
wstali. W kącie, na prawo od kominka, było duże biurko, przy którym siedział jakiś człowiek,
czy raczej to, co z niego zostało. Prawą ręką nadal trzymał podstawkę telefonu, ale twarzą
upadł do przodu, najwyrazniej na skutek straszliwego ciosu, jaki zadano mu w tył głowy.
Narzędzia zbrodni nie trzeba było daleko szukać. Marmurowa statuetka stała tam, gdzie ją w
pośpiechu odstawiono, jej dolna część była poplamiona krwią.
Lekarskie oględziny nie zajęły nawet minuty.
- Nie żyje. Zmierć musiała być prawie natychmiastowa. Dziwię się, że zdołał jeszcze
zadzwonić. Lepiej go nie ruszać, dopóki nie przyjedzie policja.
Przychylając się do propozycji gospodarza, przeszukaliśmy mieszkanie, ale rezultat
był łatwy do przewidzenia. Mało prawdopodobne było, aby mordercy mogli się tam schować,
skoro wystarczyło po prostu wyjść z mieszkania.
Wróciliśmy do jadalni. Poirot nie brał udziału w naszej eskapadzie. Zastałem go pilnie
przypatrującego się stołowi. Przyłączyłem się do niego. Stół był okrągły, polerowany,
mahoniowy. Jego środek ozdabiała czara z różami, a na błyszczącej powierzchni leżały białe
koronkowe podkładki pod naczynia. Była też patera z owocami, ale trzy talerzyki do deserów
pozostały nietknięte. Trzy filiżanki do kawy zawierały pozostałości tego napoju, w dwóch
była czarna kawa, a w jednej z mlekiem. Wszyscy trzej mężczyzni pili porto i karafka,
napełniona do połowy, stała przed środkowym nakryciem. Jeden z mężczyzn wypalił cygaro,
dwóch pozostałych papierosy. Szylkretowo-srebrne pudełko z cygarami i papierosami stało
otwarte na stole.
Zanotowałem w pamięci wszystkie te szczegóły, ale zmuszony byłem przyznać, że ani
trochę nie wyjaśniały one całej sytuacji. Ciekawiło mnie, co zobaczył w nich Poirot, skoro był
taki skupiony. Zapytałem go o to.
- Mon ami - odparł - nie pojmujesz istoty sprawy. Szukam czegoś, co by tu nie
pasowało.
- Czego na przykład?
- Jakiegoś błędu, nawet najmniejszego, jaki mógł popełnić morderca.
Wkroczył szybko do przyległej kuchenki, rozejrzał się po niej i przecząco pokręcił
głową.
- Monsieur - poprosił gospodarza - proszę mi wyjaśnić, w jaki sposób dostarcza się tu
posiłki.
Gospodarz podszedł do małego okienka w ścianie.
- Do tego służy ta mała winda - wyjaśnił. - Prowadzi do kuchni, które znajdują się na
najwyższym piętrze budynku. Zamówienie składa się przez ten telefon, a potrawy są
przesyłane windą, jedno danie co jakiś czas. Brudne talerze i półmiski są odsyłane do kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl