[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że gotowa była pojechać i cierpieć, nawet gdyby miało ją
to zabić.
Chwileczkę... do piątku było jeszcze sporo czasu. Gabe
jest bardzo zajęty, raczej nie będą się widywać. Przyszedł
jej do głowy pewien pomysł... Poruszyła się niespokojnie.
- A co mam powiedzieć Mackowi?
Zastanawiał się przez moment
- Sam mu podziękuję za znalezienie dla ciebie zajęcia i
wyjaśnię, że nie może ci poświęcać czasu po południu.
Będzie rozczarowany jak diabli, ale zrozumie.
- Zwietnie. Rozumiem, że popołudnia i wieczory mam
wolne?
- Oczywiście. Możesz robić, co tylko zechcesz. Marvie
też nie musisz się opowiadać. Posiłki są wydawane jak w
stołówce. Nie ma znaczenia, czy będziesz obecna
Już bardziej nie mógł dać jej do zrozumienia, że im
mniej będzie pokazywać się domownikom, a jemu w
szczególności, tym lepiej.
Znakomicie! Nawet się nie spodziewa, jak dokładnie
jego życzenie zostanie spełnione!
- Jeśli to już wszystkie polecenia, chciałabym się po-
łożyć. Jestem potwornie zmęczona
- To sprawa wysokości - wyjaśnił spokojnie. - Pewno
nawet nie zdążysz się zaaklimatyzować przed wyjazdem.
Dobranoc, panno Jones. Zpij dobrze. - ZamknÄ…Å‚ za sobÄ…
drzwi.
S
R
Dobre sobie! Zpij dobrze. Z całej siły walnęła poduszką
w drzwi.
Gabe zatrzymał się w pół kroku, gdy z pokoju Stepha-
nie dobiegł go głuchy odgłos. W pierwszej chwili sądził,
że zawaliło się łóżko, ale ponieważ żaden już dzwięk nie
zakłócił ciszy, udał się do jadalni, gdzie Marva kończyła
przygotowania do porannego posiłku.
- Co u ciebie, Marva?
- Wszystko w porządku. - Nie przerwała napełniania
solniczek. - Chcesz jeszcze kawałek placka z brzoskwinią?
Stephanie miała rację. Kucharka zachowywała się bar-
dzo oficjalnie.
- Mam ciągle wrażenie, że cię coś ugryzło.
Pokręciła głową.
- Nie zwracaj na mnie uwagi. Jestem tylko zwykłym
pracownikiem.
- To tak jak ja. Zdawało mi się jednak, że zaprzyjaz-
niliśmy się na tyle, żebyś mogła ze mną o wszystkim po-
rozmawiać.
Tym razem widać nie mam nic do gadania.
- Wszystko, co się tu dzieje, jest przecież twoją sprawą.
Odstawiła duże pudło z solą i wytarła blat. Spojrzała na
Gabe'a spod oka.
- Od samego początku popierałam cię we wszystkim,
ale teraz za nic nie mogę zrozumieć, czemu umieściłeś
Teri Jones w tej lodowatej norze, skoro na górze jest przy-
zwoity pokój gościnny!
Stephanie nawet przez myśl by nie przeszło, jak gorącą
zwolenniczkę znalazła w Marvie.
- Wolę, żeby pokój był wolny w razie niespodziewanej
S
R
wizyty rodziców któregoś z chłopców - odparł. - Poza tym
panna Jones nie jest gościem. Przyjechała tu w poszukiwa-
niu pracy. Teraz jest na okresie próbnym. Marva zmarsz-
czyła brwi.
- Próbnym?
- Jeśli nie poradzi sobie w stajni, Mack jej nie przyjmie.
- Przecież rano w stajni można zamarznąć!
- Z robotą nie można czekać na poprawę pogody.
- Cóż, gdybyś mnie spytał o zdanie, to powiedziałabym,
że w ten sposób skazałeś Teri na porażkę.
Sięgnął do misy po jabłko i wbił w nie zęby. Marva by-
ła bystrzejsza, niż się spodziewał.
- Wówczas nie będę musiał szukać dla niej lepszej sy-
pialni. Nie mógłbym przecież zakwaterować jej z kowbo-
jami. Ale bez żartów. Tu potrzeba ludzi z krzepą. To jeden
z powodów, dla których zatrudniłem ciebie.
Wreszcie na jej twarz zawitał znajomy uśmiech.
- A pozostałe powody?
- Twój chleb razowy jest wart zbrodni. Zresztą przecież
sama wiesz.
- Ale przyjemnie jest słyszeć to ponownie.
- Uwielbiam wszystko, co przyrządzasz. Chłopcy rów-
nież. Niczym nie można zastąpić domowego jedzenia.
Dzięki twojej kuchni wszyscy są szczęśliwi i całe ranczo
chodzi jak w zegarku. %7łeby przypadkiem nie przyszło ci
do głowy odejść od nas!
- Na razie tego nie planowałam. Gabe przerwał jedzenie
jabłka.
- Chyba chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Nie, skądże znowu. Tylko... Nigdy nie wiadomo, kie-
S
R
dy zdarzy się coś niespodziewanego, dlatego dobrze było-
by na wszelki wypadek kogoś przeszkolić. Zamrugał gwał-
townie.
- A konkretnie?
- No, bo jeśli pannie Jones nie powiedzie się w stajni, to
może zechce spróbować pracy w kuchni.
Cholera. Mógł przewidzieć, że wraz z pojawieniem się
Stephanie zniknie spokój.
Prawdopodobnie potrafiła przygotować kawę i odgrzać
w mikrofalówce gotowe mrożone dania, ale pojęcia nie
miał, czy wie cokolwiek o gotowaniu. Zrobił wszystko, że-
by ich życie małżeńskie toczyło się różnymi drogami. W
rezultacie nigdy w domu nie jadali wspólnych posiłków.
Jeżeli Stephanie miała w planach jakiś kontakt z goto-
waniem, mogło to wyłącznie dotyczyć dnia, kiedy z sze-
fem kuchni w Białym Domu omawiać będzie listę dań.
- Zastanowię się nad tym, co powiedziałaś. Ale wstrzy-
majmy się na razie z planami co do panny Jones. Całkiem
możliwe, że zrezygnuje, zanim upłynie tydzień i ruszy szu-
kać czegoś lepszego.
Marva rzuciła mu zagadkowe spojrzenie.
- Skoro tak mówisz...
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Od dwóch dni niezmiennie świeciło słońce. Stephanie z
ulgą powitała zmianę, jaka nastąpiła w pogodzie. Dzięki
temu jechała teraz suchą drogą, nie obawiając się kolejnej
burzy śnieżnej.
Jeśli pamięć jej nie zawiodła, nazwa stajni, której szu-
kała, powinna zaczynać się na  D". Widziała ją gdzieś na
północnym krańcu Kalispell.
Jeszcze jeden zakręt.
Dankers. To tutaj!
Podekscytowana zjechała z szosy na parking. Płonne
nadzieje! Drzwi do stajni były zamknięte.
Spojrzała na przyległy dom. Na podjezdzie stała furgo-
netka. Może ktoś tam jest
Spróbujemy! Weszła po kilku schodkach i nacisnęła
dzwonek. Niebawem w drzwiach stanęła atrakcyjna, dwu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl