[ Pobierz całość w formacie PDF ]

figle. Ojciec sam nie raz to powtarzał.
Jorulv nie był już jednak taki tego pewien. Może ojciec pragnął po prostu przytrzymać
dzieci jak najbliżej zagrody? Nie chciał, by znalazły drogę do zamieszkanych okolic, o
których matka kilkakrotnie wspominała? Ona także nie była w pełni przekonana o ich
istnieniu, ale słyszała o niebezpiecznych okolicach poza lasem.
Upłynęły trzy dni. Juliana wyszorowała się do czysta, tak że bardziej się już nie dało,
ubranie miała wyprane, choć sama musiała przyznać, że nie było ładne. Nosiła długą prostą
sukienkę, bez żadnych ozdób, tylko na ramiona zarzuciła matczyną chustę. Zwieżo umyte,
lśniące włosy rozczesała tak, że były gładkie jak jedwab. Buty pożyczyła od Rebecki w
zamian za gotowanie dla wszystkich przez cały tydzień. Siostra nie mogła pojąć, na co
Julianie jej buty, ale jeśli to dla niej takie ważne, zgodziła się na korzystną, bądz co bądz,
zamianę.
Wszyscy ułożyli się już do snu. Na szczęście Julianie przypadało miejsce z samego
brzegu posłania, ale akurat tego wieczoru miała wrażenie, że noc upłynie, a rodzeństwo nie
zapadnie w sen. A jeśli nieznajomy nie będzie mógł czekać tak długo? Jeśli po prostu
odejdzie?
No tak, zakłada, że musi to być mężczyzna, a tymczasem wcale nie wiadomo, czy to
jakiś  on , czy  ona . Miała jednak gorącą nadzieję, że to on, wybawca Mattiego. To musi,
musi, musi być tajemniczy opiekun najmłodszego braciszka, nie może być nikt inny!
Nareszcie! Nareszcie wszyscy zasnęli!
Juliana po cichutku wyślizgnęła się z łóżka i ubrała, chowając się za krosnami, by nikt
jej przypadkiem nie usłyszał. Teraz drzwi... nie skrzypcie, tak bardzo proszę!
Znalazła się na dworze, w świecie, który był jej najzupełniej obcy.
Juliana nie spodziewała się nocnej mgły. Ciężko pracujący ludzie zwykle nocą spali
twardym snem sprawiedliwych i niewiele wiedzieli o tym, co dzieje się w przyrodzie o tej
porze. Nieprzespane noce zdarzały się tylko wtedy, gdy na przykład cielić się miała krowa,
ale wtedy zawsze ojciec albo matka byli z nimi. Teraz było zupełnie inaczej.
Choć noce o tej porze roku powinny być jasne, nie widziała dalej niż do obory. Miała
nadzieję, że mgła przerzedzi się trochę, kiedy wejdzie nieco głębiej w las.
Wszystko wydawało się jakby zaczarowane! Krzyk nocnych ptaków niezwykłym
dzwiękiem niósł się po wodzie w jeziorze, a kiedy przemykała się po łące, dostrzegła kątem
39
oka sylwetki jakichś sporych zwierząt. Mogły to być renifery, przynajmniej taką miała
nadzieję. One nie były grozne.
W wysokiej trawie buty, na domiar złego buty Rebecki, przemokły od rosy. Kraj
sukienki również aż poczerniał od wilgoci. Ostrożnie uniosła odrobinę spódnicę, tak bardzo
chciała ładnie wyglądać tej nocy!
Nieprzyjemnie było zagłębiać się w las o tak póznej porze. Mgła jeszcze bardziej
zgęstniała i Juliana musiała dotykać dłońmi pni drzew, by przekonać się, czy są rzeczywiste.
Na szczęście ona sama zdążyła w ostatnim czasie pozostawić na trawie tak wiele śladów, że
wydeptała nawet wąziutką ścieżkę, która teraz prowadziła jej stopy.
Ku czemu właściwie zmierzam? myślała z niepokojem. Ku marzeniu o kimś? Ku
marzeniu o tym, co nieosiągalne?
Szła jednak na spotkanie i ani jej było w głowie zawrócić, choćby nawet serce miało jej
wyskoczyć z piersi, a drżące nogi nie chciały dalej nieść.
Dostrzegła pierwszą w tym roku niezapominajkę; bardzo ją to ucieszyło. Uznała, że to
dobry znak, kochała bowiem tę jasną barwę kwiatu i jego czyste linie. Rzadko je jednak
zrywała, wolała oglądać je tam, gdzie rosły. Najpiękniejsze były w naturze, to ich właściwe
miejsce.
Choć, musiała przyznać, nie znała nic piękniejszego od dużego bukietu niezapominajek
w ciemnym wazonie na wyszorowanym niemal do białości stole. Zwykle Rebecka dbała o
takie szczegóły. Juliana była zdania, że Rebecka jest jak obcy ptak w ich rodzinie. Umiała
tworzyć tak wiele piękna wokół siebie, nie znosiła codziennych domowych zajęć...
Juliana drgnęła i powróciła do rzeczywistości. Gdzie się właściwie znalazła? Czyżby
zabłądziła, podczas gdy jej myśli krążyły własnym torem?
Nie, doszła właśnie do swojej dolinki. Poznała niski kamień wtopiony w dywanik
kędzierzawego mchu.
Mgła nie zalegała tu już może aż tak gęstą zasłoną, ale nadal przesłaniała świat.
Rozbawione kłębki mgły wirowały wokół dziewczyny. Gdyby Juliana nie znała tak dobrze
okolicy, mgła już dawno sprowadziłaby ją na manowce. Wydawało się, że z niej drwi, kusi i
woła, chcąc zwieść na zaczarowane ścieżki.
Julianę ogarnął nagle nastrój tak niezwykły, że musiała na chwilę przystanąć, poczuć, że
pod stopami ma prawdziwą ziemię. Słyszała, jak wali jej serce.
Kiedy wielka dłoń zakryła usta Juliany, dziewczyna podskoczyła do góry. Ktoś mocno
przytrzymywał ją od tyłu. Gdyby nie ręka tłumiąca jej głos, Juliana wybuchnęłaby głośnym
krzykiem.
40
 Ciiicho  szepnął jej ktoś prosto do ucha.  Puszczę cię, jeśli obiecasz, że nie będziesz
krzyczeć ani nie uciekniesz.
Juliana skinęła głową. Czuła, że ciało oblewa jej zimny pot, ale z całych sił starała się
zachować spokój.
Dłoń zniknęła. Dziewczyna odwróciła się powoli.
Nie było powodu do krzyku, ale bezładną plątaninę uczuć, jakie nią teraz owładnęły,
trudno wprost opisać. Zdumienie. Przerażenie. I rozczarowanie, tak, przede wszystkim
rozczarowanie. I... szacunek?
Ukłoniła się głęboko. Matka nauczyła ją, że powinna się kłaniać wszystkim dorosłym,
ale Juliana dopiero po raz pierwszy miała możliwość zastosowania się do tej nauki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl