[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otworzyły się i ukazał się w nich stary ksiądz, a za nim Nicholas z jeszcze jednym mężczyzną.
Okazało się, że to świadek. Nazywał się Tom Holloway i był starszy i niższy od Nicholasa.
Eleonora zaczęła poważnie zastanawiać się nad ucieczką. Nicholas Delaney chyba czytał w jej
myślach, bo podszedł, mocno ujął jej dłoń i uśmiechnął się.
- Nie ma się czego bać, zaufaj mi - zapewnił.
I wbrew wszelkiej logice zaufała mu.
Dalej sprawy potoczyły się już szybko i Eleonora została prawdziwą panią Delaney.
Po ceremonii pan Holloway podszedł do niej z uśmiechem.
- Jestem zaszczycony, pani Delaney - powiedział.
- Muszę już jechać do Londynu - dodał, zwracając się do Nicka.
- Tak, jak się umawialiśmy. Jeśli ich nie zastaniesz, spróbuj u Tima lub Shako. Powodzenia.
Pan Holloway wyszedł tak nagle, jak się pojawił, nie zważając na protesty pastora. Nicholas
udobruchał duchownego, wręczając mu okrągłą sumkę, a ten pobłogosławił ich na pożegnanie.
W drodze powrotnej poczuła, że musi z nim porozmawiać. Starała się zachować jak
najspokojniejszy ton głosu.
_ Dużo mocnych wrażeń. Ciekawe, czy odtąd zawsze tak będzie. Któż to taki ten pan Holloway?
Przywołał na twarz łagodny uśmiech, który Eleonora już znała. Mógł tylko oznaczać, że Nicholas
"'araz zacznie ją uspokajać i pocieszać. Zacisnęła mocniej zęby.
_ Biedna Eleonora. Zapewne nie o takim ślubie marzyłaś. Niestety, nic na to nie mogę poradzić.
_ Nie jestem romantyczką - powiedziała z wystudiowaną nonszalancją. - Pytam z ciekawości.
_ To bardzo niedobrze, bo ja nie zamierzam ci nic wyjaśniać.
Podniosła hardo podbródek.
_ Chcesz przez to powiedzieć, że jeśli ktoś mnie zamorduje, to nie powinnam wiedzieć dlaczego?
_ Jeśli ktoś cię zamorduje, moja droga, to najpewniej dlatego, że wiedziałaś za dużo -
odpowiedział beztrosko, ale w jego głosie dało się wyczuć napięcie. Eleonorę przeszył dreszcz.
_ Nie tak się umawialiśmy, milordzie - zwróciła się do lorda Stainbridge'a.
_ Droczy się - uspokajał ją hrabia. - W razie czego zaopiekuje się tobą, możesz na niego liczyć.
_ Zwłaszcza wtedy, kiedy będziesz zadawała trudne pytania - wyszeptał jej do ucha Nick.
Odwróciła się i rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Nick podniósł
rękę w pojednawczym geście i uśmiechnął się"
_ Pokój! - zawołał. - Porozmawiamy o tym pózniej, Eleonoro. Nie trzeba martwić Kita.
Rzeczywiście, hrabia był jakiś nieswój. Nie ma co, świetny opiekun z niego. Postanowiła, że nie
pozwoli, aby nią dłużej manipulowano.
Nicholas chyba rzeczywiście czytał w jej myślach, bo przez całą drogę powrotną roztaczał taki urok
i czar, że zanim dotarli do hotelu, Eleonora prawie zapomniała o urazie, co tylko utwierdziło ją w
przekonaniu, że Nicholas Delaney to bardzo niebezpieczny osobnik.
Kiedy dotarli na miejsce, Eleonora udała się do swojego pokoju. Padała ze zmęczenia, a poza tym
chciała znalezć się jak najdalej od Nicka. Usiadła wygodnie przed kominkiem i uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Nie musiała już bać się o przyszłość, udało jej się zapewnić lepsze jutro sobie i
dziecku, którego istnienia z każdym dniem coraz bardziej była pewna. Mąż może sprawiać kłopoty,
ale na szczęście nie okazał się potworem, a poza tym miała nadzieję nie oglądać go zbyt często.
Wszystko na pewno się uda.
Nagle uświadomiła sobie ze zgrozą, że to przecież jej noc poślubna. Co będzie, jeśli pan młody
zacznie domagać się swych praw? Może przecież uznać, że żona się tego po nim spodziewa!
Zdenerwowana zapukała do drzwi sąsiedniego pokoju. Otworzył jej chudy, śniady służący.
- CIintock, do usług. W czym mogę pomóc?
- Pana nie ma?
- Pan Delaney i jego lordowska mość są na dole, jak sądzę.
Wahała się przez moment, a potem poprosiła o kartkę.
- Napiszę mu parę słów - wyjaśniła.
Służący, spełniając prośbę Eleonory, przyniósł przenośny sekretarzyk podróżny, zaopatrzony w
zapas papieru i przyrządy piśmiennicze, po czym, przysunąwszy jej krzesło, zaczął nieśpiesznie i
starannie przygotowywać miejsce do pisania. Zniecierpliwiona Eleonora miała ochotę krzyczeć,
lada chwila mógł przecież nadejść jej mąż.
Kiedy CIintock wreszcie zostawił ją samą, długo nie mogła się zdecydować, jak zacząć. Napisała
jedno zdanie:
Ponieważ nasze małżeństwo zostało już, w pewnym sensie, skonsumowane, będę wdzięczna, jeśli
zechce Pan uszanować mą prywatność.
Eleonora
Treść była lakoniczna i nieuprzejma, ale Eleonora nie miała czasu na zastanawianie się nad formą.
Delaney mógł nadejść w każdej chwili. Złożyła list we czworo, na wierzchu napisała nazwisko
męża i szybciutko zabrała się do wyjścia. Zatrzymał ją głos słuzącego:
- Czy mam to zanieść panu Delaney, proszę pani?
- Nie, nie trzeba.
- Dobrze, proszę pani. Proszę przyjąć moje gratulacje z okazji ślubu.
A więc służący został wtajemniczony. Eleonora zarumieniła się po koniuszki palców, wydukała
kilka słów podziękowania i uciekła do swojego pokoju.
Chciała się zamknąć od środka, ale w drzwiach nie znalazła klucza. Nie przejęła się tym jednak
zbytnio, gdyż wątpiła, aby Nicholasowi przyszła ochota napastować ją tej nocy. Chyba że zbyt duża
ilość wypitej brandy znowu odbierze mu rozum.
Eleonora nie wezwała pokojówki, tylko sama zaczęła przygotowywania do snu. Przywykła do
obywania się bez pomocy, a poza tym ceniła sobie prywatność. Siedziała przed lustrem w jednej ze
swych suto marszczonych koszul, szczotkowała długie włosy i rozmyślała.
Okazuje się, że jej mąż ma wrogów. Przypuszczała, że sam da sobie radę, nie chciała tylko, żeby
przy okazji wplątał ją w jakąś aferę. W domu brata miała pod dostatkiem takich atrakcji.
Drzwi do pokoju obok otworzyły się i stanął w nich Nicholas. Opierał się o framugę, a w długich,
smukłych palcach trzymał kartkę. Bez surduta i fularu, w rozchełstanej koszuli wyglądał jak pirat.
Eleonora z wrażenia upuściła szczotkę. Serce waliło jej jak oszalałe.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać, ale ton
głosu był rzeczowy i chłodny.
- Proszę cię, abyś nigdy więcej nie pisała takich listów. Każdy mógł go przeczytać.
Strach ustąpił irytacji.
- Kto, na miłość boską, poza twoim zaufanym służącym, miałby to przeczytać? - jej głos przybrał
niemiłą nawet dla jej ucha, ostrą barwę.
- Wystarczyło, żeby pod nieobecność Clintocka ktoś wszedł do pokoju - wyjaśniał tonem, jakim
zwykle rodzic przemawia do niegrzecznego dziecka. Celem tej całej maskarady jest ratowanie
twojej reputacji. Ten list mógł wszystko zniweczyć.
Policzki Eleonory płonęły naj czystszą purpurą po tej reprymendzie. I on ma czelność mówić o jej
reputacji. Uspokoiła się nieco i z niechęcią przyznała, że miał trochę racji. Przemogła się i
powiedziała:
- Przepraszam. Następnym razem będę ostrożniejsza.
Stała cała w pąsach. Jak to dobrze, że miała na sobie jedną z tych grubych koszul w rozmiarze
średniego namiotu.
- Dobranoc - pożegnała go.
Ani drgnął. Stał i mierzył ją wzrokiem.
- Widzę, że powinienem traktować poważnie to, co napisałaś - powiedział zadumany. - Myślałem,
że masz więcej odwagi.
_ Mam wystarczająco dużo odwagi, aby walczyć o prawo do spokojnego snu tej nocy. Dzisiaj nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Hodgson Burnett Frances MaĹy lord
- MAĹE KOBIETKI LOUISA MAY ALCOTT
- Dickson Helen Potajemne maĹĹźeĹstwo
- Broadrick Annette Tymczasowe maĹĹźeĹstwo
- Chatfield Susan MaĹĹźeĹstwo na niby
- Marsh Nicola PrzysiÄga maĹĹźeĹska
- Jo Clayton Drinker 02 Blue Magic
- Jo Clayton Duel of Sorcery 01 Moonscatter
- HT028. Morrison Jo Trudne pojednanie
- 17 02 Metodyka oceny ryzyka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl