[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko mógł na to poświęcić. Stary sklepikarz był coraz bardziej przygnębiony, ogarniał go
coraz większy smutek i żal. Gdy młody przyjaciel przyniósł mu jako pożegnalny prezent
złoty zegarek z łańcuszkiem i wręczył go podekscytowany, panu Hobbsowi z trudem
przyszło wyrazić wdzięczność w odpowiedni sposób. Położył pudełko na grubym kolanie
i kilka razy gwałtownie wydmuchał nos w chusteczkę.
- Wie pan, tam w środku jest taki napis - powiedział Cedryk. - Sam wymyśliłem, co
powinno być napisane: Od najlepszego przyjaciela lorda Fauntleroy dla pana Hobbsa.
Gdy to zobaczy, niech o mnie pamięta. Chciałbym, żeby pan o mnie nigdy nie zapomniał.
Pan Hobbs znowu głośno wydmuchał nos.
- Na pewno nigdy nie zapomnę - powiedział trochę ochrypłym głosem, podobnie jak
mówił Dick - ale ty też nie zapomnij o mnie, kiedy już wyjedziesz i dostaniesz się do
angielskich arystokratów.
- Nie zapomnę pana nigdy, nieważne gdzie i z kim będę - odparł mały lord. - Przecież z
panem spędziłem najszczęśliwsze godziny w moim życiu.
-30-
Mam nadzieję, że przyjedzie pan kiedyś, żeby się ze mną zobaczyć. Jestem przekonany,
że dziadziuś byłby z tego bardzo zadowolony, a może napisze list i zaprosi pana, kiedy
mu o panu opowiem? Nie... nie bardzo przeszkadzałoby panu jego hrabiostwo, prawda?
To znaczy, gdyby wysłał zaproszenie, nie ociągałby się pan z przyjazdem tylko dlatego,
że dziadek jest hrabią?
- Przyjechałbym, żeby zobaczyć się z tobą - odpowiedział pan Hobbs grzecznie.
Wyglądało na to, że nie będzie większych problemów, jeśli pan Hobbs otrzyma
zaproszenie od starego hrabiego, odłoży na bok swoje republikańskie uprzedzenia,
natychmiast spakuje walizkę i pojedzie do Anglii. Może nawet mógłby spędzić w zamku
Dorincourt kilka miesięcy...
W końcu wszystkie przygotowania do wyjazdu Cedryka dobiegły końca. Nadszedł dzień,
24
gdy bagaże zostały zabrane na parowiec, a przed drzwiami domu stanął powóz. Zamiast
radości z podróży chłopca nawiedziło dziwne uczucie osamotnienia. Mama na jakiś czas
zamknęła się w swoim pokoju, a kiedy zeszła na dół, miała załzawione i opuchnięte oczy
i wargi jej drżały. Cedryk podszedł, objął ją z całych sił i serdecznie ucałował. Czuł, jak
bardzo jest im smutno, choć nie do końca rozumiał dlaczego. Chciał teraz być dla mamy
szczególnie czuły.
- Zawsze lubiliśmy nasz mały domek, prawda, Najdroższa? - powiedział. -1 zawsze
będziemy go lubić.
- Tak... tak - odpowiedziała cichym, pełnym słodyczy głosem. - Tak, mój maleńki.
Potem wsiedli do powozu i Cedryk usiadł bardzo blisko niej. Kiedy ona przez tylne okno
spoglądała za siebie, chłopczyk patrzył na nią, pieścił i tulił jej rękę.
Po chwili - tak właśnie im się wydało - byli już na pokładzie parowca, w samym środku
okropnego hałasu i zamieszania. Powozy zjeżdżały do przystani i przywoziły pasażerów.
Wielu z nich wpadało w rozdrażnienie, bo część bagaży jeszcze nie nadeszła, albo też -
co gorsza - mogła wcale nie dotrzeć na przystań. Ludzie wlekli wielkie tłumoki i walizy, a
potem zanosili je na dolny pokład statku. Marynarze rozwijali liny i biegali w tę i z
powrotem. Oficerowie wydawali rozkazy, panie, panowie i dzieci z niańkami wchodziły na
pokład - niektórzy śmiali się i wyglądali na bardzo rozradowanych podróżą, inni byli
smutni i milczący. Kilka osób płakało, zakrywając oczy chusteczkami. Cedryk był tym
wszystkim niezwykle zainteresowany, przyglądał się zwojom lin i żagli, i wysokim,
wysokim masztom, które zdawały się dotykać błękitnego, gorącego nieba. Zaczął też
przygotowywać plany rozmów z marynarzami, od których chciał dowiedzieć się czegoś
na temat morskich piratów.
-3 1-
Moment odjazdu zbliżał się nieubłaganie. Chłopiec oparł się o balustradę górnego
pokładu i obserwował ostatnie przygotowania, podekscytowany krzykami marynarzy i
dokerów. W pewnej chwili jego uwagę zwróciło niewielkie zamieszanie, które powstało w
jednej z grupek ludzi stojących nieopodal. Ktoś najwyrazniej bardzo się spieszył,
przeciskając się przez tłum i zmierzając w jego stronę. Mały lord zobaczył jakiegoś
chłopca z czymś czerwonym w ręku. Był to Dick. Przybiegł do Cedryka prawie bez tchu.
- Biegłem całą drogę - powiedział. - Przyleciałem, żeby cię jeszcze raz zobaczyć. Interes
idzie super! Kupiłem to dla ciebie za pieniądze zarobione wczoraj. Noś to, kiedy już
wejdziesz między tych wielkich. Zgubiłem papier, kiedy przepychałem się tam, na dole.
Nie chcieli mnie wpuścić. To taka chustka, wiesz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl