[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi się zgromadzić potrzebną sumę.
- Nie masz nic przeciwko temu, żeby Tom pomagał ci od czasu do
czasu? - spytała pani Wright. - Jestem pewna, że choć tak się odgraża, nie
pozostanie bezczynny.
- Jakoś to zniosę - odparł z uśmiechem Patrick. - Znajdę mu zajęcie,
jeśli pani zadba o to, żeby potem wypoczął.
- A zatem umowa stoi?
Patrick skinął głową i ujął wyciągniętą dłoń Toma.
- Oczywiście. Bardzo dziękuję.
- To ja jestem ci wdzięczny. Okazałeś się bardzo pomocny i
wyjątkowo taktowny. Ułatwiłeś nam podjęcie ważnej decyzji. Czuję, że
gabinet i pacjenci trafią w dobre ręce. Postaram się nie wchodzić ci w drogę.
Pani Wright roześmiała się serdecznie, wstała z kanapy i sięgnęła po
butelkę sherry.
- Możemy uczcić transakcję?
Patrick wziął z jej rąk kieliszek, podniósł go do góry i spełnił toast, a
potem spojrzał na Wrightów.
- Teraz do pełni szczęścia potrzebujemy jeszcze cudownego leku dla
Connie - powiedział cicho.
- Nic się nie da zrobić?
- Przykro mi, ale to niemożliwe. Neurolog stwierdził, że nie ma co
marzyć o szybkiej regeneracji nerwów. Pozostaje tylko czekać, choć
obawiam się, że lekki niedowład pozostanie.
132
RS
Connie pokiwała głową. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że liczyła
na cud.
- Rozumiem. Dziękuję za wyjaśnienia.
Gdy wzięła torbę i ruszyła ku drzwiom, lekarka spytała:
- Co zamierzasz teraz robić, Connie?
- Nie wiem - odparła zdezorientowana. - Może wrócę do pediatrii?
- Będziesz praktykować w Londynie?
- Zobaczymy. - Nagle poczuła się życiowym bankrutem. - Raczej nie.
Dziękuję za pomoc.
Wybiegła z gabinetu i zeszła na dół, nie zwracając uwagi na radosne
okrzyki przyjaciół i znajomych. Wypadła na ulicę i szybkim krokiem
ruszyła w kierunku swojego mieszkania. Odległość była spora, lecz Connie
wolała pokonać ją na piechotę. Gdy dotarła wreszcie do swojej kamienicy i
znalazła się w domu, zrzuciła buty i zrobiła sobie herbatę. Zrezygnowana
usiadła w fotelu i patrzyła tępo w ścianę.
Nie była w stanie płakać. Zadzwonił telefon i mrugnęła lampka
automatycznej sekretarki. Connie szybko odebrała.
- Witaj, co u ciebie? - spytała, rozpoznając głos ojca.
- Wszystko w porządku. Jak się czujesz? Co powiedziała twoja
lekarka?
Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu. Z trudem
powstrzymała łzy.
- Wyniki badań wykluczają szybką poprawę. Tato, muszę już iść,
jestem umówiona. Wkrótce do ciebie zadzwonię.
Odłożyła słuchawkę, skuliła się w fotelu i wybuchnęła płaczem.
133
RS
- Pani Bailey, widzę, że straciliśmy na wadze! Pacjentka roześmiała się
z dumą i spojrzała na Patricka.
W ramionach trzymała piękne, zdrowe niemowlę.
- Wygląda ślicznie - orzekł, siadając na krześle. - Co u pani słychać?
Kiedy się ostatnio widzieliśmy, była pani okropnie gruba i bardzo smutna.
Rozumiem, że moja diagnoza się potwierdziła.
- Wytrzymałam jeszcze dwa tygodnie. Potem wzięli mnie do szpitala,
odciągnęli płyn, zrobili cesarskie cięcie i jeszcze tego samego dnia
zoperowali dziecko. Wszystko odbyło się tak, jak mówiła córka doktora
Wrighta. Jestem jej bardzo wdzięczna za dobre słowo i wyjaśnienia. Dzięki
niej wiedziałam, czego się spodziewać i co czeka moje dziecko.
- Przekażę jej podziękowania. Co dziś mogę dla pani zrobić?
Roześmiała się zaskoczona.
- Wpadłam, żeby pokazać panu moje maleństwo i podziękować. -
Wyciągnęła z torebki pudełko czekoladek i wręczyła je Patrickowi. -
Pomyślałam, że chętnie się pan nimi podzieli z panną Wright. To ode mnie i
małego Patricka. Chyba nie ma pan nic przeciwko temu, że nadaliśmy mu
takie imię.
Bardzo mu to pochlebiło, zastanawiał się jednak, czy będzie miał
sposobność, by zjeść wraz z Connie otrzymane słodycze, i doszedł do
wniosku, że to raczej wątpliwe.
Odprowadził panią Bailey do drzwi, schował czekoladki do szuflady i
wrócił do pracy. Do gabinetu weszła pacjentka z chorym dzieckiem.
Urodziło się z uszkodzoną stopą i przechodziło intensywną rehabilitację.
Patrick nie znał tej kobiety, ponieważ ciążę prowadził inny lekarz oraz
134
RS
położna. W czasie rozmowy doszedł do wniosku, że pacjentka jest bardzo
przygnębiona.
Podejrzewał, że kobieta cierpi na depresję poporodową. Gdy zadał
kilka pytań, okazało się, że młoda matka czuje się zmęczona, jest apatyczna
i brak jej sił.
- Julie, zrobimy pani morfologię - powiedział.
Pobrał tyle krwi, by starczyło na wszystkie badania. Nie może
wykluczyć, że pacjentka ma poważne kłopoty ze zdrowiem, więc postąpiłby
jak głupiec, gdyby przeoczył ważne symptomy, a jej stan przypisał jedynie
czynnikom natury psychicznej.
- Poproszę, żeby pielęgniarka częściej panią odwiedzała -dodał. -
Pomoże w rehabilitacji oraz w opiece nad dzieckiem.
Powie mi także, co się dzieje w domu tej kobiety, pomyślał. W jej
karcie nie było zapisów sugerujących możliwość wystąpienia depresji. Tego
rodzaj dolegliwości mogą ciągnąć się miesiącami, a nawet latami. Nie
chciał, aby dotknęły także Julie. Był tu, by jej pomóc, i ta świadomość
dodała mu sił.
Gdy około szóstej kończył dyżur, w drzwiach stanął Tom.
- Jesteś wolny? - zapytał.
- Tak, nie mam dziś wizyt. Czemu pytasz?
- Chodzi o Connie - odparł zasmucony Tom i usiadł, tym razem na
krześle przeznaczonym dla pacjentów. - Przez cały dzień próbowałem się do
niej dodzwonić i dopiero przed kilkoma minutami udało mi się ją złapać.
Badania wypadły fatalnie. Nie wiem, jak mam jej pomóc. - W jego głosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl