[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Elżbieta pokiwała głową:
 Ona ci nigdy nie daruje tego, co jej zrobiłeś... Z tym czerwonym gozdzikiem... Po co
to zrobiłeś?
Nie odpowiedziałem.
Minęło kilka dni. Pogoda wciąż utrzymywała się znakomita, ojciec ani słowem nie
wspomniał o tym spotkaniu w parku, Zbyszek przestał mi się pokazywać na oczy (podobno
całymi dniami łowił ryby na włoskim brzegu!), a rudy znowu gdzieś przepadł. Jednym
słowem, życie toczyło się normalnie. Każdego dnia chodziliśmy z Elżbietą nad staw, a po
kąpieli opalaliśmy się na skarpie albo w parku.
Niekiedy przyłączał się teraz do nas Gruby, ale nie miał zbyt wiele czasu. Wciąż załatwiał
różne zaświadczenia i jezdził z matką do Katowic, w sprawie tego technikum. Zrobił się
jakby jakiś poważniejszy i na moje pytania, czy zrezygnowali ze Zbyszkiem z wyprawy do
groty, odpowiadał lekceważącym machnięciem ręki, że niby gdzie jemu teraz w głowie takie
głupstwa. I mnie też śmiać się chciało, kiedy sobie pomyślałem, że jeszcze nie tak dawno
wybieraliśmy się po skarby. Po skarby do groty z wodospadem  dobre sobie!
7
Elżbieta bardzo się opaliła i z każdym dniem była ładniejsza, choć może mnie tylko
tak się wydawało. Całymi dniami rozmawialiśmy, ale nie umiałbym powiedzieć o czym. Albo
też nie mówiliśmy ani słowa i jakoś zupełnie nam to nie przeszkadzało. To wszystko było dla
mnie bardzo dziwne. Czasami odnosiłem wrażenie, że to nie my z Elżbietą śmiejemy się,
kąpiemy, jezdzimy na rowerach  tylko oglądam to wszystko jakby na filmie. A może
rzeczywiście już coś podobnego widziałem w kinie?
Nie, no skądże! Ale z tymi myślami różnie bywa, najdziwaczniejsze przychodzą czasem do
głowy, i to najczęściej wtedy, kiedy człowiek zupełnie nie jest na nie przygotowany.
Coraz bardziej przekonywałem się o tym.
Któregoś dnia powiedziałem Elżbiecie:
 Ty chyba jesteś jakaś inna niż te dziewczyny z naszej klasy, no... i w ogóle te
wszystkie tutaj...
 Dlaczego inna?  zdziwiła się.  Niby jaka jestem?
 Tak sobie myślę... wiesz, co? Tylko nie śmiej się! Myślę, że to jednak dobrze, że nie
chodziliśmy razem do szkoły, na przykład od pierwszej klasy, no nie?
Czułem, że mnie nie rozumie, ale nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Tych dziewcząt
w klasie to jakoś się nie widziało. Niby były, ale... A może to nie o to chodzi? Może to tylko
ja ich nie widziałem? No nie wiem... Obrywały dwóje albo dostawały piątki, kłóciły się ze
sobą i przepraszały, spózniały się na lekcje i ściągały na klasówkach  wszystko tak, jak my.
Zawsze mnie złościło, kiedy robiły głupie miny i chichotały nie wiadomo z czego. Pisały do
siebie na lekcjach listy... No, nie tylko do siebie pisały. Zenek i inni też różne kartki dostawa-
li. Niektóre z dziewczyn były nawet dość miłe... W zespole tanecznym w świetlicy przez dwa
lata tańczyłem w jednej parze z Hanką Karbowską. Przychodziła czasem do mnie do domu po
zeszyt albo coś takiego. Mama ją nawet lubiła, mówiła, że to bardzo ładna dziewczyna. Może
i ładna, no i co z tego? Potem wypisałem się ze świetlicy, to i przestała przychodzić. Zenek
mi mówił, że ona się kocha w tym nowym od rysunków. Podobno artysta malarz, rok temu
zaczął u nas uczyć... Też pomysł, żeby się kochać w nauczycielu. Brodę miał. Głupie jakieś te
nasze dziewczyny czy co...
Tak sobie myślałem o tej naszej klasie. Dobrze, że Elżbieta nie chodziła z nami... Ale
teraz, po siódmej, to już by mogła chodzić. Ciekawe, jak to będzie w tej nowej szkole? Jaka
tam będzie klasa?
Zamyśliłem się i zapomniałem, o czym była mowa. Jechaliśmy właśnie na rowerach
do Grubego, żeby zabrać go nad staw. Elżbieta przyhamowała nagle i zatrzymała się. Ja
również.
 Co się stało?  spytałem.
 Nic się nie stało. Czekam, żebyś mi w końcu powiedział, jaka właściwie jestem.
Myślisz i myślisz... pewno już coś wymyśliłeś. No?  i uśmiechnęła się.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Ani jedno mądre słowo nie przychodziło mi do
głowy. Patrzałem na nią, nie  gapiłem się w nią i myślałem.
 Jurek, powiedz... powiedz mi, czy ty mnie lubisz?
To pytanie padło tak nagle, że dopiero po chwili dotarło do mnie, jakby z bardzo dale-
ka. I miałem wrażenie, że ona również jest jakby trochę zaskoczona tym, że o to spytała.
Czułem, że muszę teraz coś odpowiedzieć i że wiem, co chcę powiedzieć... Ale upływały
sekundy, a ja wciąż milczałem. Czasami bywa tak we śnie: ktoś cię goni, jest tuż tuż, ty
chcesz krzyknąć... ale nie możesz wydusić z siebie ani słowa! A przecież to było takie proste.
Dlaczego więc nie powiedziałem tego?
Elżbieta jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie wyczekująco i wreszcie odezwała się
cicho:
 Dowiedz się wobec tego, że... no, że ja bardzo cię lubię...
Uśmiechnęła się, tak zwyczajnie, jak zawsze, i powtórzyła głośniej:  Słyszałeś! Na-
prawdę bardzo cię lubię!
I nagle nacisnęła gwałtownie na pedały, wyminęła mnie i szybko odjechała. Nie od razu
zrobiłem to samo.
Cały czas potem, całe popołudnie, Elżbieta dziwnie jakoś zachowywała się nad stawem.
Inaczej niż zwykle. Rozmawiała prawie tylko z Grubym, wygłupiali się razem, spychali
ze skarpy do wody, gonili po całym brzegu. Jakby mnie wcale nie było.
Nie mogłem tego zrozumieć. Leżałem wyciągnięty na piasku, z zamkniętymi oczami,
udawałem, że się opalam albo śpię.
Na skarpie powoli zrobiło się zupełnie pusto, było już pod wieczór. Tylko po drugiej
stronie stawu, na włoskim brzegu, siedziało kilku wędkarzy, widać stąd było ich pochylone
sylwetki. Może i Zbyszek tam był? Nie interesowało mnie to. Za nami, wysoko na skarpie,
drzewa w parku chwiały się od wiatru, szumiały.
 Chodzmy jeszcze raz do wody...  powiedziała nagle Elżbieta.  Jurek! Ty przecież
w ogóle chyba nie kąpałeś się dzisiaj... Co ci się stało?
 Mnie? Co się miało stać?
 Może brzuch cię boli?  wysilił się na dowcip Gruby i sam się z tego roześmiał. 
Elka, słuchaj no! A może on się zakochał, co? Tylko ciekawe w kim? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl