[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ja też. Ale lepiej dziesięć razy coś powtórzyć, niż później pluć sobie w brodę.
- To prawda - przyznał Hunter. - Dobra, będziemy uważać na Bernardette. A ty z Sarina
uważajcie na siebie. Z tą bandą nie ma żartów.
- Ze mną też nie - burknął Colby. - Miej oczy otwarte.
- Jasne.
Colby wahał się, czy powiedzieć Sarinie, że prosił Huntera o przysłanie do Jacobsville
Meksykanina. Wciąż był zazdrosny o uczucie, jakim tego typa darzyły Sarina z Bernardette. W
końcu uznał, że nic nie będzie mówił. Niech ma niespodziankę.
Później w ciągu dnia, kiedy siedzieli w czwórkę przy stole na ranczu u Cyrusa, Colby
opowiedział im o telefonie od Huntera.
- Rozmawiałem też z paroma innymi ludźmi - rzekł, pijąc kawę. - Otrzymamy pomoc od
miejscowej policji. Będą nas również wspierać federalni. Wygląda na to, że w ciągu najbliższych
czterdziestu ośmiu godzin rozprawimy się z największym gangiem narkotykowym w połu-
dniowym Teksasie. O ile oczywiście Dominguez nie stchórzy.
- Obyś miał rację - powiedział Eb. - Narkotyki to brudny interes. Nie chcę ich w naszym
okręgu, w naszym stanie, w naszym kraju.
- Słusznie - poparł go Cyrus. - Hej, Eb, wiesz, że Colby zamierza kupić ranczo starego Hoba
Downeya?
- Poważnie? To może przyszedłbyś do mnie do roboty? Potrzebuję kogoś, kto by uczył
wschodnich sztuk walki.
- A sam nie możesz, leniu? - spytał ze śmiechem Colby.
- Nie mam czasu na sprawy administracyjne, prowadzenie zajęć i wychowywanie dzieciaka
jednocześnie. Zapłacę ci dwa razy tyle co Ritter i do niczego nie będę się wtrącał.
Colby zmarszczył czoło. W najśmielszych marzeniach nie liczył na tak korzystną ofertę.
- Czyli byłbym w pełni niezależny?
- Tak. Tylko jednego nie byłoby ci wolno: uczyć swoich metod prowadzenia przesłuchań.
- Psiakość. - Colby przybrał zasmuconą minę. - A są takie skuteczne.
- Dobra, dobra. Zastępca szefa FBI musiał się gęsto tłumaczyć z twojej obecności w Afryce.
- Wysłali mnie do domu. - Colby wzruszył ramionami. - Diabli wiedzą dlaczego. Zadawa-
łem jedynie proste pytania.
- Chodziło o sposób, w jaki je zadawałeś...
- Sposób okazał się nader owocny.
- Może i owocny, ale potem FBI zostało zalane pozwami. A więc umawiamy się: żadnych
instruktaży na temat prowadzenia przesłuchań.
- Jak chcesz - zgodził się Colby. - Ale jeśli kiedykolwiek będziemy chcieli wydobyć infor-
macje od wroga...
- Wtedy na pewno zgłoszę się do ciebie - obiecał Eb. - To co?
- Możesz wpisać mnie na listę płac. - Colby uścisnął wyciągniętą dłoń przyjaciela. - Jutro
lub pojutrze złożę wymówienie u Rittera.
Na widok uśmiechu, który rozjaśnił twarz Sariny, serce zabiło mu mocniej. Nie musiał się
zastanawiać, czy Sarina popiera jego decyzję. Jej radosne spojrzenie mówiło samo za siebie.
Zanim zdołał cokolwiek więcej powiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili Lisa
wprowadziła do środka wysokiego przystojnego Latynosa o czarnych jak węgiel, roześmianych
oczach.
- Nie spodziewaliście się mnie? - spytał, napotykając chmurny wzrok Colby'ego.
- Chodź, chodź, spodziewaliśmy się - powiedział Cy. - Colby prosił Huntera, żeby nam
ciebie podesłał.
Na twarzy Sariny odmalowało się zdumienie. Rodrigo uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Colby o mnie poprosił?
- Zgadza się. - Colby odchrząknął. Z powodu Sariny musiał ważyć słowa. Nie chciał
zdradzić, że podobnie jak on sam, Rodrigo był najemnikiem. - Cy wspominał, że brałeś udział w
wielu... tajnych akcjach.
- No i?
- No i masz nad nami pewną przewagę. Głupotą byłoby nie skorzystać z twojego doświad-
czenia. Zwłaszcza teraz.
Rodrigo starał się zachować neutralny wyraz twarzy, ale nie bardzo mu to wychodziło.
Popatrzył na Sarinę, która siedziała z wzrokiem wbitym w Colby'ego. Domyślił się, co się
dzieje.
- Dobra. Bierzmy się do roboty - oznajmił.
Czwórkę mężczyzn łączyła przyjaźń, wspólne wspomnienia, świadomość, że zawsze i
wszędzie mogą na sobie polegać. Sarina obserwowała ich z zazdrością. Mimo że była dobrą
agentką, że znała się na swojej pracy i nieraz patrzyła śmierci w oczy, czuła się jak piąte koło u
wozu.
Przeniosła wzrok na Casha Griera, miejscowego szefa policji, który sprawiał wrażenie,
jakby też nie pasował do towarzystwa. Stał na uboczu, podczas gdy Colby omawiał taktykę z Ebem
Scottem, Cyrusem Parksem i Ramirezem.
- . Czujesz się bezużyteczna, samotna i niepotrzebna? - spytał, zerkając na nią przez ramię.
- Skąd wiesz?
- Potrafię czytać w myślach.
- To przydatna umiejętność. Skinął głową.
- Owszem. Ja też się tak czuję. Ale w moim wypadku to normalne. Zawsze byłem samotni-
kiem.
- W dzieciństwie też?
- Zwłaszcza wtedy. Uwielbiałem rozrabiać w pojedynkę. Ale się zmieniłem. Dorosłem.
Teraz jesteśmy w zaawansowanej ciąży, Tippy i ja.
- Tippy?
- Moja żona - wyjaśnił. - Ja marzę o córce, ona o synku. Ale w sumie płeć jest nieważna,
byleby dziecko było zdrowe.
- Gratuluję.
Czyli nawet samotny wilk potrafi przeistoczyć się w szczęśliwego męża i ojca, pomyślała
Sarina.
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w stroju szeryfa. Omiótłszy wzrokiem grupkę zażarcie
dyskutujących przyjaciół, skierował się prosto w stronę Sariny i Casha Griera.
- Czuję się...
- Niepotrzebny - dokończył za niego Cash. - Witaj w klubie. Przedstawiam ci Sarinę
Carrington, agentkę DEA.
- Hayes Carson - rzekł niskim głosem mężczyzna, wymieniając z Sariną uścisk dłoni.
- Szeryf okręgu Jacobs.
- Hej, panowie! - zawołał do naradzającej się grupy szef policji. - Sami zamierzacie prze-
prowadzić całą akcję?
W odpowiedzi rozległa się salwa śmiechu. Po chwili obie grupki się połączyły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl