[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powell żywił do jego córki, było przeciwieństwem
nienawiści. Skinął głową na znak, że się zgadza.
- Dobrze, zostanÄ™ w domu. Ale jak tylko czegoÅ› siÄ™
dowiesz...
- Będę w kontakcie.
Powellowi serce podchodziÅ‚o do gardÅ‚a, kiedy je­
chał na ranczo. Antonia nic nikomu nie powiedziała.
Uparcie odmawiała poddania się leczeniu i umarłaby
samotnie w poczuciu, że nikomu nie jest potrzebna.
Od razu poszedł spakować walizkę. Cały czas
dręczyły go wspomnienia. Oddałby wszystko, żeby
móc cofnąć pochopne oskarżenia. Nagle poczuł na
plecach czyjś wzrok. Odwrócił się i zobaczył Maggie
patrzÄ…cÄ… na niego spode Å‚ba.
- Czego chcesz? - spytał ozięble.
Maggie umknęła oczami w bok.
- Znowu wyjeżdżasz?
- Tak. JadÄ™ do Arizony.
- Po co? - spytała agresywnym tonem.
Powell wyprostował się i bez mrugnięcia powieką
wyjaśnił:
- Zobaczyć się z panią Hayes. Przeproszę ją
w twoim imieniu, że przez ciebie straciła pracę. Ona tu
Diana Palmer 145
przyjechała, bo jest chora - dodał. - Chciała być ze
swoim ojcem.
Spojrzał w bok. Pierwszy szok mijał. Nie potrafił
wyobrazić sobie świata bez Antonii.
Maggie była inteligentnym dzieckiem. Z reakcji
ojca domyślała się, że pani Hayes była dla niego kimś
ważnym. Zamrugała.
- Umrze? - spytała.
Powell wciągnął powietrze głęboko w płuca, zanim
odpowiedział:
- Nie wiem.
Maggie skrzyżowała chude ramiona. W całym
swoim krótkim życiu nie czuła się tak podle. Pani
Hayes jest umierająca i przez nią musiała wyjechać
z Bighorn. Wbiła wzrok w podłogę.
- Nie wiedziałam, że jest chora - wybąkała.
- Przykro mi, że nakłamałam.
- I słusznie. Kiedy wrócę, pójdziemy razem do
pani Jameson i powiesz jej całą prawdę.
- Tak, tato - szepnęła Maggie. Wpatrywała się
badawczo w wysokiego mężczyznę, który jej nie lubił.
%7łyła nadzieją, że chociaż raz przyjdzie do domu
uÅ›miechniÄ™ty, ucieszy siÄ™ na jej widok, porwie w ra­
miona, obróci się z nią jak na karuzeli i powie, że ją
kocha. Ale tak nigdy się nie stało. Ojciec Julie zawsze
się tak z nią witał. Jej ojciec nigdy. - Przywieziesz
panią Hayes? - spytała.
- Tak - odparł krótko. - A jeśli ci się coś nie
podoba, to trudno.
Maggie nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie
POWRÓT DO ARIZONY
146
i wyszła z pokoju. Poszła do swojej sypialni i cicho
zamknęła za sobÄ… drzwi. Pani Hayes bÄ™dzie jej nienawi­
dzić. Wróci do pracy i nie zapomni, co ona jej zrobiła.
Usiadła na łóżku, tak przygnębiona, że nawet nie
płakała. %7łycie jeszcze nigdy nie wydawało jej się takie
beznadziejne. Nagle uderzyła ją pewna myśl. Zaczęła
się zastanawiać, czy tak samo czuła się pani Hayes,
wiedząc, że umrze, a potem tracąc jedyną pracę, jaką
mogła znalezć w tym mieście, zmuszona wyjechać
gdzieś daleko, gdzie nie miała nikogo z rodziny.
- Tak mi przykro, proszę pani - szepnęła.
Teraz nie mogÅ‚a już powstrzymać Å‚ez napÅ‚ywajÄ…­
cych jej do oczu. W ogromnym, eleganckim, pustym
domu nie było nikogo, kto by ją pocieszył.
Powell odszukał panią Bates i zawiadomił ją, że
wyjeżdża do Arizony. Nie podaÅ‚ powodu. Natych­
miast potem wyruszył, nie żegnając się z Maggie.
Póznym popoÅ‚udniem dotarÅ‚ do Tucson i zamel­
dował się w hotelu. W książce telefonicznej znalazł
numer Antonii. Zadzwonił, ale telefon był wyłączony.
No tak, wyprowadzając się do Bighorn, zrezygnowała
z mieszkania. Gdzie może się podziewać?
Szybko odgadł, że prawdopodobnie zatrzymała się
u Barrie Bell. W książce znalazÅ‚ jej numer i natych­
miast zadzwoniÅ‚. ByÅ‚a niedziela wieczór, wiÄ™c spo­
dziewał się zastać przyjaciółki w domu. Odebrała
Antonia. Głos miała zmęczony i apatyczny.
Powell zawahał się. Właściwie nie wiedział, co
powiedzieć. Gdy zastanawiał się, jak zacząć, Antonia
Diana Palmer 147
przerwała połączenie. Pewnie uznała, że to pomyłka.
Może rzeczywiście rozmowa przez telefon nie jest
najlepszym rozwiązaniem, pomyślał Powell i odłożył
słuchawkę. Zanotował adres i postanowił, że z samego
rana tam pojedzie. Element zaskoczenia może za­
działać na jego korzyść. Z lodówki wyjął buteleczkę
whisky, przelał zawartość do szklanki, dodał wody.
Z reguły nie pił, ale teraz uznał, że alkohol dobrze mu
zrobi. Uzmysłowił sobie, że może stracić Antonię nie
przez własną dumę, lecz z zupełnie innej przyczyny.
Po raz pierwszy w życiu poczuł ogarniający go lęk.
Założył, że Antonia nie pójdzie do pracy zaraz
pierwszego dnia po powrocie, i nie pomylił się. Kiedy
nazajutrz przed południem nacisnął dzwonek, to ona
mu otworzyła. Barrie nie było.
WykorzystaÅ‚ moment zaskoczenia. WszedÅ‚ do Å›ro­
dka i zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. Tymczasem Antonia
odzyskała kontenans i zażądała wyjaśnień.
- Co tu robisz?
- Rozmawiałem z doktorem Harrisem - odparł
krótko. Nie wspomniał o Benie, żeby nie domyśliła
się, że ojciec został we wszystko wtajemniczony.
Antonia zbladła. A więc wie wszystko. Mogła to
wyczytać z jego twarzy.
- On nie miał prawa! - oburzyła się.
- To ty nie masz prawa siedzieć bezczynnie i cze­
kać na śmierć! - napadł na nią.
- MogÄ™ robić ze swoim życiem, co zechcÄ™! - od­
cięła się.
- Nieprawda!
POWRÓT DO ARIZONY
148
- Wyjdz stÄ…d!
- Wykluczone. Idziemy do lekarza. Rozpoczniesz
kurację, jaką ci zleci - odrzekł krótko. - To nie jest
prośba - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu - tylko
rozkaz!
- Nie będziesz mi rozkazywał! Nie masz prawa!
- Mam prawo i chrzeÅ›cijaÅ„ski obowiÄ…zek po­
wstrzymać blizniego przed popeÅ‚nieniem samobój­
stwa - odparÅ‚ cicho, patrzÄ…c jej prosto w oczy. - Po­
stanowiłem zająć się tobą. I zacznę od razu. Ubieraj
się. Jedziemy do doktora Claridge'a. Już zamówiłem
wizytę. - Antonia poczuła zawrót głowy. Wstrząs był
zbyt nagły, zbyt silny. Słowa uwięzły jej w gardle.
Powell położył jej ręce na ramionach i zajrzał jej
w oczy. - Wiem, co się stało. Pojadę z Maggie do pani
Jameson. Odzyskasz pracę. Możesz wracać do domu.
Antonia wyrwała się mu.
- Nie wrócę. - Unikała jego wzroku. - Nie mogę
wrócić. Ojciec się dowie, że mam białaczkę. Nie mogę
mu tego zrobić. Strata matki omal go nie zabiła. Jego
siostra umarÅ‚a na raka. Strasznie siÄ™ mÄ™czyÅ‚a. - Wzdry­
gnęła się na to wspomnienie. - Nie mogę narażać go na
takie przeżycia. To było szaleństwo z mojej strony, że
wróciłam. Nie chcę, żeby się dowiedział.
Nie mógł jej powiedzieć, że ojciec już wie. Wsunął
ręce do kieszeni i oznajmił:
- Powinnaś przebywać z ludzmi, którym na tobie
zależy.
- RobiÄ™ to. Barrie jest dla mnie jak rodzina.
Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, z której strony
Diana Palmer
149
ją podejść. Nerwowo podrzucał w kieszeni drobne
monety, zastanawiając się, jakich jeszcze argumentów
użyć.
Antonia wykorzystaÅ‚a jego niezdecydowanie i za­
atakowała.
- Gdybyś był na moim miejscu, gdyby chodziło
o twoje życie, nie chciałbyś, żeby ktokolwiek się
wtrącał.
- Walczyłbym - odrzekł ze złością. - Doskonale
o tym wiesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl