[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ną pewność.
Wcisnęła nosek pantofla pomiędzy liście, chwyciła mocniej i wspięła
się na konar. Podskoczyła na wszelki wypadek.
- LadyAgatho?
To był jego głos, głęboki, pełen niedowierzania. Co za pech!
Przytrzymując się ręką pnącza, odwróciła się na palcach. Uśmiech mia
ła przyklejony do twarzy. Elliot stał niedaleko, jego ciemne ubranie i czar
ne jak noc włosy skrywał mrok. Nic dziwnego, że go nie zauważyła. Prze
brał się w strój wieczorowy. Widać było tylko jego koszulę, prawie błękitną
w świetle księżyca.
Natomiast ona się nie przebrała. Ciągle miała na sobie lawendową suknię.
- O, sir Elliot! - zawołała z udawaną wesołością. - Zliczny wieczór,
nieprawdaż?
- Całkiem, całkiem - jego ton niewiele jej powiedział, a prawie nie
widziała jego twarzy. - Czy mogę pani pomóc w... tym, co pani właśnie
robi, cokolwiek to jest?
Tak naprawdę pytanie brzmiało: Co pani robi, do diabła?" Jednak był
dżentelmenem i musiał powstrzymywać się od takiego komentarza.
- Owszem, może pan - odpowiedziała żywo. - Jak się nazywa ta nad
zwyczajna roślina?
- Bluszcz. - Jego niedowierzanie było ledwo widoczne. Nie mógł prze
cież powiedzieć: Co za bzdura!", choć miał na to wielką ochotę.
- To ciekawe - zamyśliła się. - Wie pan, tak mocno przyrasta do muru, że
utrzymuje mój ciężar. Nie mogę w to uwierzyć, wydaje się taki delikatny.
- Taaak, potrafi zwieść.
- Powiedział pan, bluszcz? Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby
się nie wspiąć na niego i nie sprawdzić, jaki jest wytrzymały. W ramach
poszerzania mojej wiedzy z botaniki, rozumie pan.
- Co za bzdura - powiedział pod nosem.
Była pewna, że się przesłyszała.
- Słucham?
Milczał. Podszedł jednak bliżej i podniósł głowę. Zwiatło padające
z okien oświetliło złociście kontury jego twarzy. Gęste rzęsy kładły mu na
policzkach cienie w kształcie półksiężyca, ciemne włosy lśniły. Pochylił
głowę i miała wrażenie, że ukrywa uśmiech.
- Może teraz, skoro już pani sprawdziła to pnącze, zechce pani zejść na dół?
Przytaknęła. Trudno było odgrywać wielką damę, wisząc jak nietoperz
na ścianie budynku. Opuściła stopę, szukając gruntu i...
Chwycił ją w talii, podniósł i powoli postawił na ziemi, ale sienie odsu
nął. To ona się odsunęła, ostrzeżona dreszczem lęku, który ją przeszedł,
gdy spojrzała mu w oczy. Mroczne, tajemnicze i zniewalające.
Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu i wpadła na ścianę pokrytą blusz
czem. Wyrwał jej się krótki, nerwowy śmiech. Elliot uniósł brwi pytająco.
Rozpaczliwie usiłowała opanować sytuację, przebiegając w myślach
wszystkie znane złote myśli, aż znalazła odpowiednią: Zakłopotany męż
czyzna jest miękki jak wosk".
- Co pana sprowadza o tak póznej porze do Hollies? Lubi pan się tu
czaić po zmroku? - spytała zimnym tonem.
Zmrużył swoje piękne oczy.
- Jak mogła się już pani zapewne domyślić, czaiłem się w pobliżu w na
dziei, że spotkam panią, lady Agatho.
Do licha! Sir Elliota nie uda się zbyć zaledwie kilkoma słowami.
- Doprawdy?
- Cóż, rzeczywiście nie przyjechałem tu na spacer. Podjechałem pod
frontowe drzwi w całkiem innych zamiarach. - Jego uśmiech był jedno
cześnie uprzejmy i przebiegły. - Odebrałem pani osobisty bagaż ze stacji
i akurat gdy miałem polecić, żeby go zaniesiono do pani sypialni, zoba
czyłem, jak pani znika za rogiem domu. Krótko mówiąc, lady Agatho,
podszedłem, by powiedzieć, że przyjechały pani rzeczy. Oskarżenie o szpie
gowanie jest bezpodstawne.
Ten bezpośredni atak prawie odebrał jej oddech. Elliot nie trzymał się
reguł! Oszukiwał. Dżentelmen nie zarzuciłby damie, że oskarża go o szpie
gowanie. Nawet gdyby rzeczywiście go oskarżała! Psiakrew!
Zaśmiała się sztucznie.
- O la la! Cóż to za dziwaczny pomysł. Pan sobie ze mnie, oczywiście,
żartuje. Pan z pewnością wie, że prowadzę niezwykle nudne i monotonne
życie. Gdyby mnie pan naprawdę szpiegował, szybko umarłby pan z nudów.
- O, szczerze w to wątpię - powiedział, uśmiechając się lodowato.
- Pan jest zbyt uprzejmy.
To zaczynało być niebezpieczne. Przeszła obok niego, zamierzając po
ciągnąć go do domu, gdzie obecność innych rozładuje napięcie między
nimi. Ruszył za nią.
- A pani, lady Agatho? - spytał zwykłym tonem, co wydało jej się po
dwójnie podejrzane. - Wyszła pani po prostu na wieczorny spacer i nagle
obudziła się w niej ciekawość przyrodnicza?
- Właśnie.
Jeśli będzie szła szybciej, wpadnie w trucht. Zwiadomość tego gwałtow
nie ją zatrzymała.
Złota myśl numer dwa: Człowiek, który biegnie, zawsze wygląda, jak
by miał powód do..." Potknęła się i zaczepiła stopą o spódnicę. Natych
miast chwycił ją pod ramię i podtrzymał. Nie spojrzała na niego i szła
dalej.
Nadal trzymał ją za ramię. Uścisk był lekki i podobał się jej. Ale nie
podobało się jej, że się jej to spodobało.
- Po tak długiej podróży nie mogłam nawet myśleć o jedzeniu. A poza
tym nie miałam serca, by zostać w domu w tak piękny wieczór - powie
działa, zadowolona ze swoich wyjaśnień.
- Rzeczywiście, noc jest przepiękna - zgodził się. Potem, po drugim
wahaniu dodał: - Zechce pani kontynuować spacer w moim towarzy
stwie?
- Tak - wyrwało się jej, zanim zdążyła pomyśleć.
Uśmiechnął się, odwracając wzrok. Wydawał się speszony i jakby mile
połechtany. Zadziwiające. Gdzie były kobiety z Little Bidewell, że ten
mężczyzna wciąż był wolny?
Ach, prawda. Nie chodziło ogólnie o kobiety z Little Bidewell, ale o tę
jedną szczególną. Catherine Bunting. Ta myśl zepsuła Letty nastrój.
- Ufam, że wszystko w Hollies spotkało się z pani aprobatą?
- Tak, jest wspaniale.
- Poznała już pani Antona?
- Tak, to czarujący człowiek.
Szli dalej w milczeniu. Letty nie odzywała się z obawy, że zdemaskuje
ją każdy temat, który poruszy, natomiast sir Elliot nic nie mówił z sobie
tylko znanych powodów. Od momentu gdy wyszła na dwór, powietrze się
ochłodziło, a na trawie pojawiła się rosa, która przemoczyła podeszwy jej
cienkich pantofli.
- Czy pani nieobecność w Londynie przez tak długi czas nie stanowi
problemu? - przerwał ciszę.
- Nie, właściwie chciałam wyjechać.
- Podoba się pani na wsi?
Postanowiła być szczera.
- Jako dziecko mieszkałam na wsi, ale muszę przyznać, że wolę miasto.
Jestem, pan rozumie, kobietą światową.
- To oczywiste.
Spojrzała na niego ostro, mając wrażenie, że w jego głosie słyszy śmiech.
Wydawał się jednak zupełnie poważny.
- Dziękuję panu. I jako kobieta światowa wiem, że to, co mi najbar
dziej odpowiada, znajdę wśród jasnych świateł cywilizacji.
- Tak?
- Och, przyznaję, życie na prowincji jest bardzo spokojne i ciekawe.
Przypuszczam, że jeśli się wraca do zdrowia po chorobie albo cierpi na
rozstrój nerwowy, życie na wsi jest... odpowiednie, ja jednak mam się
całkiem niezle i nerwy mi nie dokuczają.
- A ja myślałem, że wszystkie kobiety, nawet te światowe, chciałyby
wyglądać na słabe i delikatne.
Lady Fallontrue, jeśli chciała coś uzyskać od swego męża, zawsze skar
żyła się na taką czy inną dolegliwość. Letty gardziła nią za takie zachowa
nie. Manipulowanie mężczyzną w równej rozgrywce to jedno, natomiast
żerowanie na jednej z niewielu przyzwoitych cech jego charakteru to coś
zupełnie innego.
- Co pociągającego jest w słabości? - spytała, zatrzymując się nagle.
Zanim odpowiedział, przyglądał się jej przez chwilę.
- Pani jest bardzo szczera w tym, co mówi, lady Agatho. To intrygują
ce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Connie Brockway Sezon na panny mlode
- Andersson Marina PrzystaśÂ posśÂusześÂstwa
- Foster, Alan Dean Star Wars Splinter of the Mind's Eye()
- 13 Poscig
- Drake Dianne Lekarska rodzina (1)
- Morgan Marley śÂamić c wszelkie bariery
- 1061. Braun Jackie Barwne śźycie
- Warren Murphy Destroyer 131 Wolf's Bane
- Hawkins Rachel Dziewczyny z Hex Hall 02 Diable SzkśÂo rozdz 1 26
- 0463. Weale Anne Morskie marzenie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- leszczyniacy.pev.pl