[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pandora. - Robię to, na co się sama zdecydowałam.
- Zgadza się pani z panem Donahue, że te incydenty wiążą
się ze sobą i są sprawką kogoś z państwa rodziny? - spytał.
- Trudno byłoby się nie zgodzić.
- Czy może jest ktoś, kogo podejrzewa pani bardziej niż
innych? - dopytywał się Randall.
Pandora już wcześniej się nad tym zastanawiała.
- Nie - odparÅ‚a. - Wie pan, nie utrzymujemy zbyt bli­
skich stosunków rodzinnych. Prawdę mówiąc, nikogo nie
znam za dobrze.
- Z wyjątkiem pana Donahue - zauważył Randall.
- To prawda. Michael i ja często odwiedzaliśmy wuja,
więc spotykaliśmy się tutaj. - Czy chcieliśmy tego, czy nie,
dodała w duchu. - Poza nami krewni odwiedzali wuja Jolleya
sporadycznie.
- Oto i szampan, poruczniku. - Michael podaÅ‚ policjanto­
wi pudełko. -I wynik analizy z laboratorium Sanfielda.
Randall schował wydruk do kieszeni.
- Adwokat państwa wuja - Randall zajrzał do notatek
- Fitzhugh, parę tygodni temu powiadomił o tym, że ktoś tu
194 SKAZANI NA SIEBIE
siÄ™ krÄ™ci. Patrolujemy okolicÄ™, ale w tej sytuacji zechcÄ… paÅ„­
stwo wyrazić zgodÄ™ na patrolowanie tutejszego terenu co­
dziennie.
- Oczywiście - rzekł Michael
- Skontaktuję się z Fitzhugh. - Pandora dolała kawy
porucznikowi. - Będę również potrzebował listę krewnych
wymienionych w testamencie i trochÄ™ informacji na ich te­
mat.
Pandora zmarszczyÅ‚a brwi. Starali siÄ™ najlepiej, jak potra­
fili, wypełnić polecenie porucznika. Gdy skończyli, Pandora
popatrzyła na niego przepraszająco.
- Mówiłam, że nie utrzymujemy zbyt bliskich stosunków
- usprawiedliwiała się.
- Poproszę adwokata, żeby uzupełnił te dane. - Randall
wstał niechętnie z fotela. Starał się nie myśleć o powrotnej
jezdzie. Na dworze panował przejmujący chłód. - Obiecuję,
że zachowamy jak najdalej posuniętą dyskrecję- powiedział.
- JeÅ›li cokolwiek siÄ™ zdarzy, proszÄ™ do mnie zadzwonić. Je­
den z moich ludzi będzie znał sprawę.
- Dziękujemy, poruczniku. - Michael podał policjantowi
płaszcz.
- Myśleliście kiedyś o zainstalowaniu alarmu? - Randall
rozejrzał się po pokoju.
- Nie.
- To pomyślcie - poradził, wychodząc.
- Znowu nas poucza - mruknęła Pandora. - Wiesz -
zwróciła się do Michaela - myślę, że są dwie szkoły działania
policji: albo zamknie sprawę, albo rozdmucha. Ty liczysz, że
uda im się coś znalezć? - Spojrzała na niego pytająco.
- Dziś wieczorem sam już byłem blisko. - Nalał sobie
SKAZANI NA SIEBIE 195
brandy. - Prawie już miałem coś w ręku. Albo kogoś. Lubię
otwartÄ… walkÄ™, twarzÄ… w twarz.
- Lepiej, żebyśmy to traktowali jak partię szachów, a nie jak
mecz bokserski. - PodeszÅ‚a do niego, objęła go w pasie i przy­
tuliła policzek do jego ramienia. Takiego gestu się po niej nie
spodziewał. Gdy dotknął twarzą do jej włosów, uświadomił
sobie, jak bardzo się z tego cieszy. Czy kiedykolwiek uważał, że
ona nie pasuje do jego wyobrażenia ideału kobiety?
- Nigdy nie miaÅ‚em cierpliwoÅ›ci do szachów - powie­
dział.
- A wiÄ™c zostawmy to policji. - Objęła go mocniej. Po­
trzeba ochronienia go była równie silna, jak pragnienie, by
być chronioną. - Myślałam o tym, co może dziś w nocy się
wydarzyć. Nie chcę, żeby ci się coś stało.
- Dlaczego?
- Bo... - Popatrzyła mu w oczy i poczuła, że ogarnia ją
fala czułości. Ale nie chciała się wygłupić, nie chciała narazić
na szwank swojej dumy. - Bo wtedy musiaÅ‚abym sama zmy­
wać - dokończyła.
UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. Nie, nie miaÅ‚ w sobie zapasów cierpliwo­
ści, ale kiedy okoliczności będą tego wymagały, zdobędzie
się na cierpliwość. Musnął wargami jej usta. Prędzej czy
pózniej otrzyma od niej jeszcze więcej. I wtedy będzie musiał
zdecydować, co robić.
- Tylko dlatego? - spytał.
- Gdyby coś ci się stało, nie mógłbyś pracować - ciągnęła
Pandora. - Musiałabym znosić twój paskudny charakter.
- Myślałem, że już go znosisz.
- Byłbyś jeszcze bardziej nieznośny, gdybyś się nudził.
Pocałował ją zmysłowo, prowokacyjnie.
196 SKAZANI NA SIEBIE
- Z tobą bym się nie nudził. Tylko że ty nie chcesz tego
zauważyć.
Tym razem pocałował ją gwałtownie, niecierpliwie.
- W końcu należysz do rodziny... - zaczęła.
Zaśmiał się i skubnął zębami koniuszek jej ucha.
- Nie wycofuj siÄ™.
- Nigdy się nie wycofuję - żachnęła się.
- Chyba że zaczynasz wszystko racjonalizować. - Znowu
zbliżyÅ‚ wargi do jej ust. - ZwiÄ…zki w naszej rodzinie sÄ… bar­
dzo luzne - szepnÄ…Å‚. - Ten zwiÄ…zek nie.
- Nie wiem, czego ode mnie chcesz - usiÅ‚owaÅ‚a siÄ™ bro­
nić.
- Zwykle jesteÅ› taka bystra.
- Nie żartuj, Michael.
- Nie żartuję. - Odsunął ją na odległość wyciągniętych
rÄ…k. PrzesunÄ…Å‚ dÅ‚onie wzdÅ‚uż jej ramion. - Nie, nie zamie­
rzam tego zgadywać za ciebie, Pandoro. Nie zamierzam ci
niczego ułatwiać. Sama musisz przyznać, że oboje pragniemy
tego samego. I zrobisz to.
- Zarozumialec - warknęła.
- Tylko pewny siebie - skorygował. - Pragnę cię.
- Wiem - szepnęła.
- Tak. - Ujął jej dłonie. - Myślę, że wiesz.
ROZDZIAA 11
W lutym zima pokazała, co potrafi. Przyszedł taki dzień,
kiedy Pandora musiała przekopywać drogę do pawilonu,
w którym pracowaÅ‚a. Wcale nie byÅ‚a z tego powodu niezado­
wolona. Przeciwnie, była za to wdzięczna losowi. Ruch na
świeżym powietrzu dobrze jej zrobił.
Pandora doszła do pewnych niewygodnych dla siebie
wniosków. Jej życie nigdy już nie będzie takie samo jak
dotychczas. Jeśli chodzi o pracę, miesiące, jakie spędziła
w posiadłości Folley, tworząc nowe projekty biżuterii, tylko
wyszły jej na korzyść. Prawdę mówiąc, często traktowała
swoją twórczość jako odskocznię od tego, co dzieje się wokół
niej i co bezpośrednio jej dotyczy.
NagÅ‚e uzmysÅ‚owienie sobie, że jej zdrowie, nawet jej ży­
cie może być wystawione na niebezpieczeÅ„stwo, spowodo­
waÅ‚o, że zmieniÅ‚a trochÄ™ swój tak zwykle praktyczny i racjo­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl