[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tać go w łóżku, ale gdy się położyła, do jej świadomości zaczęły docierać od-
głosy nocy. Dominowała zdumiewająco głośna symfonia nocnych owadów i żab,
mieszkańców pobliskich lasów, moczarów i pól. Stary dom skrzypiał łagodnie,
wypromieniowując ciepło, które zgromadził w ciągu dnia. Wreszcie przez kwate-
ry okien przenikały subtelne westchnienia podmuchu wiatru znad rzeki Danvers.
Myśli Kim powoli przycichały, ale uprzytomniła sobie, że nieokreślony nie-
pokój, który poczuła, gdy po południu przekroczyła próg domu, nadal jej towa-
rzyszy. Był tylko zepchnięty na dalszy plan przez jej nieustającą gorączkową ak-
tywność. Kim zdawała sobie sprawę, że na jej niewyrazne samopoczucie składa
się kilka przyczyn, lecz jedna była oczywista; zaskakujące życzenie Edwarda, że-
by sypiali osobno. Wprawdzie teraz rozumiała jego motywy lepiej niż wtedy, gdy
179
problem wypłynął, lecz mimo wszystko była zmartwiona i rozczarowana.
Odłożyła pamiętnik Elizabeth i wygramoliła się z łóżka. Sheba, która zdążyła
już głęboko zasnąć, rzuciła jej wściekłe spojrzenie. Kim wsunęła stopy w kapcie
i przeszła do sypialni Edwarda. Zwiatło jeszcze się paliło, drzwi były lekko uchy-
lone. Kim pchnęła je; powitało ją głębokie warczenie Bufora. Zacisnęła zęby; ten
wstrętny kundel zaczynał ją denerwować.
 Stało się coś?  spytał Edward. Leżał w łóżku w otoczeniu rozpostartych
ze wszystkich stron planów laboratorium.
 Tylko tyle, że tęsknię za tobą. Jesteś przekonany co do tego pomysłu, że-
byśmy spali oddzielnie? Czuję się samotna i mówiąc oględnie, nie jest to zbyt
romantyczne.
Edward przywołał ją gestem. Uprzątnął plany z łóżka i poklepał jego krawędz,
zachęcając ją w ten sposób, żeby usiadła.
 Przepraszam  rzekł.  To wszystko moja wina. Przyjmuję na siebie
całkowitą odpowiedzialność. Ale nadal uważam, że to w tej chwili najlepsze roz-
wiązanie. Jestem jak struna, która zaraz pęknie. Jak zauważyłaś, o mało nie wy-
buchnąłem przy Stantonie.
Kim skinęła głową, lecz nie podniosła jej. Nadal pilnie obserwowała swoje
dłonie splecione na kolanach. Edward ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz.
 W porządku?  spytał.
Znów skinęła głową. Usiłowała stłumić uczucia. To pewnie przemęczenie.
 Mamy za sobą pracowity dzień  powiedział znów Edward.
 Chyba też jestem trochę zdenerwowana  przyznała Kim.
 Czym?
 Sama dokładnie nie wiem. Odnoszę wrażenie, że to ma coś wspólnego
z losem, jaki spotkał Elizabeth, i z tym, że był to przecież jej dom. Nie mogę
przestać myśleć o tym, że część moich genów pochodzi od niej. W jakiś sposób
czuję jej obecność.
 Jesteś wyczerpana. Zmęczona wyobraznia płata zwariowane figle. Poza
tym to miejsce jest dla ciebie nowe, a to zawsze trochę denerwujące. Mamy w koń-
cu swoje przyzwyczajenia.
 Na pewno tak jest, w części. Ale to nie wszystko.
 No no, tylko mnie nie próbuj zamącić w głowie.  Edward zachichotał.
 Chyba nie wierzysz w duchy?
 Nigdy nie wierzyłam, ale teraz już nie jestem taka pewna.
 %7łartujesz.
Kim roześmiała się z jego nagłego zaniepokojenia.
 Oczywiście, że żartuję. Nie wierzę w duchy, ale zaczynam zmieniać zda-
nie na temat zjawisk nadprzyrodzonych. Gdy pomyślę, w jaki sposób znalazłam
pamiętnik Elizabeth, dreszcz mnie oblatuje. Powiesiłam jej portret i nagle poczu-
180
łam, że po prostu muszę iść do zamku. A gdy już tam byłam, wcale nie musiałam
szukać. Leżał w pierwszym kufrze, jaki otworzyłam.
Edward też się roześmiał.
 Ludzie doznają wrażenia, że obcują ze światem nadprzyrodzonym, gdy tyl-
ko znajdą się w Salem. Wszystko przez te stare bzdury o czarownicach. Ale jeśli
chcesz wierzyć, że to jakaś magiczna siła zawiodła cię do zamku, w porządku.
Tylko nie każ mi się pod tym podpisywać.
 A jak inaczej mogę to wyjaśnić?  spytała Kim zapalczywie.  Do dzi-
siejszego dnia ponad trzydzieści godzin spędziłam na szukaniu bez żadnych re-
zultatów. Nie tylko nie znalazłam pamiętnika, ale w ogóle nic z siedemnastego
wieku. Dlaczego dziś zajrzałam akurat do tego kufra?
 Dobrze, dobrze  powiedział Edward ugodowo.  Nie zamierzam cię
przekonywać. Uspokój się. Jestem po twojej stronie.
 Przepraszam. Nie chciałam się tak zaperzać. Przyszłam tylko po to, żeby
ci powiedzieć, że tęsknię za tobą.
Po długim pocałunku na dobranoc Kim zostawiła Edwarda z jego planami
i wyszła. Zamknąwszy za sobą drzwi, stanęła skąpana w świetle księżyca sączą-
cym się przez okno małej łazienki. Ze swojego miejsca widziała czarną masywną
bryłę zamku na tle nocnego nieba. Wzdrygnęła się; sceneria przypominała deko- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl