[ Pobierz całość w formacie PDF ]

posunięcia, których nie umiały sobie niczym wytłumaczyć. Jedna, starsza i doświadczona,
przyznała mi się, że parę razy samowolnie po cichu zmieniała dyspozycje lekarki,
przykładając inną maść czy dając inne lekarstwo.
- Właściwie to też jest karygodne - wtrącił Szczęsny. - Pielęgniarce nie wolno
zmieniać decyzji lekarza na własną rękę. Co by to się działo w szpitalach, pomyślcie tylko!
- Naturalnie, że masz rację. Jedno zło rodzi zwykle drugie i tak się to rozwija.
- A co ci mówił Chrząstowski? - zagadnął major.
- Teraz jest dla mnie jasna sprawa z narkotykami. To na pewno ona podrzuciła mu
pudełko do kieszeni fartucha, aby go skompromitować i usunąć z przychodni. Doktor
Chrząstowski od pewnego czasu obserwował jej wszystkie  pomyłki i zwracał na nie uwagę
kierownika przychodni. Ale Aadoń był tak śmiertelnie zakochany, że nie widział, a może nie
chciał widzieć błędów, które popełniała jego ukochana. Ten młody lekarz pokazał mi swoje
notatki; zapisywał tam wszystkie fałszywe diagnozy i zle dobrane lekarstwa stosowane przez
Piechocką. Dołączyłem te notatki do akt sprawy.
- Nie mogę tylko zrozumieć - powiedział Szczęsny w zamyśleniu - kim były te dwie
kobiety, którym ona prawdopodobnie robiła sztuczne poronienie, a które podawały w szpitalu
jej nazwisko i pseudonim. Skąd one na to wpadły? Skąd w ogóle znały te nazwiska?
- Może powie nam. coś na ten temat aresztowany - odparł Daniłowicz, wstając. - No,
bywaj, Szczęsny. Wracam do Warszawy.
- Nic podobnego - odrzekł kapitan, wyskakując z łóżka. - Wracamy razem.
Sięgnął po koszulę i spytał zdziwiony?
- Kto mi wyczyścił moje ubranie? Przecież było paskudnie zakrwawione?
Stroński uśmiechnął się.
- A była tu taka jedna podfruwajka, Tereska Bayer... Płakała, że chce ciebie zobaczyć,
bo może umrzesz i tak dalej. Zobaczyła, że pielęgniarka wynosi z twego pokoju ubranie,
złapała i tyle ją było widać. Dziś rano przyniosła pięknie wyprane i coś tam włożyła do
kieszonki w marynarce. Zobacz!
Szczęsny zajrzał do kieszeni i wybuchnął śmiechem. W małej białej chusteczce leżał
kolorowy pajacyk z napisem:  Na szczęście .
- Widzisz - rzekł z powagą Daniłowicz - gdybyś miał to wczoraj, nie oberwałbyś po
głowie. Szczęście trochę się spózniło. Słuchaj, czy ty naprawdę czujesz się na...
- Czuję się - przerwał mu Szczęsny, zawiązując krawat. - Staszku, załatw za mnie
formalności, dobrze? Odwdzięczę ci się prezentem na weselu.
- Prezent to i tak byś przywiózł panu młodemu. Ty mi się odwdzięcz wiadomościami z
przesłuchania tego faceta. I to szybko!
Gdy minęli już ostatnie domy Widzewa, Daniłowicz powiedział:
- Wiesz, Szczęsny, właściwie nie mówiłeś mi jeszcze, w jaki sposób wpadłeś na
pomysł, aby śledzić Barbarę Seńko. Czy to się zaczęło w Zakopanem?
- Nie. To się zaczęło bardzo dawno, podczas jakiegoś przesłuchiwania prostytutek w
Komendzie Dzielnicowej na Grochowie. W związku z morderstwem na Nowogrodzkiej -
pamiętasz, chodziło o taką starą kobietę, wdowę po magistrze farmacji...
- Pamiętam. Zakrzewska czy Zarzecka.
- Zarzycka. Więc prowadziłem wtedy dochodzenie i zajmowałem się kilku
prostytutkami, które były w to wmieszane. Któregoś dnia Grochów zawiadomił mnie, że będą
przesłuchiwać trzy takie  panienki , i może mnie to zainteresuje. Pojechałem. Jedną z tych
trzech była Ewa Pilsz, wówczas początkująca. Zapamiętałem jej twarz. W zeszłym roku
pózną jesienią byłem na procesie tego młodego poety, który zabił swego ojczyma, bo uwiódł
mu żonę. Siedziałem pomiędzy publicznością i zauważyłem Ewę; ona mnie nie poznała. Było
to krótko po katastrofie, w której zginął Bruzik. Zupełnie przypadkowo zaobserwowałem, że
Ewa zwędziła komuś gazetę z opisem wypadku, że czyta ten opis parę razy, a potem chowa
gazetę do torebki i wychodzi z sądu, jakby się bała, żeby jej kto nie odebrał. To był pierwszy
ślad całej sprawy, która ma u nas kryptonim  Ewa .
- No dobrze. A potem? Skąd ci przyszło do głowy, że Barbara to Ewa.
- Potem, zupełnie po prostu zobaczyłem ją kiedyś w kinie. Była niesłychanie podobna
do Ewy, ale miała czarne włosy, eleganckie futro i w ogóle wygląd jakiejś  damy . To mnie
zaintrygowało do tego stopnia, że szedłem za nią przez pewien czas, aż zniknęła mi w
spółdzielni  Zefir . Nie trzeba było wiele zachodu, aby się dowiedzieć, że to jest  pani
prezes . Tyle osób, dość wysoko postawionych we władzach miejskich, udzieliło podobno o
niej jak najlepszych referencji, że zawahałem się... A może się mylę? Zapytałem w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl