[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwe sposoby, we wszystkie dziurki.
Tak jak chce.
Dokładnie tak.
W łóżku czekały zabawki. Małe, duże, najnow-
sze, skomplikowane seksualne gadżety, proste wibra-
tory, z nakładką lub bez niej, w kolorze ciała i wście-
kłego fioletu, jedwabne apaszki, przyrządy do masa-
żu. Zaczęła od głowy, była pewna, że tam ma najwię-
cej zakończeń nerwowych. Odprężyła się. Potem ma-
łym wibratorem pieściła sobie kark, szyję, piersi i ło-
patkę, gdzie po obu stronach pleców miała jakby dwie
zapasowe łechtaczki: kilka centymetrów skóry po
wielokroć bardziej wrażliwych niż piersi. Piersi też
dostały swoją porcję pieszczot. Wreszcie, podniecona,
dotarła do cipki. Była miękka i zapraszająca. Miała
wiele cudownych zakończeń, a lepka wilgoć zaprasza-
ła do penetracji. Najpierw z zaproszenia skorzystały
palce, potem wibratory, w różnych zestawach i połą-
czeniach. Kiedy czuła, że dochodzi, przerywała.
Chciała przeżyć kumulację.
Przeżyła. Po wielokroć.
To był najpiękniejszy wieczór w jej życiu.
A opowieść o tym wieczorze jest piosenką
o miłości do siebie samej.
Czy mogłybyśmy zaśpiewać ją wszystkie sa-
mym sobie na dobranoc?
Psychopompos
Nie wiem, co mi wtedy przyszło na myśl i dla-
czego tak się stało, ale któregoś póznowiosennego po-
południa pod wpływem nagłego impulsu w sklepie
z dekoracjami kupiłam kruka. Naturalnej wielkości,
z żywicy: czarnego, groznego, bardzo krukowatego.
Postawiłam go przy schodach. Niech pilnuje. Jak pies.
Kiedy latem szpaki dobierały się do starej cze-
reśni, przywiązywałam go do najwyższej gałęzi gru-
bym sznurem. Skutecznie odstraszał ptaki. Potem
przenosiłam go na wiśnie i grusze: zawsze dobrze pra-
cował. Jesienią znów stawał na szczycie schodów
i uważnie przyglądał się wchodzącym. Niektórzy się
go bali.
Potem ze zdziwieniem zauważyłam, że kilka
moich nowych par kolczyków ma wizerunek jakiegoś
ptaka. Była jaskółka, były gołębie, kanarki, papugi.
(Zawsze dostaję od przyjaciół kolczyki). Mój mężczy-
zna podarował mi na urodziny piękną suknię w pawie
pióra. Jeszcze wtedy niczego nie widziałam, nie łą-
czyłam ptaków ze sobą, otaczały mnie niepostrzeże-
nie. Ale już chyba wtedy coś lub ktoś decydował za
mnie. Postawił mnie na tej drodze.
Tamtego lata na wakacje pojechaliśmy do Tur-
cji. Nasz kraj zalewały powodzie i bardzo brakowało
nam słońca. W biurze podróży powiedziałam tylko:
Proszę gdziekolwiek, byle słońce świeciło
przez dwa tygodnie. Nie interesuje mnie liczba gwiaz-
dek w hotelu, interesują mnie chmury. Ma ich nie być.
Da się to załatwić? Uśmiechnęłam się do kobiety
w wysokim koku.
Kobieta patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę;
jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
Ku_adasi powiedziała w końcu.
Niech będzie i Ku_adasi, wszystko jedno,
byle dalej od tej krainy deszczowców zgodziłam się
bez namysłu.
Lot nie trwał długo, lądowaliśmy w Izmirze, bi-
blijnej Smyrnie. Kiedy przeczytałam w przewodniku,
że Ku_adasi znaczy po turecku wyspa ptaków , po
raz pierwszy poczułam się nieswojo.
W środku miasteczka pomnik w kształcie wiel-
kiej dłoni trzymał wielkiego gołębia.
Moja matka miała na nazwisko panieńskie
Gołąb powiedziałam swojemu mężczyznie, patrząc
na kamienną dłoń.
Więc jesteś w połowie gołębicą, nie wiedzia-
łem śmiał się. A potem zanucił jeszcze Palomę swo-
im niskim głosem w oryginale, po hiszpańsku. Wie-
czorem na moich nagich plecach szukał zalążków
skrzydeł. Nie znalazł, ale odkrył inne skarby. Mniej-
sza z tym.
Zaczęłam myśleć o ptakach, których było koło
mnie coraz więcej. O moim kruku, który straszył go-
ści i szpaki.
Po powrocie z Miasta Ptaków poszłam do bi-
blioteki poszukać zrozumienia.
Kruk, psychopompos, łączy świat zmarłych ze
światem żywych. Z racji czarnej barwy łączy się go
z ideą początków (macierzyńska noc, praciemności,
zapładniająca gleba). Jako stworzenie napowietrzne
kojarzony jest z niebem, z mocą twórczą i demiur-
giczną, z siłami duchowymi. Lata, więc jest posłań-
cem. Z tych wszystkich przyczyn wiele ludów pier-
wotnych nadaje mu znaczenie kosmiczne. Przypisuje
mu się specjalny instynkt przepowiadania przyszłości,
skutkiem czego krakanie kruka wykorzystywano
w obrzędach wróżebnych. W symbolice chrześcijań-
skiej jest alegorią samotności. Według niektórych ba-
daczy kruk może symbolizować izolację tego, kto
żyje na płaszczyznie wyższej niż inni ludzie; podob-
nie jak wszystkie ptaki samotniki .
Duchom wystarczył kruk z żywicy, żeby zaczę-
ły wędrować po moim domu?
A może to jakieś szatańskie, piekielne zwiasto-
wanie?
Co za kicz.
A co, jeśli ptaki dawały mi znaki, których nie
potrafiłam odczytać?
Nie było nikogo, kogo mogłabym zapytać, co
to wszystko znaczy. Albo chociaż opowiedzieć o tym,
co się dzieje. Nikt by nie zrozumiał. Zresztą sama
siebie podejrzewałam przecież po cichu o szaleństwo.
Ale ptaków było coraz więcej, jakby dopiero teraz,
kiedy je zauważyłam, odważyły się wyjść ze wszyst-
kich kątów świata. Były wszędzie: na balkonie znaj-
dowałam co rano martwe, różowe pisklęta, które wy-
padały z gniazda lekkomyślnym wróblom. Na listach
w mojej skrzynce pocztowej pojawiał się wizerunek
ptaków: lecących orłów, gołębi, jaskółek, wpisanych
w logo różnych firm. Nie było ich wcześniej czy ich
nie widziałam? Potem, w trakcie ptasich rozmyślań,
uświadomiłam sobie, że wszyscy moi bliscy i przyja-
ciele mają w nazwisku ptaka: Szczygłowski, Jastrzęb-
ska, Kruk, Papuga, Jarząbek. Matka Gołąb. Nawet
w szkolnym przedstawieniu przed laty grałam Wró-
belka.
Każdy dzień przynosił ptasie odkrycie. I choć
chwilami myślałam, że oszalałam, pocieszałam się:
przecież wariaci nie wiedzą, że są chorzy? Racjonali-
zowałam: wszystko jest jedynie splotem przypadko-
wych wydarzeń. Niepotrzebnie szukam tam, gdzie nie
ma nic. Przecież przy odrobinie dobrej woli da się po-
łączyć piernik z wiatrakiem, więc co dopiero ptaki?
One są wszędzie, żyjemy w symbiozie, gołębie co
dzień srają nam na dachy, i doprawdy, nie ma w tym
żadnej magii. Tak sobie powtarzałam, zbierając co
rano małe ptasie truchełka, wyjmując koperty ze
skrzynki, otwierając nowe pudełko z kolczykami, na
których zawieszono miniaturowe ptaki. (Nawet teraz,
kiedy piszę te słowa, zauważam, że u powały w bi-
bliotece wisi drewniany ptak mewa na długiej żyłce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Godfryd Keller Romeo i Julia na wsi
- James Julia PrzyjÄcie w Regent's Park
- James Julia Ĺťycie modelki
- Survivors Stranded In The South Pacific Sher
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 01] Time's Eye (v4.0) (pdf)
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 06 Obietnica
- Macomber Debbie Dobrana para
- Brian Lumley Necroscope 02 Wamphyri!
- Kraszewski Józef Ignacy Krzyśźacy 1410
- Ginekologia i pośÂośźnictwo skrypt z WrocśÂawia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- immortaliser.htw.pl