[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Village stała się Fundacja K, sukcesywnie wykonywano kolejne poprawki. Ostatnio wiązało
się to z wytłumieniem ściany między hallem Qwillerana i salonem Jimmy'ego.
- Niesłychane, ile można zrobić, nie robiąc bałaganu - stwierdził pogodziarz z
uznaniem. - Osłaniają wszystko folią, następnie wiercą dziury w ścianie i wtłaczają pod
ciśnieniem izolację; gipsują dziury; malują ścianę. Czysta robota. Myślałem, że użyją
cieńszych wierteł, ale w końcu zdecydowali się na grubsze i mogli wtłoczyć więcej izolacji.
- Sprawdza się?
- Ponieważ ty i twoje muzykalne koty chwilowo obok mnie nie mieszkacie, a
mieszkanie po drugiej stronie ktoś próbuje sprzedać - nie wiem. Ale sąsiedzi z osiedla są
zadowoleni. Nawet takie zawodowe mąciwody jak Amanda Goodwinter! Trochę złagodniała,
odkąd wybrano ją na burmistrza. To pewnie dlatego, że jej specjalista od public relations
doradził jej, by kupiła kota dla poprawy wizerunku.
Amanda od lat była zrzędliwą właścicielką studia projektowego i kłótliwym
członkiem rady miejskiej. Niezależnie od tego, ile wydawała na ubrania i fryzjera, zawsze
wyglądała jak strach na wróble. Gdy wybierała kota, jej przyjaciele spodziewali się, że
zaadoptuje niechlujnego szarego kocura bez połowy ogona i ze zgryzionym uchem. Kupiła
jednak wspaniałego długowłosego kota, któremu nadała imię Quincy na cześć jednego z
pierwszych prezydentów Stanów Zjednoczonych.
- Skoro mowa o kotach - powiedział Qwilleran - angażujesz się w Kocią Rewię?
- Taa..? Prosili mnie o prowadzenie.
- Chyba będę musiał przypomnieć sobie lekcje stepowania - powiedział Qwilleran - i
odstawić jakiś dwójkowy numer z burmistrz Goodwinter.
Tak naprawdę miał nadzieję, że wyłga się recytacją zwariowanych wierszy T.S. Eliota
z jego Kotów. Często je czytał syjamczykom. Yum Yum podobał się ten o Bertrandzie Bobruj
i Melchiorze Melinie, które krążyły po domu, podkradając rzeczy; łatwo było w jej przypadku
o empatię. Koko zdawał się odczuwać pokrewieństwo z Kotem Naprzekórkiem. Nic nie
wskórasz u kocura Naprzekóra, taka bowiem tego gbura jest natura1 .
Po lunchu Qwilleran przechodził obok biblioteki, gdy na parkingu zauważył zielone coupe
Thelmy. Wszedł do budynku i zaskoczony zastał Janice i jedną z ochotniczek, które ściągały
wystawę zdjęć gwiazd filmowych.
- Co się dzieje? - spytał.
- A! To ty! - powiedziała Janice. - Co za miła niespodzianka! Thelma uznała, że
wszyscy już widzieli zdjęcia i czas pokazać nowe. Zamówiła nawet nowy szyld.
Napis obwieszczał: WYSTAWA ZA ZGOD KLUBU FILMOWEGO THELMA .
- Zapraszam cię na filiżankę kawy, gdy skończycie - powiedział. - Nie spiesz się.
Czekając, przejrzał katalogi, wymienił parę słów z Mackiem i Katie, wrzucił
jednodolarówkę do ich słoika i uciął sobie pogawędkę z młodymi pracownicami czytelni.
- Pani Duncan wyszła na lunch - oznajmiła jedna z nich. - Nie powiedziała, o której
godzinie wróci.
Cichy romans szefowej ze sławnym panem Q stanowił dla nich sprawę wielkiej wagi i
z pewnością uznały za rzecz niesłychanie doniosłą, gdy opuścił on budynek w towarzystwie
kobiety z Hollywood, która była młodsza od pani Duncan, choć nie tak ładna.
Przemierzali z Janice niewielki dystans dzielący ich od Lois's Luncheonette i
Qwilleran wyjaśniał głęboką kulturową zasadność przyjaznych, zapyziałych i hałaśliwych
jadłodajni. Gdy przybyli na miejsce, wśród klientów toczyła się właśnie dysputa polityczna, z
Lois w roli niezależnego arbitra - funkcja, z której wywiązywała się, balansując dzbankiem
kawy między głowami oponentów. Głosy ucichły, gdy pan Q wszedł z nieznajomą kobietą.
1
Przełożył Stanisław Barańczak.
- Wejdzcie! - zawołała Lois. - Siadajcie gdziekolwiek! Wszystkie stoły są czyste. W
kuchni mamy jeszcze dwa kawałki szarlotki.
- Thelma ominęłaby to miejsce szerokim łukiem - szepnęła Janice. - Ale mnie się
podoba!
- A co Thelma robi dziś po południu? - spytał niezobowiązująco.
- Medytuje w swojej piramidzie. Zrobiono ją z miedzi, dzięki czemu lepiej skupia
dobrą energię. Potrzebuje tego po porannej kłótni z Dickiem.
- Znowu dawał Lolicie niedozwolone karmelki?
Janice się zawahała.
- Może nie powinnam o tym mówić, ale martwię się o nią, no i to pomaga, gdy pozna
się inne zdanie. Była dla Dicka taka dobra, o on jest taki niewdzięczny.
- Masz całkowitą słuszność, że się niepokoisz, Janice. Słyszałaś, o co się kłócili?
- O pracowników Klubu Filmowego. Będą potrzebować ludzi do sprawdzania biletów,
obsługi projektora, podawania drinków i sprzątania między pokazami. Dick chce przywiezć
ludzi, których zna - z Bixby. Thelma nalega, by zatrudnić miejscową pomoc - z kilku dobrych
powodów.
- Ma całkowitą słuszność.
- Cóż, Dick wybiegł z domu i trzasnął drzwiami, więc podejrzewam, że Thelma użyła
Mocnego Argumentu. Zawsze mówi, że nosi przy sobie Mocny Argument, aby w razie czego
postawić na swoim.
- Ciekawe, dlaczego Dickowi tak zależało, żeby zatrudnić tłumoków z Bixby, jak ich
nazywamy w Moose County - rzucił Qwilleran od niechcenia.
(Wydawało mu się, że zna odpowiedz).
- Jak wczorajsza przejażdżka łódką? - dodał, zmieniając temat.
- Wspaniała! Viewfinder to piękna łódz. Handleyowie byli mili. A lunch bardzo
smaczny. Bushy potrafi zapewnić rozrywkę. Opowiadał historie o swoich przodkach, którzy
byli rybakami, i o UFO, i o strasznych katastrofach na jeziorze, zanim rząd zbudował latarnię.
- A jak wygląda odzew na reklamę klubu?
- Bardzo dobrze! Dick sprzedaje zarówno złote, jak i zielone karty członkowskie.
- Ustalono już datę otwarcia? - spytał Qwilleran.
- Nie do końca. Thelma chce, żeby otwarcie wypadło w ten sam dzień, co potrójny
szczyt w jej kalendarzu biorytmów.
Pokiwał głową z uznaniem.
- Rozsądne podejście!
- A wiesz, kto się pojawi na otwarciu?
No przecież chyba nie pan Simmons - pomyślał.
- Pan Simmons! - obwieściła.
- Jako przyjaciel rodziny czy ochroniarz?
- Przyjaciel, choć Thelma uważa, że ma czujne oko, które rozgląda się dokoła i w mig
potrafi wszystkich prześwietlić - Janice powiedziała to z rozbawieniem.
- Czy jest coś, w czym mógłbym pomóc w związku z jego pobytem? Odebrać go z
lotniska?
- Thelma powiedziała, że z pewnością będzie bardzo zainteresowany obejrzeniem
twojego składu. Opowiadała mu o nim.
- Da się to zorganizować - odparł.
- A Bushy obiecał, że zabierze nas na Viewfindera .
Janice nie była już nieśmiałym gościem, którego poznał na przyjęciu. Czy Thelma
uznała, że czas dojrzał , aby rozmawiać otwarcie z panem Q? Tak czy inaczej, dzięki swej
umiejętności słuchania zawsze mógł liczyć na jakieś zwierzenia.
- Bushy zrobi portret Thelmy podobny do tego, który wykonał dla jej brata - mówiła
Janice. - I zleciła mu sfotografowanie jej dwudziestu czterech kapeluszy - na potrzeby książki.
Tekst napisze kobieta z Kalifornii. Nie widziałeś jeszcze tych kapeluszy, prawda? Mam parę
zdjęć, która sama kiedyś zrobiłam.
Sięgnęła do torebki.
To naprawdę ma więcej wspólnego ze sztuką niż z kapeluszem! - pomyślał Qwilleran,
rzuciwszy na nie okiem.
- Ciekawe - powiedział.
- Fran Brodie uważa, że powinnyśmy zaproponować je na wystawę w Centrum Sztuki.
- W Mooseville otwierają właśnie galerię, gdzie można liczyć na większą publiczność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Jackson Vina OsiemdziesiÄ t dni 02 Osiemdziesiat dni niebieskich
- Jackson Brenda Thorn's challenge
- Hitchcock_Alfred_ _PTD_08_ _Tajemnica_kurczÄ cego_siÄ_domu
- 1061. Braun Jackie Barwne Ĺźycie
- 093. Darcy Lilian NajpiÄkniejsza noc
- Christie Agatha Kot wĹrĂłd goĹÄbi
- 013 Wild Country
- April Andrews Taken by Two
- MśÂot.na.czarownice. .Jacek.Piekara
- Anne McCaffrey JeśĹźdśĹźcy smoków z Pern 5. Smoczy spiewak
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lurixomt2.keep.pl