[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i drażniły te mętne rozważania o bogach--bestiach oraz energii psychicznej. Miał jednak dość
inteligencji, by wiedzieć, kiedy jego ludzie i przyjaciele naprawdę w coś wierzą. Pojmował też,
że stary łysoń Dan, poważny gość, nie opowiadałby takich historii bez racjonalnych przesłanek
i empirycznych dowodów. Umysł Dana precyzją przypominał papierek lakmusowy i za to
właśnie Carter darzył naukowca takim szacunkiem.
- A więc sądzisz, że coś tam jest? - spytał z wysiłkiem. - Jakiś potwór w głębi studni
Bodine'ów?
- Fakty na to wskazują. Choć muszę przyznać, że to wątłe dowody i różnie je można
interpretować. Ale tak, moim zdaniem tam coś jest.
- Może byśmy rozwiercili studnię i sprawdzili? Dan wzruszył ramionami.
- Rzecz bardzo niebezpieczna.
- A jeśli to zrobimy? - nalegał Carter. - Jeśli to coś znajdziemy i zabijemy? Czy dzięki
temu pozbędziemy się i wszystkich innych stworów?
- Skąd mogę wiedzieć? Chyba tak. Trudno w tej chwili coś przesądzać.
Martino głośno kichnął i powiedział:
- Raczej warto spróbować. Nie złapiemy ich nigdy, skoro z odległości sześciuset stóp
potrafią topić ludzi.
Carter popatrzył na nas obu.
- Co na to powiecie? Zacząć wiercenie natychmiast? Wczoraj zawiadomiłem inżyniera
okręgowego, powinien już mieć przygotowane zaplecze.
- Chyba powinieneś - przyznał Dan. - Ale widzieliśmy, co się stało z ludzmi, którzy się
narazili tym złowrogim bóstwom, więc według mnie trzeba to przeprowadzić nadzwyczaj
ostrożnie.
- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że wezmiemy się do tego jak niedouczony hydraulik.
- Powinieneś się postarać o medium. O kogoś wrażliwego na psychiczne impulsy. Jeśli
coś się będzie kroiło, zdołacie uciec, nim ktoś oberwie.
- Medium? Od kryształowych kuł i takich innych banialuków?
- Właśnie tak.
Carter podrapał się po brodzie.
- Martino, znamy jakieś medium? Kogoś przepowiadającego przyszłość?
Martino myślał chwilę, nim odpowiedział.
- W Boardman's Bridge jest stara pani Thompson. Tylko ona mi przychodzi do głowy.
Zerknąłem na Dana, wysoko unosząc brwi.
- Wygląda na to, że w Boardman's Bridge mają często do czynienia z niezwykłymi
zjawiskami. Pamiętasz Josiaha Waltersa z księgi legend Litchfield?
Dan popatrzył na mnie z namysłem.
- Tak, to prawda. Może i ona się nadaje. Carter, pogadamy z nią z Masonem, a potem
przyłączymy się do was u Bodine'ów. Ale na waszym miejscu nie zaczynałbym wiercenia,
dopóki nie wrócimy. Nie potrzeba żadnych więcej utonięć ani rzezni. To coś na dnie zródła
najwidoczniej z wielką radością wykazuje swoją wyższość nad śmiertelnikami
przykutymi do lądu.
- Szeryfie, ten krab wraca. Popatrzcie na dół, tam w lesie - odezwał się ponuro Martino.
W okamgnieniu odwróciliśmy się, by popatrzeć na skaliste zbocze. Po dłuższej chwili
dostrzegliśmy gwałtowne, szybkie ruchy w cieniu kępy drzew, gdzie ukrył się stwór. Carter
sięgnął po granatnik upuszczony przez Huberta Rosnera i szybko sprawdził, czy jest
naładowany i gotowy do strzału.
- Carter, na twoim miejscu zostawiłbym to i uciekał co sił w nogach - mruknął Dan
przypatrując się ruchom w zaroślach. - Chyba dlatego zaatakował sierżanta, że ten mu zagrażał.
Jeśli zrobisz to samo, może i ciebie utopić.
Carter oblizał wargi, jakby miał ochotę na mocniejszy trunek dla kurażu.
- Wystarczy jeden strzał. Kulka w łeb.
- Jeżeli rzeczywiście wykonuje polecenia boga-bestii z głębin ziemi, to nawet
rozerwanie na kawałki go nie powstrzyma - upierał się Dan.
- Dan ma rację - wtrąciłem. - W tej sytuacji lepiej zrezygnować. Zabierajmy ciało
biednego Huberta i w nogi.
Carter stał przez chwilę z bronią uniesioną do strzału. Po czym niechętnie skinął głową
i wszyscy chwyciwszy ciało sierżanta za ręce i nogi, podnieśliśmy je z ziemi. Był ciężki niczym
martwy hipopotam, nadal miał w sobie mnóstwo wody i wątpiłem, czy nawet we czterech
zdołamy donieść go przez las do drogi. Ale nikt nie chciał go tu zostawić. Widzieliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl