[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ny.  Wszszszyszczy pocielimy się szkra. . . szkarbami. Ale czeka naszszsz fiele
niezz. . . niepespieczeństff. Sztrasznicy mają kolczaszte miecie i fielkie habala. . .
hlalabla. . . hlblablabla. . .
Porywająca przemowa Firkina wsiąkła w szmer lokalu pełnego niezaintereso-
wanych osób.
 . . . nie, poszszszłuchajcie mnie  ciągnął dzielnie.  Kaszszty, ktozami
pudzie, bendzie, hik!, bogaty. Pszszekroczcisss foje najśś mielszemaszszeee. . . 
Uniósł swój dzban, poślizgnął się na kałuży piwa na barze i zniknął w pół zdania.
Nie zauważył tego nikt z wyjątkiem Beczki i Skroht ma. Karczmarz przypatrzył
się leżącemu twarzą do ziemi Beczce, niczym motyl przyszpilonemu do podłogi
dwoma mieczami, pokręcił głową współczująco i dał znak właścicielom ostrzy.
Otrzymali oni po dzbanie przedniego piwa w ramach nagrody za pilne wypełnia-
nie swoich obowiązków i w związku z tym kompletnie zapomnieli o drżącej na
podłodze postaci. W ciągu kilku minut życie wróciło do poziomu zdeprawowania
uchodzącego w Czapie za normę.
126
* * *
Fisk wlókł się od niechcenia w stronę głównego centrum komunikacyjnego
Cranachanu. Palcami odzianej w rękawice dłoni uderzał w pręty klatek stoją-
cych wzdłuż ścian pomieszczenia, które akurat przemierzał. Gdy odziany w czerń
osobnik czynił w ten sposób poruszenie w klatkach, narastał tępy, ptasi szmer
i stukot dziobów uderzających o stalowe karmniki. Nie znosił zapachu tych głu-
pich ptaszysk. Irytował go fakt, iż cały wewnętrzny system komunikacyjny króle-
stwa opiera się na gołębiej zdolności do powrotu w to miejsce skądkolwiek. Dla
prężnej egzekutywy rady Cranachanu było to denerwująco wolne i niedokładne.
Fisk nie znosił gołębi. To takie staromodne; w roku 1025 OG powinni już mieć
coś lepszego. Kto mógł przewidzieć, ile potrwa lot? Gołąb mógł zatrzymać się
na odpoczynek, zostać zjedzony przez jakiegoś wędrownego ptaka drapieżnego
lub nawet uwiedziony przez dorodną, pragnącą potomstwa gołębicę. Jakie istnia-
ły gwarancje, że jakiś cholerny głupi ptak po prostu nie odleci sobie z piekielnie
ważną informacją tylko dlatego, że może to zrobić?!
Jeszcze bardziej drażniło i irytowało Fiska to, że podczas niezwykłych, ekscy-
tujących wydarzeń, takich jak wyprawy lub wojny, gołębie działały tylko w jedną
stronę. Bierze się go ze sobą i odsyła z wiadomością. Ludzie piszą do niego i mó-
wią mu, co robić. Co to za system komunikacyjny, w którym nie można na kogoś
nawrzeszczeć? Jak można rządzić, nie wydając rozkazów? W takich wypadkach
wszystko opiera się na zaufaniu, jednej z cech, z którymi Fisk nie chciał mieć nic
wspólnego.
Zatrzymał się i zaczął robić miny do mieszkańca najbliższej klatki. Zabębnił
palcami o kraty i zachichotał, widząc, jak ptak się cofa.
 A kysz!  zapiszczał, usiłując wystraszyć biedne zwierzę.  A kysz!
A KYSZ!
 Sir.  W otwartych drzwiach centrum stanął kopista.
Fisk podniósł na niego wzrok i powolnym ruchem przygładził włosy.
 Czego?
 Sir, właśnie nadlatuje wiadomość.
 Nareszcie!
Przebiegł obok kopisty i wpadł do pomieszczenia-lądowiska. Bladoszary go-
łąb wleciał łagodnie przez otwarte okno, wczepiając pazurki w nierówną po-
wierzchnię kamiennej półki.
 Złapać go!  rozkazał Fisk.
Drugi kopista doskoczył do ptaka, chwycił go delikatnie, łapiąc za uderzają-
ce skrzydła i podał Fiskowi łapami do przodu. Ten złapał niecierpliwie za tubę,
a następnie, po chwili obustronnych pisków, zdjął ją i podszedł do stołu. Zaklął
127
siarczyście, zauważywszy zadrapania i rysy na rękawicach, i raz jeszcze zadu-
mał się nad głupotą systemu wykorzystującego ptaki niewzbraniające się przed
wykorzystywaniem swoich szponów. Otworzył małą tubę, wydobył z niej zwitek
pergaminu i odczytał, co następuje:
Misja wykonana Stop
Jeńcy wzięci Stop
Dwie i pół minuty Stop
Jesteś mi winny czterdzieści szylingów Stop
E Hekatomb
Zaklął po raz kolejny i ruszył złożyć raport Królowi Grimzynowi.
A niech to! Wiedział, że Rhyngillczycy są głupi, ale żeby dali się nabrać na
plan z sierpniowego numeru  Miesięcznika stratega ? Fisk nie mógł w to uwie-
rzyć. Zgodził się postawić dwadzieścia szylingów, ale za zwycięstwo w czasie
poniżej trzech minut musiał podwoić stawkę. Aatwy zarobek  Fisk nie wierzył
w sierpniową strategię. Znów zaklął i pokręcił głową z niedowierzaniem. %7łałosni
Rhyngillczycy kosztowali go czterdzieści szylingów!
Wciąż przeklinając dodał do długiej listy rzeczy, którymi gardzi całe króle-
stwo Rhyngill.
* * *
Opętany miłośnik kotłów powrócił, by się zemścić, radośnie bębniąc i szale-
jąc wśród zamroczonych i straszliwie wrażliwych neuronów w mózgu Firkina.
Beczka także nie czuł się zbyt dobrze.
Leżeli w rynsztoku przy ohydnej uliczce na tyłach Królewskiej Czapy. We
wszystkich pozostałych zakątkach świata, w tej albo innej chwili tego dnia, po-
winno wzejść słońce. Wzeszło już, jak wielka, łysa głowa pomarańczowego ol-
brzyma, nad dalekowschodnim Morzem Chłodnym, aby spoglądając w dół na
ostatnie, wytrwałe uciekinierki, trzymające się jeszcze na nogach po forsownym,
nocnym powstaniu (wojskowym, rzecz jasna); jego promienie błyskały na nie-
biesko i srebrno, tańczyły po lodowcowych pustkowiach Angstarktyki; wszędzie,
nad połową świata będącą w jego zasięgu, słońce już wzeszło i świeciło. Wszę-
dzie, z wyjątkiem fortu Knumm. Tu, w wilgotnym, mrocznym sercu Fortu, równie
dobrze wciąż mógł panować środek nocy. Jednakże dla kogoś, wcale nie odległe- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl