[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak:  Należałoby pod to konto łykantego palnąć! . Wstaliśmy więc i palnęliśmy, o czym
każdy z tutaj zgromadzonych może panu zaświadczyć. W istocie na jednym łykantym sprawa
się nie skończyła, choć mam słaby żołądek, tak, że pózniej w nocy o mały włos nie
wplątaliśmy się w bardzo przykry konflikt z powodu naszego wieszcza Johana Ludviga.
Komisarz nic nie powiedział. Nikt z obecnych nie otworzył ust. Goście zaczęli się
nerwowo wiercić i nagle sobie przypominać, że mają jeszcze wieczorem jakieś pózne
wyjścia. Pojedynczo i parami ciurkiem zaczęli się ulatniać na korytarz.
Palmu przesłuchał jeszcze kelnera i wyjaśnił, ile towarzystwo wypiło alkoholu.
Podpisany osobiście przez Lankellę i niezapłacony jeszcze rachunek szybko się znalazł w
biurze hotelu.
- W sumie osiem osób - zaczął liczyć kelner. - Szesnaście koktajli, dwadzieścia cztery
kieliszki wódki, dziesięć piw, trzy połówki koniaku, połówka benedyktynki, połówka ponczu,
połówka likieru malinowego, osiem butelek szampana...
- Chcieliśmy na koniec przyrządzić trochę własnego ponczu - wtrącił Kuurna z
godnością.
- Sodoma i Gomora - podsumował zgorszony Palmu. - I pan ma niby słaby żołądek,
panie Kuurna... Nie, nie, nici z tego. Pańskie wstawiennictwo za panem Lankellą waży dla
mnie tyle co nic, więc ostrzegam pana przed kontynuowaniem tego wątku.
- Jeżeli kiedykolwiek ta sprawa oprze się o sąd - odpowiedział Kuurna z pociemniałą
twarzą - jestem gotów zeznać pod przysięgą, że tak właśnie było. I zrobię to nieco bardziej
przekonująco niż przed chwilą. Wówczas to pan, panie komisarzu, będzie musiał udowodnić,
że nie mówię prawdy, a to może się okazać trudniejsze, niż się panu zdaje.
- Wszyscy mogą zaświadczyć, że był pan wtedy tak pijany, iż nie był w stanie nawet
grać na pianinie - zauważył Palmu.
- Na fortepianie - poprawił Kuurna z godnością.
- Idę o zakład, panie komisarzu, że pan nie potrafiłby na nim zagrać nawet teraz!
Komisarz zrobił w tył zwrot i z nabrzmiałymi żyłami na skroniach bez słowa
wymaszerował z pomieszczeń klubowych przez kuchnię do dużej sali restauracyjnej. Nie
podziękował nawet Kuurnie za obiad - i doskonale go rozumiem.
Zeznania głównego kelnera, kelnera obsługującego towarzystwo i wykidajły nie
wniosły do sprawy nic nowego. Cała trójka uznała za możliwe, choć bardzo mało
prawdopodobne, że pan Lankella wychodził na zewnątrz lub skądś wracał pomiędzy godziną
dwunastą a dwunastą trzydzieści, lecz nikt niczego takiego nie zauważył. Kelner w ogóle nie
pamiętał, aby widział w tym czasie młodego Lankellę, choć jego nieobecność nie rzuciła mu
się jakoś szczególnie w oczy. Nie wykluczył, że Lankella mógł faktycznie leżeć w alkowie.
Kotary oddzielały ją od reszty pomieszczenia. Kelner dobrze pamiętał, że tuż przed godziną
dwunastą zanosił tam wodę z lodem dla barona Kurstróma, który niedomagał. Pan baron
odwdzięczył mu się, nazywając go kochanym, starym oposem...
Staliśmy w holu hotelowym, gdzie Palmu raz jeszcze przesłuchiwał portiera. Wtem
moje spojrzenie spoczęło na spisie gości, wiszącym na ścianie. Niemal podskoczyłem ze
zdumienia, a w moim sercu zatliła się nikła iskierka nadziei. Gdy pogodzony ostatecznie z
porażką Palmu gniewnym gestem popędził mnie do wyjścia, zagadnąłem go niewinnie:
- Na pewno spostrzegłeś, że w Helsinkach zatrzymała się pani Iiri Salmia?
Cóż to była za radość widzieć, jak Palmu dosłownie staje dęba, a nozdrza mu się
rozszerzają jak u hipopotama czującego zdobycz... No, chyba się trochę zagalopowałem z tym
porównaniem, poetyckie metafory to nie moja specjalność... W każdym razie Palmu dostał
nagle takiego przyspieszenia, że nie czekając na windę, niemal wbiegliśmy na schody. Z
jednej strony stało się bardzo dobrze, z drugiej jednak - wręcz odwrotnie, gdyż na drugim
piętrze wpadliśmy na Kurta Kuurnę, który z niewinnym uśmiechem schodził właśnie na
parter. Był najwyrazniej w doskonałym humorze.
- Trzecie drzwi na prawo - podpowiedział usłużnie. - A ja wracam od swego starego,
chorego stryja, mieszka piętro wyżej.
- Niech to wszyscy diabli! - zaklął Palmu, gdy Kuurna, bezczelnie pogwizdując,
poszedł swoją drogą.
- Czemuś ty wcześniej nie spojrzał na ten spis, bałwanie jeden? - Nagana była
oczywiście niezasłużona, lecz przełknąłem ją bez słowa, więc po chwili Palmu odezwał się
już spokojniej: - Ten Kuurna łże jak pies, we wszystkim. Nie wierzę już w żadne jego słowo.
Tylko dlaczego ta cholera kłamie tak bezczelnie w żywe oczy? Bardzo chciałbym to
wiedzieć.
- Taki ma styl - skwitowałem z lekkim uśmiechem.
- Zgrywa za wszelką cenę, choćby i na progu śmierci. Taki swoisty wisielczy humor.
No tak. Psychologia ma swoje plusy. Dzięki niej kolejną uwagę Palmu puściłem mimo
uszu:
- Płytki pacykarz pozbawiony moralnego kręgosłupa, który popisuje się przodkami i
zadziera nosa! - sapnął ze złością.
No, ale mniejsza z tym. Iiri Salmia była w swoim pokoju i pospiesznie upychała
ubrania w walizce, gdy Palmu wparował do środka, ledwie zapukawszy do drzwi.
- Co to ma znaczyć?... - zająknęła się tancerka, lecz nagle umilkła i uśmiechnęła się do
mnie. Była naprawdę czarująca. Szczupły, jędrny tułów, mocne, piękne łydki, chłopięca
głowa.
- Tylko proszę nie udawać! - warknął na dzień dobry Palmu, którego uśmiech pięknej
kobiety zawsze zbija z pantałyku, choć w życiu się do tego nie przyzna.
- Dobrze wiemy, że pan Kuurna był tu przed chwilą, aby panią ostrzec. Dokąd się pani
wybiera?
- Jeszcze dziś wieczornym pociągiem do Turku, a stamtąd jutro do Sztokholmu -
odpowiedziała grzecznie tancerka. Oczy miała jasne i odważne. Pod cienkim kostiumem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl