[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A gdzie ich trzymacie? Uśmiechnął się.
- To już tajemnica. - Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać. - Napijesz się czegoś? %7łeby wypłukać resztki narkotyku z
krwi.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Napić się z tobą?
- Tak, przy brzegu jest bar Cafe Noir. Spotykamy się tam wszyscy. Jestem uzależniony od espresso.
Roześmiała się, po czym odwróciła na pięcie i ruszyła naprzód.
47
- Chyba żartujesz - rzuciła przez ramię. Patrzył, jak odchodzi.
- To znaczy nie? Nie odpowiedziała. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jeszcze zmienisz zdanie. - Zaczekał, aż odejdzie jeszcze kilka kroków, a potem dodał: - A tak przy okazji...
Odwróciła się i zaczęła iść tyłem.
- Co?
- Nie opuszczaj Sinclair. Albo będziemy musieli cię ścigać.
Poczuła, jak włosy na karku stają jej dęba. Powiedział to od niechcenia, z uśmiechem, ale szkolenie kadeta podpowiedziało
jej, że to była grozba, której nie zawaha się spełnić. Może i uwierzył, że jest uciekinierką, ale wciąż nieufnie podchodził do jej
zdolności i nie chciał, aby samotnie szwendała się po świecie.
- I będę wiedział, jeśli to zrobisz.
Podeszła do drzwi. Sprytny chłopak, ale nie dość sprytny. Była już do przodu, zdobyła informacje dotyczą-
ce Zane'a. Niedługo ustali, gdzie trzymają zakładników. Teraz musi być tylko cierpliwa, grać swoją rolę, udawać, że podoba
jej się nowe życie, a potem go uratuje.
Bonnie zapaliła wszystkie lampy. W ich świetle widać było, że stare lustra są zamglone, a parkiet porysowany. Z klubu
zniknęły cała jego tajemniczość i uwodzicielski czar.
Z ciekawością obserwowała, jak rozwijała się sytuacja między Feral a Deimosem. Chłopak na pewno działał szybko i
nietrudno było się domyślić, czemu podoba mu się Feral, ale coś ją niepokoiło. A może po prostu uważała, że tak powinna
czuć się matka nastolatki?
Zorientowała się, że Feral wróciła i zbliża się do niej.
- Drzwi wejściowe są zamknięte. Chcę wyjść - odezwała się obrażonym tonem.
Bonnie popatrzyła na tę obcą osobę, jej córkę. Dziewczynę o niezwykłych oczach, która patrzyła na nią teraz tak zimno.
- O co chodzi?
- O nic. - Bonnie wyciągnęła z kieszeni klucze i podała jej. - Uważaj - dodała cicho. - Deimosa możesz oszukać, ale mnie
jeszcze nie przekonałaś.
Poranek na plaży
Następnego ranka Feral obudziła się o wpół do szóstej i zaczęła zastanawiać, dlaczego wokół niej nie krzątają się kadeci,
biegnący z sypialni pod prysznice, spieszący na szóstą na boiska, z burczącymi brzuchami, mokrymi włosami
zamarzającymi w sople na mrozie, próbujący uniknąć ciosu pałką w plecy albo nogi, jeśli mistrzowie uznali, że zbyt się
grzebią. Wstała i rozejrzała się za mundurem. Leżał pognieciony na podłodze.
Tu nie było suszarni, w których wisiały czyste, wyprane poprzedniego dnia ubrania. W drugiej sypialni znalazła za to
przepełniony kosz na brudną bieliznę. A także komodę. Zabrała się więc do przeglądania zawartości.
W jednej szufladzie trafiła na coś zimnego - to był owinięty jedwabną apaszką pistolet. Obróciła go w dłoni, po czym odłożyła
na miejsce. W następnej znalazła znoszone dżinsy i uznała, że skoro ma się nie wyróżniać, to te będą pasować. Aby nie
spadały, przewiązała je paskiem. Na kaloryferze znalazła kremowy sweter z grubej wełny, który naciągnęła na obcisłą
podkoszulkę.
W poszukiwaniu łazienki zaczęła krążyć po korytarzach. Drzwi do jednego pokoju były otwarte. W środku na łóżku leżała
Bonnie, z jedną ręką odrzuconą do tyłu, a drugą na piersi. Feral odeszła szybko, po czym cicho zeszła po kręconych
schodach do zabałaganionego mieszkania.
Ona mnie żałuje, pomyślała Feral. No cóż, a ja żałuję jej. W tym domu jest taki bałagan, a ona ma takie nudne życie. Ale
muszę zachować te myśli dla siebie, ona już coś podejrzewa.
Rozejrzała się po pokoju, dotknęła pięknych korali stojących na parapetach, przesunęła ręką po starym mieczu. Zdjęła go ze
ściany i wykonała kilka pchnięć, a potem odwiesiła go na miejsce. Bonnie mówiła, że dostała go od Deimosa. Może
nurkował po takie rzeczy. Wszyscy mówili, że był królem morza, pogromcą fal.
Całkiem logiczne, że mógł mieć coś takiego.
Kiedy już wszystko obejrzała, wyszła z domu i pomaszerowała pustą drogą, oddychając głęboko morskim powietrzem i
obserwując wschód słońca - najpierw szary, a potem różowy. Morze na horyzoncie było szarawe, koloru gołębi, a fale równe,
jak linie na sztruksie.
Zaczęła biec. Zwykle o tej porze miała już za sobą kilka kilometrów, więc przyspieszyła i pognała na plażę.
Plaże na tym najdalej wysuniętym na północ wybrzeżu były czyste i puste. Ta przy drodze była kamieni--- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl