[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lecieć? nie lecieć? zachodziła w głowę Zofija, próbując zwalczyć strach ekscytacyją.
Kamera na czole dzialota pikała cieniutko, powiadamiając, że wciąż kręci. Te zdjęcia warte
będą milijony czerwonych złotych obrączkowych, pomyślała Zofija, a potem zagryzła wargi i
spięła rumaka. Po chwili otoczyła ją ciemność, w której jedynym przewodnikiem było jej
dalekie światełko. Potem światło. A wreszcie świetlisko. Zmrużyła oczy, wylatując z
ciemnego tunelu w bezkres jasności. Kiedy zewsząd otoczyła ją oślepiająca biel, zatrzymała
dzialota i drżąc czekała na Bóg wie co.
Jej oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze całkiem do warunków oświetleniowych, gdy u
jej boku pojawił się ciemny kształt.
Tędy proszę wychrypiał seksownie i chwycił ją za łokieć. Poczuła przepływający
przez jej ciało prąd elektryczny. A może było to pole magnetyczne? W każdym bądz razie
ścisnęła dzialota łydkami i ruszyła u boku unoszącego się swobodnie Hetmana w blask.
Ten ostatni słabł jakby; pełnotłuste mleko zmieniało się stopniowo w zabielaną wodę, w
której majaczyło coraz więcej kształtów. Wkrótce Zofija wiedziała już, że suną przez ni to
halę, ni to stadion zagracony nieznanego przeznaczenia i wszelakich gabarytów
przedmiotami. Jedyną stałość w tym obcym świecie stanowił zarazem mocny i delikatny
ucisk dłoni Hetmana na jej łokciu. Teraz miała już pewność to nie elektryczność ani
magnetyzm, tylko słodycz zaprawiona pikantną nutą sączyła się z kończyny na kończynę.
yrenice Zofiji nie mogły już bardziej się zwęzić, ale i nie musiały widziała już sufficit,
no i światło też już jakby przygasło. Jej oczom ukazały się olbrzymie filary podtrzymujące
wysokie sklepienie, a między nimi zwaliska niewiadomych przedmiotów, w których nagle z
terrorem i abominacyją rozpoznała fragmenty transformantów. Hetman wyczuł targaninę
emocyj towarzyszki i jeszcze bardziej krzepiąco zacisnął palce się na jej ręce. Zwróciła ku
niemu twarz, ale w tej chwili puścił ją i podleciał naprzód, na spotkanie olbrzymiej ścianie
światła, która na ich oczach podzieliła się na setki prostokątów.
Zofija patrzyła, jak Hetman podpływa do ściany. Próbowała ogarnąć ją wzrokiem, ale
prostokąty po bokach rozpływały się w odległości. Poczuła, że kręci się jej w głowie. Czy
podobna, że to piramidalne wzgórze kryło komnatę tak olbrzymią? Przypomniała sobie
wypalony przez Hetmana tunel wiódł w dół, pod wzgórze. Poniżej pasma Robakowego
Kaptura, między kopalniami planetyny kryło się...
& centrum dowodzenia wrażej cywilizacyji?!?
Patrzyła, jak Hetman przepływa wzdłuż ściany. Jaśniejące prostokąty migotały,
rozbłyskiwały, ciemniały, bez ładu i składu. A potem Hetman uderzył dłonią w bok jednego z
prostokątów, ten zaś przeistoczył się w... ekran.
Dalej uderzać nie trzeba było. Raptem oczom Zofiji ukazały się setki, jeśli nie tysiące
jaskrawych obrazów, a z niewidocznych głośników ryknął infernalny jazgot. W powodzi
obrazów i dzwięków Zofija przez chwilę rozpaczliwie walczyła o rozeznanie, a potem
uświadomiła sobie, na co patrzy.
Na bitwę pod Varsovią widzianą oczyma machin.
Transformantes ante portas mruknął Hetman.
Istotnie: w międzyczasie wróg zdołał podejść bliżej stołecznych bram. Dużo bliżej.
Dystans dzielący niektóre machiny od rogatek dałoby się wyliczyć już chyba w krokach, i to
ludzkich. Jeszcze chwila, a transformanty przejdą za linię dział fazerowych, coraz
rozpaczliwiej zasypujących je przereklamowanymi promieniami. A wtedy...
Zofija wolała o tym nie myśleć.
Hetmanowi obrót sytuacyji też musiał się nie spodobać; uszu Zofiji dobiegły jego
przepełnione gniewem pomruki. Poczuła niepewność jeszcze głębszą, niż wcześniej. Jeśli on
się denerwuje, pomyślała, to co mam rzec ja?
Ale Hetman najwidoczniej nie zamierzał poprzestawać na jałowej werbalizacyji swoich
uczuć, bo oto odwrócił się ku Zofiji.
Odsuń się, waćpanno!
Słowa wypowiedziane zduszonym przez emocyję albo przyłbicę głosem poparł gestem.
Zofija skinęła głową i cofnęła dzialota, póki heros nie skinął głową. Tam zatrzymała się i
patrzyła.
Nie czekała długo. Hetman odsunął się od epatujących przemocą ekranów, dobył szabli
świetlnej, a potem jak nie puści się w morderczy tan! Sala, już i tak jasna, jeszcze rozbłysła
malowniczymi erupcyjami iskier. Buch! ekrany eksplodowały jeden za drugim, a
niestrudzony Hetman śmigał tam i sam, gasząc je jak świeczki. Zciana wizyjna była prawie
bezkresna, ale zwijał się jak fryga albo i cyga. Już dziesięć procent prostokątów mroczniło się
pustką, już piętnaście, już dwadzieścia pięć, już prawie czterdzieści... Zofija przestała
kalkulować około kopy. Ogromna sala wypełniła się cuchnącym dymem z rozbitych ekranów,
który zmusił ją do odsunięcia się jeszcze dalej. Zrobiło się ciemniej i straszniej, brakowało jej
krzepiącego dotyku Hetmana, ale zaciskając zęby trwała i nagrywała wszystko.
Już tylko pojedyncze ekrany świeciły w dymiącej czerni ściany. Schowawszy szablę do
pochwy, Hetman wybił je kopniakami, a potem odwrócił się do Zofiji. Choć nie miała prawa
widzieć niczego pod przyłbicą, zdało jej się, że dostrzega uśmiech...
A wtedy z porażającym hurgotem, paraliżującym rumorem i przerażającym łoskotem
sklepienie runęło im na głowy.
***
Gorący wiatr tchnął Zofiji w twarz i wyniósł ją z zimnych otchłani bezprzytomności na
palące światło dnia. Z trudem uniosła powieki i syknęła, gdy promienie zawieszonego w
błękicie słońca boleśnie przeszyły jej oczy i mózg. Opuściła je na powrót i dłuższą chwilę
dochodziła do siebie, próbując zorientować się, gdzie jest i jak się tu znalazła.
Była w ruchu nie tylko świszczący w uszach wiatr, ale i przeciążenie członków
mówiło jej to wyraznie. Wisiała w przestrzeni bezwładnie zwieszone ręce i nogi nie
natrafiały na żadną powierzchnię. Ktoś ją trzymał czuła wokół ciała silne ramię...
Wzdrygnęła się, przypomniawszy sobie ogromną salę transformantów i zapadające się
sklepienie. Potem była tylko ciemność, którą uświadomiła sobie dopiero teraz, w promieniach
słońca. Ponownie, lecz tym razem powoli, uchyliła powieki.
Słońce akurat skrywało się za obłokiem. Pierwszy w oczy Zofiji rzucił się pas słucki,
pas lity, przy którym świeciły gęste kutasy jak kity. W następnej sekundzie ujrzała czerwono-
niebieski kontusz z odrzutowymi wylotami, masywny szkaplerz i charakterystyczną
przyłbicę, ale już po samych kutasach wszędzie poznałaby Hetmana.
Heros poznał, że dzierżona przezeń pasażerka odzyskała przytomność. W szczelinach
przyłbicy ujrzała wpatrzone w nią oczy, ale zanim rozpoznała ich barwę, nie wspominając o
kryjącej się w nich emocyji, Hetman skinieniem głowy zwrócił jej uwagę na krajobraz.
A ten był rozległy. Zofija aż się zatchnęła, gdy przekręcona ruchem silnego ramienia
twarzą w dół zobaczyła ogrom roztaczającej się pod nią panoramy. Zbliżali się do Varsovii,
przepływając nad polem bitwy czy raczej pobojowiskiem. Zofija patrzyła ze ściśniętym
gardłem na bezwładne korpusy potwornych machin. Kiedy spotkały swą śmierć, czy raczej
awarię krytyczną, od rogatek dzielił je ledwie rzut rogatywką. Teraz pośród kolorowego
złomu uwijały się mrówkopodobne sylwetki ludzi obdzierających machinowe trupy.
Azy pociekły z oczu Zofiji i spadły na wesołe cmentarzysko niczym ciepły majowy
deszczyk. Zwyciężyliśmy, pomyślała. A potem coś ją tknęło. Odwróciła głowę i spojrzała w
zamaskowaną twarz Hetmana. Czy to on?...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Megan Derr Behind The Mask
- John DeChancie Castle 03 Castle K
- McGoldrick May SpeśÂnione marzenia
- Young Allyson Away110921_1117
- 003 Szkielet bez palcow
- Królewski Ród 07 Morgan Raye Zemsta ksićÂcia
- Lietha Wards The King's Lady (pdf)
- James Axler Deathlands 056 Sunchild
- Stasheff, Christopher Starship Troupers 3. A Slight Detour
- James Alan Gardner [League Of Peoples 04] Hunted
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ekonomia-info.htw.pl