[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Stój!
Jednak nie miałem szans go dopaść. Mężczyzna przystanął i lekko skinął głową, jakby
mówił: „Niezła próba”. Potem wsiadł do samochodu i zanim zdążyłem coś zrobić, wóz
zniknął mi z oczu.
* * *
Nie musiałem zapamiętywać numerów rejestracyjnych. Już je miałem.
Ojciec Tyrella, pan Waters, podszedł i popatrzył na mnie zaniepokojony.
— Wszystko w porządku, Mickey?
— Tak, doskonale — zapewniłem. Jednak mi nie uwierzył.
— Chcesz mi powiedzieć, o co chodziło, synu?
Tyrell też już był. Obaj patrzyli na mnie, stojąc ramię w ramię, a ja nienawidziłem siebie
za to, że tak im zazdroszczę. Byłem wdzięczny temu człowiekowi, że się o mnie niepokoi, ale
mimo woli pragnąłem, żeby zamiast niego stał tu mój ojciec i martwił się o mnie.
— Po prostu wydawało mi się, że to ktoś znajomy — wyjaśniłem.
Ojciec Tyrella nadal mi nie wierzył.
— Mamy jeszcze jeden mecz do zagrania — przypomniał mi Tyrell.
Pomyślałem o mamie wracającej do domu z terapii i gotującej spaghetti z klopsikami.
Niemal czułem zapach chleba z czosnkiem.
— Robi się późno — powiedziałem. — Muszę złapać powrotny autobus.
— Mogę cię podwieźć — zaproponował ojciec Tyrella.
— Dziękuję panu, panie Waters, ale nie mogę prosić, żeby pan tak nadkładał drogi.
— To żaden kłopot. I tak mam sprawę do załatwienia w Kasselton. Miło będzie mieć
towarzystwo.
Przegraliśmy ten ostatni mecz częściowo dlatego, że byłem rozkojarzony. Po zakończeniu
wszyscy przybiliśmy sobie piątki lub żółwiki. Pan Waters na nas czekał. Usiadłem z tyłu, a
Tyrell z przodu. Podwiózł go do bliźniaka, który dzielili z siostrą pana Watersa i jej dwoma
synami, przy Pomona Avenue, wysadzanej drzewami ulicy w dzielnicy Weeąuahic.
— Przyjdziesz jutro? — spytał mnie Tyrell.
Nie myślałem o tym, ale teraz przypomniałem sobie, że mama, Myron i ja lecimy rano
odwiedzić grób mojego ojca w Los Angeles. Była to podróż, której nie chciałem, ale
musiałem odbyć.
— Nie, jutro nie.
— Szkoda — westchnął Tyrell. — Fajnie się dziś grało.
— Taak. Dzięki, że mnie wybrałeś.
— Wybieram tak, żeby wygrać — powiedział z uśmiechem.
Zanim Tyrell wysiadł, nachylił się i na pożegnanie cmoknął ojca w policzek. Znów
poczułem ukłucie żalu. Pan Waters przypomniał synowi, żeby odrobił lekcje.
— Tak, tato — odparł Tyrell zirytowanym tonem, jakiego sam kiedyś używałem, w
lepszych czasach.
Przesiadłem się do przodu.
— A więc — rzekł pan Waters, kiedy wjechaliśmy na międzystanową osiemdziesiątkę —
o co chodziło z tym łysym facetem w czarnym samochodzie?
Nie wiedziałem, od czego zacząć. Nie chciałem kłamać, ale nie miałem pojęcia, jak to
wyjaśnić. Przecież nie mogłem mu powiedzieć, że włamałem się do tamtego domu.
— On mógł mnie śledzić — wyznałem w końcu.
— A kto to taki?
— Nie wiem.
— I nie domyślasz się?
— Nie.
Pan Waters się zastanowił.
— Wiesz, że jestem śledczym okręgowym, prawda, Mickey? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl