[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale Jenny niekiedy potrzebuje trochę czasu, \eby dojść do sedna sprawy.
- Widziałam, jak przytuliłeś Freddyego - powiedziała. - To było miłe. Nigdy dotąd nie
widziałam, abyś to robił.
- Wiele razy miałem ochotę to zrobić.
- To dlaczego tego nie robiłeś?
- Nie wiem.
- Abby uwa\a, \e nie interesowały cię zbytnio nasze problemy. Wyobra\a sobie, \e słuchając
przez cały dzień o problemach innych ludzi, chciałeś w domu mieć ju\ od tego spokój.
- Wiem. Abby mówiła mi o tym wieczorem przed odjazdem. Ale to nieprawda. Sprawy was
wszystkich le\ą mi na sercu. Po prostu nie chciałem, byście myśleli, \e chcę się wtrącać do
waszego \ycia.
- Dlaczego nie miałbyś się wtrącać? Wszyscy rodzice, jakich znam, to robią.
- To długa historia. Znowu spudłowała, i to jak.
- Spróbuj mi opowiedzieć.
- No có\, to głównie z powodu mojego ojca - twojego dziadka.
- Co on ci takiego zrobił?
- Chciał, \ebym został lekarzem.
- Co w tym złego?
- Ja nie chciałem być lekarzem.
- Tato, w jaki sposób on mógł cię zmusić do pójścia na medycynę? Przecie\ zmarł, jak
miałeś jedenaście czy dwanaście lat, prawda?
82
Głos jej delikatnie załamał się przy słowach  jedenaście i  dwanaście , co mnie wzruszyło.
- Tak, ale zasiał ziarenko, a ono zakiełkowało i rosło. Nie potrafiłem go powstrzymać.
Miałem poczucie winy. Myślę, \e chciałem w ten sposób przedłu\yć jego \ycie. Zrobiłem to te\
dla mojej matki - twojej babki.
- Nie wydaje mi się, \eby mo\na było prze\yć \ycie za kogoś innego. Ale jeśli to cię mo\e
pocieszyć, uwa\am, \e jesteś bardzo dobrym lekarzem.
- Dziękuję. - Teraz ja spudłowałem. - A tak przy okazji, ty chyba nie poszłaś na medycynę ze
względu na mnie?
- Trochę tak. Ale nie dlatego \e ty tak chciałeś. Raczej na odwrót. Miałam wra\enie, \e nie
\yczysz sobie tego. Nigdy nie zabierałeś mnie ze sobą, \eby mi pokazać swój gabinet albo cały
szpital. To wzbudzało moją ciekawość - twoja praca wydawała się taka tajemnicza.
- Po prostu nie chciałem wobec ciebie powtórzyć błędu, który popełnił względem mnie mój
ojciec. Jeśli ci ju\ wcześniej tego nie mówiłem: cieszę się, \e postanowiłaś zostać lekarzem.
- Dziękuję, tato. - Przez dłu\szą chwilę patrzyła na stół bilardowy, po czym znów
spudłowała, tym razem wrzucając do luzy białą bilę. - A co innego mógłbyś robić? To znaczy,
gdybyś nie poszedł na medycynę?
- Zawsze chciałem być śpiewakiem operowym.
Usłyszawszy to, uśmiechnęła się ciepło, uśmiechem, który odziedziczyła po swojej matce, a
który oznaczał:  Jak milo . To mnie trochę zdenerwowało.
- O co chodzi? - spytałem. - Nie wydaje ci się, \e mógłbym zostać śpiewakiem?
- Uwa\am, \e ka\dy powinien być tym, kim chce - odpowiedziała ju\ bez uśmiechu. -
Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać.
Mówiąc to, znowu chybiła, mijając dwunastkę o kilometr.
- Strzelaj - powiedziałem.
- Teraz twoja kolej.
- Chciałem powiedzieć: w czym problem?
Szlochając, rzuciła mi się w ramiona.
- Tatusiu, jestem lesbijką!
Było to około północy. Zapamiętałem porę, bo zaraz potem wrócił Chip. On te\ zachowywał
się dziwnie, więc zebrałem siły, \eby zmierzyć się z jeszcze jednym wyznaniem. Ale Chip
przecie\ nie rozmawiał z protem.
Nawet moi wnukowie zachowywali się ju\ inaczej od tego pamiętnego Czwartego Lipca.
Przestali się bić i rzucać przedmiotami, i bez dyskusji brali się do mycia i czesania - były to
zmiany graniczące z cudem.
Ale powrócę do pikniku. Prot odmówił zjedzenia kurczaka, ale pochłonął ogromną porcję
sałatki Waldorf oraz wypił niezliczoną ilość ró\nych soków, wykrzykując coś o  uczcie dla
83
podniebienia . Nie było po nim znać \adnego napięcia, grał we frisbee i w badmintona, i bawił
się z Rainem i Starem oraz z Shastą przez całe popołudnie.
I wtedy coś się stało. Kiedy Karen uruchomiła zraszacz, \eby dzieci mogły się ochłodzić,
prot, który do tej pory - jak się zdawało - świetnie się bawił, nagle stał się bardzo niespokojny.
Dzięki Bogu, jego zachowanie nie było gwałtowne. Przez chwilę patrzył w przera\onym
osłupieniu na Jennifer i chłopców, którzy chlapali się, biegając tam i z powrotem pod
prysznicem. Nagle zaczął krzyczeć i biegać dookoła. Myślałem sobie:  Co ja, u licha,
narobiłem? , gdy wtem zatrzymał się, padł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Shastą była przy
nim w sekundę. Mą\ Betty i nasz praktykant spoglądali na mnie, czekając na instrukcje, ale
jedyna, jaka mi przyszła do głowy, brzmiała:  Wyłączcie ten cholerny zraszacz! .
Podszedłem do prota ostro\nie, lecz zanim zdołałem mu poło\yć rękę na ramieniu, podniósł
głowę i znów był wesół jak przedtem - zaczął swawolić z Shastą, jak gdyby nigdy nic.
Potem ju\ nie wydarzyło się nic złego.
Tej nocy Karen i ja mieliśmy wiele tematów do rozmowy i ju\ prawie świtało, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl