[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jim odczytał to spokojnie, po czym niespiesznie wsunął rękę do głębokiej, wypełnionej licznymi
skarbami kieszeni, pogrzebał w niej chwilę i uniósł dłoń. Spoczywał na niej martwy brunatny owad.
Proszę powiedział Jim. Niech pan to naprawi. Pan Dark wybuchnął śmiechem. Wspaniale.
Chętnie to zrobię wyciągnął rękę i mankiet jego koszuli podjechał do góry. Na przegubie mężczyzny
zatańczyły fioletowe, czarne, zielone i jaskrawobłękitne węgorze, robaki oraz arabeski. O rany!
krzyknął Will. Pan musi być Tatuowanym Człowiekiem! Nie Jim uważnie przyglądał się
nieznajomemu. Ilustrowanym. To wielka różnica. Pan Dark skinął głową, zadowolony. Jak się
nazywasz, chłopcze? Nie mów mu, pomyślał Will i zawahał się. Czemu nie? zastanawiał się. Czemu?
Wargi Jima nawet nie drgnęły. Simon odparł. Uśmiechnął się, aby pokazać, że to kłamstwo. Pan
Dark odpowiedział uśmiechem na znak, że o tym wie. Chcesz zobaczyć więcej, "Simonie"? Jim nie
chciał dać mu satysfakcji. Nie odpowiedział. Powoli, z wyrazną przyjemnością, pan Dark podciągnął
rękaw aż do łokcia. Przedramię mężczyzny było niczym wijąca się kobra, rozkołysana, gotowa do
ataku. Pan Dark zacisnął pięść, poruszył palcami. Mięśnie pod skórą zatańczyły. Will pragnął
podbiec i zobaczyć samemu, mógł jednak tylko patrzeć z daleka myśląc: Jim, o Jim! Jim i wysoki
mężczyzna stali naprzeciw siebie, obserwując się nawzajem, jakby ten drugi był jedynie odbiciem w
wieczornej sklepowej wystawie. Szorstki garnitur pana Darka rzucał cień na policzki Jima i
przesłaniał deszczową chmurą jego szeroko otwarte, zapatrzone oczy, które po raz pierwszy straciły
swój ostry koci wyraz. Jim stał tam niczym biegacz, który przebył długą trasę, z gorączkowo
otwartymi ustami, z rękami gotowymi na przyjęcie każdego daru. W tej chwili był to dar obrazów,
odgrywających milczącą pantomimę, gdy pan Dark zmuszał swe ilustracje do tańca na chłodnej
skórze, skrywającej ciepłe pulsujące ciało. Na niebie rozbłyskały gwiazdy. Jim patrzył, Will nic nie
widział, zaś hen daleko, ostatni ludzie zmierzali w stronę miasta, siedząc wygodnie w swych
ciepłych samochodach. Wreszcie Jim westchnął słabo: O jejku... ...i pan Dark zsunął rękaw.
Przedstawienie skończone. Czas na kolację. Zamykamy lunapark o siódmej. Wszyscy wychodzą.
Wróć jeszcze, "Simonie", i przejedz się na karuzeli, kiedy już ją naprawimy. Wez tę kartę. Dostaniesz
darmowy bilet. Jim nie odrywając wzroku od ukrytego przegubu wsunął wizytówkę do kieszeni. Do
zobaczenia! Jim odbiegł. Will ruszył za nim. Po chwili Jim zatrzymał się, zerknął przez ramię,
skoczył i po raz drugi w ciągu godziny zniknął. Will uniósł wzrok ku koronie drzewa, w której jego
przyjaciel usadowił się, ukryty wśród gałęzi. Obejrzał się. Pan Dark i pan Cooger stali odwróceni
plecami, zajęci przy karuzeli. Szybko, Will! Jim...? Zobaczą cię. Skacz! Will skoczył. Jim
podciągnął go do góry. Wielkie drzewo zadrżało. Po niebie z rykiem przetoczył się gwałtowny
powiew wiatru. Jim pomógł zadyszanemu przyjacielowi usadowić się na gałęzi. Nie powinno nas
tu być! Zamknij się! Patrz! szepnął Jim. Gdzieś z głębi maszynerii, napędzającej karuzelę,
rozległo się ostre stukanie i brzęk metalu, cichy zgrzyt i świst parowych piszczałek. Co on miał na
ręku, Jim? Obrazek. Jasne. Ale jaki? To był... Jim przymknął powieki. To był... obrazek...
węża... właśnie, węża. Kiedy jednak otwarł oczy, nie popatrzył na Willa. Dobra, jeśli nie chcesz,
to nie mów. Powiedziałem ci, Will, wąż. Pózniej poproszę, aby i tobie go pokazał. Chcesz? Nie,
pomyślał Will, nie chcę. Spojrzał w dół na miliard śladów stóp, odciśniętych w trocinach pustych
alejek i nagle poczuł, że północ jest znacznie bliższa niż południe. Wracam do domu... Jasne,
Will, idz. Lustrzane labirynty, stare nauczycielki, zgubione torby z piorunochronami, sprzedawcy
piorunochronów, którzy znikają bez śladu, obrazki tańczących węży, nie zepsute karuzele, a ty chcesz
wracać? Nie ma sprawy, mój stary. Do zobaczenia. Ja... Will ponownie zerknął w dół i zamarł.
Horyzont czysty? wykrzyknął czyjś głos. Czysty! odparł ktoś po drugiej stronie alejki. Pan Dark
poruszył się niecałe dwadzieścia metrów dalej. Podszedł do czerwonej skrzynki kontrolnej obok
budki z biletami na karuzelę. Rozejrzał się na wszystkie strony. Spojrzał też w górę, ku drzewu. Will
i Jim przywarli do gałęzi, starając się stać jak najmniejsi. No to już!
Z trzaskiem, zgrzytem i brzęczeniem uprzęży karuzela poruszyła się. Mosiężne ozdoby
zadygotały, unosząc się i opadając. Przecież ona jest zepsuta, pomyślał Will. Nie działa! Spojrzał
ukradkiem na Jima.
Karuzela poruszała się, owszem, ale... Do tyłu. Małe organy parowe, ukryte wewnątrz
maszynerii, potrząsały nerwowo swymi drżącymi końskimi bębenkami, pobrzękiwały księżycowymi
cymbałami, klepały kastanietami i z łkaniem poświstywały trzcinowymi gwizdkami, fujarkami,
barokowymi fletami. Muzyka, pomyślał Will. Ją także grają do tyłu! Pan Dark szarpnął się
gwałtownie i uniósł głowę, jakby dosłyszał myśli chłopca. Wiatr kołysał czarnymi koronami drzew.
Mężczyzna wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Karuzela poruszała się coraz szybciej, ze zgrzytem
i jękiem, do tyłu! Pan Cooger, mężczyzna o płomiennie czerwonych włosach i jaskrawobłękitnych
oczach, przechadzał się alejką, po raz ostatni sprawdzając, czy nikt nie ukrył się w pobliżu. Przez
chwilę zatrzymał się pod drzewem. Will mógł spokojnie napluć mu na głowę. Wówczas jednak
organy wydały z siebie szczególnie gwałtowny bolesny krzyk, który sprawił, że w dali zawyły psy,
zaś pan Cooger zawrócił, podbiegł ku karuzeli i wskoczył w wirujący do tyłu świat zwierząt, które
ogonami naprzód przemierzały nie kończący się szlak, zmierzając ku nieznanym, nieosiągalnym
celom. Uderzając dłońmi o mosiężne słupki, jednym skokiem zajął miejsce i siedział tam w
milczeniu, a jego zjeżone rude włosy, różowa twarz i niewiarygodnie bystre błękitne oczy wirowały
do tyłu, do tyłu, do wtóru muzyki, jęczącej niczym wstrzymywany oddech. Muzyka, pomyślał Will.
Co to za melodia? I skąd wiem, że odgrywają ją od tyłu? Mocniej przytulił się do gałęzi, próbując
zapamiętać kolejne dzwięki i odtworzyć je w myślach we właściwej kolejności. Lecz mosiężne
dzwonki i werble wibrowały w jego ciele, szarpały serce tak, że czuł, iż puls także bije mu do tyłu,
krew zawraca w żyłach niezwykłymi falami, przenikając całe ciało. Wstrząśnięty, o mało nie upadł,
toteż z całych sił przywarł do konaru i wisiał tam, pobladły, chłonąc obraz kręcącej się do tyłu
machiny i pana Darka, czuwającego z boku przy skrzynce kontrolnej. To Jim pierwszy zauważył, że
dzieje się coś nowego. Kopnął zatem przyjaciela, który obejrzał się gwałtownie. Jim gorączkowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Dean Foster A. Nadchodzaca burza
- Becca Fitzpatrick 01 Szeptem
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- Dynastia Danforthów 11 Banks Leanne Prywatne śźycie senatora
- Scanner Darkly, A
- Janusz SzpotaśÂski Fragmenty nienapisanej biografii (1998)
- Atwater Rhodes Amelia W gć szczach mroku(1)
- Christie Agatha Tajemnica gwiazdkowego puddingu
- 3551 Asesinato647915
- Earl Emerson The Smoke Room (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aceton.keep.pl