[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej się przyśniło. Jakby Jocelyn nigdy nie był jej przyjacielem, jej kochankiem. Jej bratnią duszą.
Odwróciła się i zaczęła wchodzić po schodach, wysoko trzymając świecę, z sercem jak
kamień. Chociaż nie. Kamień nie czuje bólu. Powstrzymała łzy. Za nic nie dopuści, by Jocelyn
zobaczył u niej najmniejszą oznakę słabości.
Nigdy!
- Przyszedłem tutaj, Jane - powiedział kilka chwil pózniej, stojąc w drzwiach sypialni, z
nieprzeniknioną miną jeśli nie liczyć grymasu, który świadczył o jego nietrzezwości i
bezwzględności - żeby moja utrzymanka mnie zabawiła. Jak będziesz mnie zabawiała?
Znów poczuła się tak, jakby ostatniego tygodnia w ogóle nie było. Chociaż gdyby go nie
przeżyła, nie dostrzegłaby niczego szczególnie obrazliwego w jego słowach. Nie było w nich nic
obrazliwego. Nie może reagować tak, jakby uważała inaczej. Musi zwyczajnie zapomnieć o
ostatnim tygodniu. Ale zbyt długo się wahała.
- Mam nadzieję, że nie boli cię głowa, Jane? - Powiedział to z ironią. - Ani nie cierpisz na
kobiecą przypadłość?
Kobieca przypadłość powinna się pojawić za kilka dni i Jane odczuwała lekki niepokój,
do pewnego stopnia usprawiedliwiony Ale postanowiła, że nie będzie się martwić na zapas. Od
początku wiedziała, jakie są konsekwencje takiego związku. W umowie był nawet punkt,
dotyczący dzieci, które się z niego zrodzą.
- A może po prostu dziś wieczorem czujesz do mnie odrazę? - spytał ze złowrogą miną,
patrząc na nią spod zmrużonych powiek. - Czy zamierzasz skorzystać ze swego prawa, Jane, i
posłać mnie do wszystkich diabłów, nie zaspokoiwszy moich chuci?
- Nie, oczywiście, że nie. - Spojrzała na niego spokojnie. - Z przyjemnością zabawię pana,
wasza książęca mość. Ostatecznie o czym innym mogę myśleć, marzyć i co mogę planować
podczas długich godzin pana nieobecności?
- Cieszę się, że nie straciłaś ciętego języka, Jane - powiedział, podchodząc do niej. - Z
całą pewnością nie spodobałoby mi się, gdybyś cicho i potulnie położyła się na wznak na łóżku.
A więc jakie zmysłowe rozkosze wymyśliłaś na ten wieczór?
Nauczyła się kilku sztuczek podczas ostatnich dziesięciu dni. Nauczyła się nie wstydzić
ani własnej, ani jego nagości. Najwyrazniej naprawdę zamierzał czekać, żeby go bawiła. Stanął
obok łóżka w lekkim rozkroku, z rękami założonymi do tyłu, i patrzył na nią uniósłszy brwi.
Było to dość deprymujące i zdecydowanie przykre, szczególnie w porównaniu z jej
wyobrażeniami o ich kolejnym spotkaniu.
Rozebrała się powoli, po kolei obnażając poszczególne części ciała. Składała każdą część
garderoby i odwracała się, by położyć ją na krześle. Kiedy już była naga, uniosła ręce i zaczęła
wyciągać z włosów po jednej szpilce, aż okrył jązłoty płaszcz. Uśmiechnęła się. Może
ostatecznie uda jej się sprawić, by zapomniał o własnym zakłopotaniu, wywołanym tym, co
wydarzyło się ostatniego wieczoru - jeśli to coś było przyczyną gwałtownej zmiany w jego
zachowaniu.
Wciąż miał na sobie pelerynę, ale odrzucił ją na ramiona. Nie robił nic, by ukryć
wymowne wybrzuszenie, widoczne pod obcisłymi, wieczorowymi spodniami. Ale się nie
poruszył. Patrzył z obojętną miną.
Rozpięła mu guzik pod szyją i pozwoliła, by peleryna osunęła się na podłogę. Robiąc to,
otarła się o niego i odkryła coś, czego nie wiedziała wcześniej - że było coś podniecającego w
byciu nagą w obecności kogoś całkowicie ubranego.
- Usiądz - poprosiła, wskazując łóżko.
Uniósł brwi, ale usiadł na skraju łóżka, z rozstawionymi nogami, kładąc ręce za sobą i
podpierając się na nich.
- Znasz wyuzdane sztuczki, których ja cię nie nauczyłem, Jane - powiedział, przyglądając
się jej, jak mu rozpina jedwabne spodnie. - Co masz dla mnie w zanadrzu? Miłość francuską?
Domyśliła się, o co mu chodzi. I chociaż się wzdrygnęła, jej ciało mówiło jej, że to wcale
nie takie odrażające. Ale i tak nie przypuszczała, że potrafi się na to zdobyć, dopóki nie nadejdzie
taka chwila, gdy spotkają się jako kochankowie, a nie jak pan i jego utrzymanka.
Ujęła go w dłonie i zaczęła pieścić, ale Jocelyn tylko patrzył zmrużywszy oczy. Potem
usiadła na nim okrakiem tak, by znalazł się w niej. Siedziała lekko odchylona do tyłu,
położywszy mu dłonie na ramionach. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Dobrze, Jane - powiedział. - Starasz się. - Lecz nadal siedział bez ruchu. Chociaż czuła
go w sobie, nie poruszył się. Jego oddech zionął alkoholem.
Nauczył ją jak go niewolić. Ale poprzednio robiła to, kiedy leżał na wznak, a ona na nim.
I poruszali się razem w jednym rytmie. Obydwoje pracowali nad tym, by osiągnąć najwyższą
rozkosz.
Teraz siedział nieruchomo i obserwował ją ciemnymi, złowrogimi oczami.
Była wilgotna i drżała z pożądania. Chciała, żeby nie tylko się podniecił, ale by razem
osiągnęli spełnienie. Ale nie zamierzał tego robić. Była w nim jakaś chmurność, której nie
potrafiła rozproszyć. Pomyślała, że wciąż karze siebie i jąz a to, co uznał za upokarzające, gdy
poprzedniego wieczoru zwierzył się jej ze swej tajemnicy.
Cały ciężar ciała opierała na kolanach. I starała się go zadowolić. Nie tak, jak poprzednio,
napinając i rozluzniając mięśnie w rytm ruchów. Takie napinanie mięśni świadczyło o pewnej
rezerwie, kontroli nad narastającym podnieceniem - przynajmniej do chwili przed osiągnięciem
spełnienia. Tym razem poruszała się, nie napinając wewnętrznych mię-śni, nie stawiała oporu
twardemu członkowi, pozwalając mu wniknąć w głąb siebie. Jeszcze mocniej wygięła się do tyłu,
odrzuciła głowę, zamknęła oczy i zacisnęła ręce na jego kolanach.
Chciała mu pokazać całą sobą, że jej na nim zależy, że niczego mu nie odmówi, kiedy jej
potrzebuje. Bo mimo tej dziwnej, nieodgadnionej obojętności, czuła, że jest mu potrzebna.
Nie wiedziała, jak długo siedział nieruchomo. Ale podniecenie przemieniło się w katusze, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl