[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Aby przetrwała nasza rasa, towarzyszu - szepnął. - Aby przetrwała rasa
sprawiedliwych - dodał i pogrążył się w rozmyślaniach.
ROZDZIAA XXV
Rourke, Paul i Natalia siedzieli w mesie wraz z częścią załogi, która nie pełniła służby.
Wszyscy wpatrywali się w ekran. Oglądali San Francisco - miasto tętniące do niedawna
życiem, obecnie całkowicie zburzone i zamienione w podwodny grobowiec. W San Francisco
urodził się i mieszkał jeden z marynarzy. Tam zginęła jego matka, ojciec, dwie siostry, żona i
syn. Patrzył i łkał bezustannie. Nikt z obecnych nie próbował go pocieszać. Rourke, podobnie
jak inni, nie miał pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.
Natalia ubrana w szlafrok pożyczony od kapitana, wstała powoli, podtrzymując ręką
brzuch w miejscu, gdzie były szwy. John podniósł się również, ale powstrzymała go ruchem
głowy. Opierając się o długi, lśniący blat stołu, dotarła do płaczącego mężczyzny.
- Tak mi przykro. Wiem o twojej rodzinie i wiem, co czujesz - wyszeptała.
Wszyscy mężczyzni patrzyli na nią. Młody marynarz podniósł głowę.
- Dlaczego ty i twoi rodacy zabijacie nas? Trzeba wam w tym przeszkodzić!
- Nie wiem, dlaczego to wszystko się stało - powiedziała. Wstydziła się, że jest
Rosjanką. Spojrzał jej prosto w oczy. Delikatnie położyła dłonie na jego ramionach. Marynarz
zwiesił głowę. Przytuliła go, a on łkał nadal.
ROZDZIAA XXVI
Rourke stał na pokładzie wpatrzony w wirujące, wielkie płatki śniegu.  Temperatura
nie spadła jeszcze poniżej zera - pomyślał. Znieżynki topiły się na jego dłoni i na mankietach
brązowej lotniczej kurtki; jeden z większych płatków wpadł mu do oka. Miał już mokre włosy,
czoło i policzki. Natalia stała obok niego i drżała z zimna. Objął ją mocno, próbując ogrzać
ciepłem swojego ciała.
Aódz podwodna sunęła kanałem wcinającym się głęboko w ląd, podobnym do fiordu.
To była linia brzegowa tego, co pozostało ze środkowej Kalifornii. W wodzie zatopione były
ciała zabitych i całe miasta. Nie mógł przestać o tym myśleć...
Wpłynęli w zatoczkę znajdującą się na końcu kanału. Komandor Gundersen stał obok
nich, był w stałym kontakcie radiowym ze swoim mostkiem, z którego otrzymywał dane o
ukształtowaniu dna  fiordu . Cały podwodny obszar, począwszy od San Andreas, był
nieznany. Nie powstały jeszcze żadne mapy od chwili zniszczenia Kalifornii.
- Mogę płynąć najwyżej osiemnaście stóp pod powierzchnią wody - burknął komandor
do radiotelefonu i spojrzał na Rourke a. - Wilkins, musimy płynąć w wynurzeniu. Maszyny
stop. Podaj mi dane z echosondy. Chciałbym określić miejsce, gdzie w razie potrzeby
moglibyśmy się zanurzyć. Jak będziesz gotowy, podaj współrzędne i kurs.
- Rozkaz, komandorze - zachrypiał głośnik. Gundersen schował radiotelefon do
kieszeni.
- Unika pan kapitana Cole a, doktorze.
- Komandorze, przecież nie chce pan konfliktów na pokładzie.
Rourke nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.
- No dobra. Zejdziemy na dół i zobaczymy, co tam słychać.
Gundersen wydobył znowu radiotelefon i położył palec na przycisku.
- Wilkins? Tu Gundersen. Przekaż kapitanowi Cole, aby zameldował się w mojej
kabinie za trzy minuty.
- Przed chwilą pytał o pana, szefie.
- Powiedz mu, że chcę go widzieć.
Gundersen ruszył w dół okrętu. - Niech pan uważa. To strome zejście. Natalia postawiła
ostrożnie stopę na trapie. Rubenstein przytrzymał Johna za ramię.
- Naprawdę bierzemy udział w tej akcji?
- Cole chce zdobyć głowice. Nie wiem, czy kieruje nim tylko ambicja, czy też są inne
przyczyny. On się nie cofnie przed niczym. Jedyne, co możemy zrobić, to pilnować go, kiedy
znajdzie się przy pociskach.
- Wiedziałem, że chcesz mieć oko na Cole a - kiwnął głową Rubenstein.
Rourke klepnął go w plecy.
- Ruszaj na dół, ale uważaj na stopnie.
ROZDZIAA XXVII
Zrobiło się znowu zimno, jakby nadchodząca wiosna miała zamiar czym prędzej się
wycofać. Sarah marzyła, aby ten zdruzgotany kraj ogrzały ciepłe promienie słoneczne. Doszli
do obozu uchodzców.  Niedaleko Billa Mullinera okazało się ośmiodniową wędrówką,
podczas której siły sowieckie zajmowały kolejne przemysłowe miasta, a na  prowincji
grasowały niebezpieczne bandy. Osiem dni koczowania w lasach i nocowania w jaskiniach.
Osiem dni w deszczu i chłodzie.
Zadrżała z zimna i naciągnęła na uszy wełnianą opaskę. Próbowała wymachiwać
rękami i podskakiwać dla rozgrzewki, ale niewiele to pomagało.
- Powinniśmy tutaj porządnie odpocząć - usłyszała ochrypły głos dowódcy oddziału
partyzantów.  Ma taki nieprzyjemny głos, ale to uczciwy człowiek - pomyślała.
Pete Critchfield był kiedyś podwładnym ojca Billa Mullinera, a teraz po jego śmierci
dowodził oddziałem Ruchu Oporu. Od razu dostrzegła, że Pete nadaje się na szefa. Critchfield
przyglądał się przez chwilę Annie i Millie jeżdżącym na mule oraz Michaelowi, kręcącemu się
obok nich.
- No, starczy tej zabawy. - Klasnęła w ręce Sarah. - Zobaczcie, co się dzieje.
Znajdowali się na skalistym pagórku u wylotu doliny, którą wypełniła już gęsta mgła.
Spokojny muł parsknął, kiedy kobieta ściągała Annie i Millie. Michael trzymał uzdę.
- No, dzieciaki, tylko teraz trzymać się starszych. Zaraz znajdziemy jakieś schronienie -
wołał Bill Mulliner.
Michael wziął obie dziewczynki za ręce. Sarah przeniosła swój plecak pod skałę i zdjęła
z ramienia M-16.
- Pani Rourke, znajdzie się tu miejsce także dla pani - rzucił Pete Critchfield,
przechodząc obok niej.
- Jest mi dobrze tu, gdzie siedzę, panie Critchfield - krzyknęła za nim, nie będąc pewna,
czy ją usłyszał. Czuła ziąb wilgotnej skały, przenikający przez dżinsową bluzę i bieliznę.
- Proszę, to dla pani  Bill Mulliner podał koc. - Proszę na tym usiąść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl