[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jack Andolini w końcu odwrócił głowę. Zrobił to powoli, jakby wykonywał
ten ruch bardzo rzadko i z ogromnym wysiłkiem. Niemal można by oczekiwać,
że usłyszy się zgrzyt zle naoliwionych zawiasów w tym grubym karku.
Bezpieczny powiedział i równie powoli jego głowa powróciła na po-
przednią pozycję.
Eddie stał obok furgonetki, walcząc z narastającą paniką, która groziła utratą
zdolności trzezwego rozumowania. Narkotyczny głód, który dotychczas udawało
mu się trzymać na wodzy, stał się nie do zniesienia. Musiał dostać działkę. Wtedy
mógłby odzyskać zimną krew i. . .
Przestań! ryknął Roland tak głośno, że Eddie się skrzywił (a Col, bio-
rąc ten grymas bólu i zdziwienia za kolejny krok Tańca puna, znów zaczął się
uśmiechać). Przestań! Ja zapewnię ci dość tej cholernej zimnej krwi!
Nie rozumiesz! To mój brat! To mój pieprzony brat! Balazar ma mojego bra-
ta!
Mówisz tak, jakbym jeszcze nigdy nie słyszał tego słowa. Boisz się o niego?
Tak! Chryste, tak!
No, więc rób to, czego się spodziewają. Płacz. Rzygaj i proś. Błagaj o tę twoją
działkę. Jestem pewien, że tego oczekują i na pewno ją mają. Zrób to wszystko,
niech zyskają pewność, że właściwie cię ocenili, a wszystkie twoje obawy będą
usprawiedliwione.
Nie rozumiem, co m. . .
Mam na myśli to, że jeśli okażesz się tchórzem, to zabiją ci tego ukochanego
braciszka. Czy tego chcesz?
W porządku. Będę spoko. Może na to nie wygląda, ale będę spoko.
Tak to nazywasz? No, dobrze. Tak. Bądz spoko.
Nie taka była umowa rzucił Eddie znad ramienia Cola, prosto do kępki
włosów sterczących z ucha Jacka Andoliniego. Nie dlatego pilnowałem towaru
Balazara i trzymałem dziób na kłódkę. Ktoś inny w tej sytuacji wypluwałby pięć
nazwisk za każdy rok warunkowego zwolnienia.
Balazar uznał, że twój brat będzie bezpieczniejszy u niego powiedział
Jack, nie odwracając głowy. Zastosował wobec niego areszt ochronny.
To dobrze rzekł Eddie. Podziękujcie mu w moim imieniu i powiedz-
cie, że wróciłem, jego towar jest bezpieczny, a ja zaopiekuję się Henrym tak, jak
80
Henry zawsze opiekował się mną. Powiedzcie, że mam w lodówce sześciopak,
którym podzielę się z Henrym, kiedy wróci do domu. Potem wsiądziemy do sa-
mochodu, pojedziemy do miasta i zakończymy interes jak należy. Tak, jak się
umawialiśmy.
Balazar chce cię widzieć, Eddie nalegał Jack. Mówił obojętnym, bezna-
miętnym głosem. Nie poruszył głową. Wsiadaj do furgonetki.
Wsadz ją sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi, pierdolcu warknął Eddie
i ruszył w stronę budynku.
* * *
Od drzwi dzieliła go niewielka odległość, ale przeszedł zaledwie połowę, gdy
dłoń Andoliniego zacisnęła się na jego ramieniu z paraliżującą siłą imadła. Ed-
die poczuł na karku gorący oddech goryla. Andolini w mgnieniu oka wyskoczył
z wozu i przebiegł po chodniku, chociaż sprawiał wrażenie faceta, który dopiero
po kilku minutach zdoła dojść do wniosku, że powinien chwycić za klamkę.
Eddie odwrócił się.
Spoko, Eddie szepnął Roland.
Spoko pomyślał Eddie w odpowiedzi.
Mógłbym cię za to zabić syknął Andolini. Nikt nie będzie mi mówił,
co mam sobie wepchnąć w tyłek, a szczególnie taki zasrany mały ćpun jak ty.
Zabić, kurwa! wrzasnął Eddie z wykalkulowaną wściekłością. Zimną
wściekłością, jeśli kapujecie. Stali tam, ciemne sylwetki na tle złotego blasku
zachodzącego, póznowiosennego słońca, na betonowej pustyni, jaką jest Co-Op
City na Bronksie, a ludzie usłyszeli słowo zabić i jeśli mieli włączone radia,
to podkręcili je głośniej, a jeżeli mieli je wyłączone, to pospiesznie je włączyli,
ponieważ tak jest lepiej, bezpieczniej. Rico Balazar złamał słowo! Kryłem go,
a on nie dotrzymuje umowy! Dlatego mówię ci, żebyś wsadził to sobie w twoją
pieprzoną dupę, mówię jemu, żeby wsadził to sobie w pieprzoną dupę, i to samo
powiem każdemu! Andolini spojrzał na niego. Oczy miał tak brązowe, że kolor
wydawał się wyciekać na rogówkę, która przybrała wygląd starego i pożółkłego
pergaminu. Powiem prezydentowi Reaganowi, żeby wsadził to sobie w dupę,
jeśli nie dotrzyma słowa, i pieprzyć jego pieprzone hemoroidy, czy cokolwiek tam
ma!
Te słowa zamarły, odbiwszy się echem od cegieł i betonu. Jakiś dzieciak o bar-
dzo czarnej skórze, w białych szortach koszykarza i sportowych butach do kostek,
stał na placu zabaw po drugiej stronie ulicy, obserwując ich. Piłkę trzymał w za-
gięciu łokcia, lekko przyciśniętą do boku.
81
Skończyłeś? zapytał Andolini, gdy ucichło ostatnie echo.
Tak powiedział Eddie zupełnie normalnym głosem.
W porządku rzekł Andolini. Rozczapierzył swoje małpie paluchy
i uśmiechnął się. . . a kiedy to zrobił, wydarzyły się dwie rzeczy jednocześnie: po
pierwsze stał się tak zaskakująco czarujący, że aż rozbrajający, a po drugie w tym
momencie było wiadomo, że to bystry facet. Niebezpiecznie bystry. Czy teraz
możemy zacząć od początku?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podobne
- Start
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 01] Time's Eye (v4.0) (pdf)
- Laurie King Kate Martinelli 02 To Play The Fool
- Susan King Zaczarowana noc 02 ZaklÄte róşe
- Amber Kell The Vampire King's Husband (pdf)
- Andy Reeley King's Ransom (pdf)
- Lietha Wards The King's Lady (pdf)
- Stephens Susan KarnawaĹ w Wenecji
- Flux Stephen Baxter
- Miasto z morza mrocznych wrażeń Grzegorz Lipski
- De_Camp_Lyon_Sprague_ _Szalony_Demon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl