[ Pobierz całość w formacie PDF ]

87
R
L
T
się jej ścisnęło. Jaki on jest samotny. Ten poród kosztował go tyle wysiłku!
Spodziewała się, że odetchnie z ulgą albo że się uśmiechnie jak wtedy, gdy
wyczuł główkę dziecka.
 Dobrze się czujesz?  zapytała, kładąc mu rękę na ramieniu.
Pomimo gorąca panującego w szałasie jego skóra była lodowata.
Dzieje się coś zdecydowanie złego.
Odwrócił się, by pozbierać instrumenty.
 Nic mi nie jest. To zmęczenie.
Ona też jest zmęczona, nie mówiąc o Belini, ale to coś innego.
 Matt...
 Stevie, daj mi spokój.  Podniósł na nią wzrok.  Belini jest okej,
dziecko też. Wszystko jest okej.
Nie wszystko, ale, jak powiedział, na razie należy dać mu spokój. Nie
pora na pytania.
 Cieszę się, że się udało.
 Tak, ja też.
Nim się zorientowała, opuścił szałas, za to do środka wszedł wódz oraz
mąż Belini. Wódz z rozrzewnieniem spoglądał na córkę.
 Oboje zdrowi?  zapytał.
Uśmiechając się, Stevie przytaknęła.
 Belini musi teraz dużo odpoczywać, bo nadal jest chora, ale dziecko
jest zdrowe.
 Chłopiec?  zapytał mąż.
 Tak.  Spodziewała się demonstracji męskiej dumy, gdy tymczasem
chłopak przyklęknął, by pogładzić Belini po policzku.
 Dziewczynka byłaby podobna do ciebie  powiedział, a Belini się
do niego uśmiechnęła.
88
R
L
T
Stevie ze łzami w oczach obserwowała tę scenę. No cóż, skoro ja sama
nie panuję nad emocjami, pomyślała, to nie mam prawa oceniać Matta.
Każdy inaczej reaguje na adrenalinę.
 Na chwilę zostawię was samych  powiedziała.  Ale pamiętajcie,
że Belini ma odpoczywać.
Wódz przytaknął.
 Przyślę tu kobiety, żeby zajęły się dzieckiem.
 Słusznie.  Stevie wychodziła z szałasu z zamiarem odszukania
Matta, ale zobaczyła go od razu. Stał z szamanem. Albo jej nie zauważyli,
albo ją zignorowali, a sądząc po mimice Matta, o coś się spierali.
Gdy ruszyła ku nim, Matt gestem głowy ją powstrzymał. To znaczy, że
ją widział. Przystanęła niezdecydowana, czy ma na to nie zwracać uwagi i
podejść, by się dowiedzieć, o co chodzi, czy wrócić na statek i wziąć
prysznic. Jeśli rozgniewa szamana, Matt niczego nie wynegocjuje. Zatem
prysznic.
Na szczęście na brzegu zastała Tiaga.
 Co z nią?
 Belini i dziecko są w porządku.
 To dobrze. To bardzo dobrze.
 Podwieziesz mnie na statek?
 Oczywiście.  Spojrzał w kierunku wioski.  Mateus z tobą nie
popłynie?
 Nie. Jest... zmęczony.  Sam tak powiedział.
Jeśli skłamał, to trudno. Trafi na statek albo bez słowa pożegnania uda
się do szałasu, którego mu użyczono w wiosce. Wsiadła do łódki, opadła na
najbliższą ławkę i zapatrzyła się w mętne wody Rio Preto.
Najwyrazniej udzielił się jej nastrój Matta. Otrząsnęła się
89
R
L
T
niezadowolona, mrucząc pod nosem:
 Belini jest okej, dziecko też. Wszystko jest okej.
90
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
 Uroczystość zaślubin? Naszych?! Dlaczego? Oni przecież myślą, że
już jesteśmy małżeństwem.
 Nie pamiętasz, że szaman obiecał nas uszanować, jeśli Belini wróci
do zdrowia? %7łe wódz był niezadowolony, z braku wiana? No cóż, wioska
chce nam w ten sposób podziękować  wyjaśnił.
Zupełnie mu to niepotrzebne. Nie dziś. Poród Belini wyczerpał go
emocjonalnie. Widział tylko Vickie, która rozpaczliwie chwyta powietrze.
Nie dla siebie, dla dziecka. Jeśli umrę, ono też umrze, powtarzała. Nie
pozwól, żeby ono umarło. Zawiódł oboje. A Stevie o mały włos nie została
świadkiem jego rozpaczy, gdy spoglądał na młodą matkę i noworodka.
Oboje żywych. Nawet teraz był bliski załamania.
 Matt...
Otrząsnął się.
 Sądziłem, że miał na myśli podjęcie nas jak honorowych gości
tradycyjną ucztą. Ale on widzi to inaczej, a wódz go popiera. Zwłaszcza
teraz, bo nie chce narażać wnuka.
Uniosła wysoko brwi.
 Boi się, że szaman rzuci na chłopca jakąś klątwę?
 To nie jest wykluczone.
 Chyba nie wierzy...
 Wierzy, wierzy.  Matt się zawahał.  To jest ich życie, ich tradycja.
Zaryzykowałabyś, gdyby szło o twoje dziecko?
 Hm, chyba nie. Co teraz zrobimy?
 Możemy odpłynąć. Zaraz. Zajmie im kilka godzin, zanim się
91
R
L
T
zorientują.
 Ruszą za nami w pogoń?
 Wątpię.
Pokiwała głową.
 Czy będziemy mogli tu wrócić, jeżeli odmówimy udziału w tej
uroczystości? Albo jak po cichu odpłyniemy?
Czy to dla niego ważne? Teraz nie, ale pózniej, kiedy życie wróci do
normy, a jego emocje opadną, może to okazać się istotne.
 Nie, chyba by mnie tu nie witano z otwartymi ramionami.
 Chciałeś powiedzieć  nas .
 Słucham?
 Nas by tu nie witano z otwartymi ramionami.
Za nic w świecie. Stevie już tu z nim nie wróci.
 Okej, nas  skłamał.
 Stan Belini się poprawia, ale czy na tyle, że można ją zostawić bez
opieki medycznej?
Przeciągnął dłonią po włosach. Nie chciał słuchać o Belini i jej
dziecku.
 Stevie, informuję cię o planach szamana. Jak się na to zapatrujesz?
 Chcesz odpłynąć, tak? Nawet jeśli może się to zle odbić na zdrowiu
Belini.
 Nie cieszy mnie perspektywa tej uroczystości. Udawanie, że
jesteśmy małżeństwem, to jedno, a zaślubiny w dżungli to całkiem inna
sprawa.
 Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Zły, że raz po raz Stevie odkrywa jego słabe punkty, podszedł bliżej.
 Tak. Chcę odpłynąć: I to zaraz.
92
R
L
T
Zamiast się odsunąć, dotknęła jego ręki.
 Z powodu dengi? Czy twojej żony?
Ogarnięty bezbrzeżnym smutkiem zapragnął porwać ją w ramiona,
wtulić twarz we włosy i nie wypuszczać z objęć, dopóki koszmar przeszłości
nie zblednie. Zacisnął pięści. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
 Z powodu mojej żony  odparł wbrew woli.
Uścisnęła mocniej jego rękę.
 Musiało ci być wczoraj bardzo ciężko... te wspomnienia...
 Była w ciąży.  Tym razem powiedział to świadomie. Stevie
powinna o tym wiedzieć, na wypadek gdyby przegrał wewnętrzną walkę.
 W ciąży? Mówisz o Belini?
 Nie, o mojej żonie..
 Twoja żona była w ciąży, kiedy zachorowała na gorączkę
krwotoczną?
Przytaknął. W ułamku sekundy puściła jego dłoń, po czym położyła
mu ręce na ramionach.
 Matt... nie wiedziałam... Tak ci współczuję...  Spojrzała mu w
twarz.  Wczoraj znalazłeś się w takiej samej sytuacji.
Wzruszył ramionami.
 Każdy z nas staje w obliczu sytuacji... niewygodnych.
 Niewygodnych? Nie myślisz, że to zasługuje na silniejsze
określenie?
Tak myślał, ale nie zamierzał się do tego przyznać.
 Upłynęło dużo czasu  odparł.
 Ale to dalej boli. Nawet teraz.
 Było, minęło.  Odsunął się od niej.
 Czy aby na pewno?  Przygryzła wargę.  Uważam, że powinniśmy
93
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl