[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A co właściwie zaplanowaliście?
- Ja się z nią ożenię. Czy to nie świetny pomysł?
Być może, gdyby chodziło o inną koleżankę; jednak jeśli
chodzi o eórkę Petera Caldwella, taka możliwość w ogóle nie
wchodzi w grę. Co gorsza, Libby nie mogła wyjaśnić Kyle'owi
dlaczego. Próbowała wymyślić jakiś niewinny powód, ale nic
jej nie przychodziło do głowy.
- Może i tak, ale na razie jesteśmy tylko przyjaciółmi -
rzekła w końcu, próbując zapomnieć, jak wielkie wrażenie robił
na niej Peter, ilekroć go spotkała.
- Małżeństwa zawsze na początku są tylko przyjaciółmi.
Sama mówiłaś, że miłość rozwija się z upływem czasu.
Kyle najwyrazniej uważnie słuchał lekcji, jakiej mu niegdyś
udzieliła.
- Tak czasem bywa, ale nie zawsze.
Dzwonek przy wejÅ›ciu na szczęście uwolniÅ‚ jÄ… od koniecz­
ności udzielania dalszych wyjaśnień.
- Już przyjechali. - Kyle zeskoczył ze stołka i rzucił się ku
drzwiom, by powitać gości.
Peter i Samanthą stali na werandzie, ubrani bardzo ciepło.
- Gotowi?
- No pewnie! - Chłopiec wybiegł na dwór.
CZAS UKOJENIA
86
- Mogę jechać pierwsza - zaproponowała Libby, wciągając
parę roboczych rękawic.
- Nie ma potrzeby. Choinka i tak nie zmieściłaby się do
mojej hondy, wiÄ™c pożyczyÅ‚em od Eldona półciężarówkÄ™. Mo­
żemy jechać wszyscy razem.
- To Å›wietnie. - Zamknęła drzwi i schowaÅ‚a klucze do kie­
szeni. PodniosÅ‚a z ziemi torbÄ™, w której trzymaÅ‚a termos gorÄ…­
cego jabÅ‚kowego kompotu z dodatkiem cynamonu i cztery ku­
beczki, i podążyła za Peterem.
Otworzyła szeroko oczy na widok nowego modelu chevro-
leta zaparkowanego przed wejściem, błyszczącego tak, jakby
przed chwilą wyjechał z salonu.
- Niezły wóz, prawda? - zauważył Peter z nie ukrywanym
podziwem.
- Piękny - uznała, schodząc po schodach.
- Uważaj, jest ślisko!
Chwycił ją za ramię. Rzeczywiście, betonową powierzchnię
pokrywała cienka warstwa lodu.
- Dzięki. - Sama nie wiedziała, czy drży z zimna, czy też
z powodu jego uścisku. Puścił ją dopiero, gdy znalezli się na
dole.
- Wszyscy na pokład! - zakomenderował, zajmując miejsce
za kierownicÄ….
- Mogę siedzieć przy oknie? - spytał Kyle.
Libby szybko oceniÅ‚a wzrokiem wnÄ™trze. Mimo że byÅ‚o prze­
stronne i bez trudu mogÅ‚o pomieÅ›cić czwórkÄ™ pasażerów w jed­
nym rzędzie, oparła się pokusie zajęcia miejsca obok Petera.
- Lepiej nie, wolałabym, żebyś nie wypadł.
Kyle spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Mamo, zapnÄ™ pasy.
- Drzwi blokujÄ… siÄ™ automatycznie przy każdym uruchomie­
niu silnika. Może szarpać za klamkę, a i tak się nie otworzą
- uspokoił ją Peter.
- No dobrze - poddała się.
CZAS UKOJENIA 87
- A ja będę siedzieć obok Kyle'a - oznajmiła Sam głosem
nie znoszÄ…cym sprzeciwu.
Libby nie pozostało nic innego, jak usiąść przy kierowcy.
Spojrzała na dzieci. Ich niewinne minki świadczyły o tym, że
koniecznie chciaÅ‚y stworzyć obraz rodziny, o jakiej oboje ma­
rzyli. Postanowiła porozmawiać na ten temat z Kyle'em.
- No to co, jedziemy?
Zajęła miejsce obok Petera, starając się zachować przyzwoity
dystans. W nogach ustawiła termos. Mimo że Sam siedziała
przytulona do niej, Kyle nadal protestował.
- Posuń się, mamo. Mam za mało miejsca.
Gdy w koÅ„cu wszyscy siÄ™ jako tako rozlokowali, Libby zo­
stała praktycznie przylepiona do boku Petera. Mimo grubego
ubrania wyraznie czuła jego mięśnie, twardy zarys biodra i nogi.
Krew coraz szybciej pulsowała jej w skroniach.
- Przepraszam - wykrztusiła.
- No, jest trochÄ™ ciasno, ale nie narzekam.
- Potrzebne ci są wskazówki?
Spojrzał na nią wyzywająco, zupełnie jakby jakoś opacznie
zrozumiał jej słowa.
- Jak jechać na plantację - jęknęła.
Szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz. Włączył silnik i wycofał
samochód na ulicę.
- Ach tak, na plantacjÄ™. Eldon mówiÅ‚, że powinniÅ›my wy­
jechać na autostradę numer 283 i jechać prosto przez około pół
godziny.
- To będzie po lewej stronie.
Jechali ośnieżonymi ulicami, powoli zbliżając się do zjazdu
na autostradÄ™.
- Mam do ciebie prośbę - powiedział cicho, starając się nie
zwracać uwagi dzieci. - Tylko nie krępuj się odmówić, jeśli nie
będziesz chciała. Może nie powinienem mówić ci o tym dopiero
teraz, ale niezależnie od tego, jaką choinkę wybierzemy, Sam
chce, żebyś pomogła nam ją ubrać. Uważa, że bez twojego
88 CZAS UKOJENIA
udziału to nie będzie choinka jej marzeń. Ale jeśli nie masz
czasu, po prostu powiedz, a wymyślę jakąś wymówkę.
- A co ty o tym myślisz?
- Bardzo bym siÄ™ ucieszyÅ‚, gdybyÅ› nam pomogÅ‚a. ChciaÅ‚­
bym jej jakoś wynagrodzić te stracone lata. Poza tym - dodał
z "uśmiechem - nie mam za grosz zdolności plastycznych.
- SÄ…dzÄ…c po urzÄ…dzeniu waszego domu, tego bym nie powie­
działa.
- To zasługa dekoratora wnętrz. Więc...
Błagalny ton Petera poruszył ją do głębi. Jak może odmówić,
kiedy chodzi o dziecko?
- Będę zaszczycona.
- Mówisz serio? - Spojrzał na nią niepewnie.
- Oczywiście. Inaczej bym się przecież nie zgodziła.
- Patrz, mamo. Jesteśmy na miejscu.
- Ależ ten czas leci! - zauważył Peter z żalem w głosie.
Libby gotowa była się zgodzić, że ich wspólna podróż powinna
trwać dłużej. Pocieszała się myślą, że czeka ich jeszcze jazda
z powrotem.
Zostawili samochód na wysypanym żwirem parkingu i we­
szli do blaszanego budynku peÅ‚nego ludzi, którzy również przy­
byli tu po choinki. Z drzwi, półek i parapetów zwisały warkocze
ostrokrzewu. Libby wyobraziła sobie podobne girlandy wokół
balustrady schodów w domu Petera. Dla podkreÅ›lenia Å›wiÄ…tecz­
nego nastroju trzeba by jeszcze dodać czerwone kokardki. Na
moment ogarnęła ją zazdrość, lecz szybko odsunęła od siebie
przykre myśli. Lepiej nie marzyć o tym, co niemożliwe.
Przeciskając się przez niewielki tłumek, zauważyła, że na
widok przystrojonych choinek najróżniejszej wielkoÅ›ci i ksztaÅ‚­
tu oczy Samanthy robią się okrągłe. Dziewczynka zatrzymała
siÄ™ przed metrowej wysokoÅ›ci drzewkiem, ozdobionym w tektu­
rowe figurki z filmów Disneya.
- Tatusiu, popatrz na tÄ™!
Peter zbliżył się do dziecka.
CZAS UKOJENIA 89
- Naprawdę ci się podoba? - Sara spojrzała na matkę Kyle'a,
jakby oczekiwała jej wsparcia.
- Postacie z kreskówek rzeczywiście ślicznie wyglądają na
choince - rzekła Libby, zastanawiając się w duchu, ile to cudo
może kosztować. - Ale może się najpierw rozejrzymy. Kyle i ja
nigdy nie możemy się zdecydować i w końcu sami robimy
ozdoby.
Sam podniosła na nią szeroko otwarte oczy.
- NaprawdÄ™?
- Tak. Nawlekamy popcorn na sznurki, wycinamy płatki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl