[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Był to najbardziej krytyczny moment całej operacji. Bardzo wiele zależało od
tego, czy załoga cumującego statku była już zaalarmowana o sytuacji na stacji.
Wildheit zakładał najgorsze i postępował tak, jak gdyby ze śluzy mieli wyjść ludzie
już o wszystkim ostrzeżeni i uzbrojeni.
Drzwi przepuściły sześciu mężczyzn pod bronią, w żółtych,
charakterystycznych dla żandarmerii Ra skafandrach. Wyraźnie byli przygotowani na
natychmiastowe kłopoty.
Znaleźli je, choć niezupełnie tak, jak sobie wyobrażali. Żandarmi ostrożnie
przeszukali wnętrze śluzy i nie znalazłszy rzekomych zbiegów, poszli w stronę
magazynów. Dowódca podłączył się do ściennego komunikara i rozmawiał z kimś,
kto przebywał w wypełnionej powietrzem strefie stacji. Wtedy właśnie to, co
żandarmi błędnie uznali za komplet zamocowanych w ściennych uchwytach i
napompowanych powietrzem skafandrów ożyło nagle za ich plecami. Wystrzeliwane
pociski z gazem nie musiały być wymierzone zbyt precyzyjnie, ponieważ ubrania
żandarmów nie były opancerzone. Próżnia dopełniła wkrótce dzieła śmierci, którego
nie zdołało zakończyć sześć pocisków.
Kasdeya wetknął wtyczkę zainstalowanego w skafandrze komunikara do tego
samego gniazda, z którego niedawno korzystał martwy teraz dowódca żandarmów.
- Mamy zdrajców, ale są ofiary w ludziach - mówił szybko. - Dlatego musimy
natychmiast wracać na statek. Przekaż proszę tę informację naszym zwierzchnikom.
Podszedł do Wildheita i Penemuego, którzy oglądali karabinki elektronowe
wypuszczone przez żandarmów. Po dokładnym ich przejrzeniu wzięli ze sobą trzy
jako dodatek do miotaczy gazu. Odczekawszy akurat tyle czasu, ile jak mieli
nadzieję, trzeba było na przekazanie podanej przez Kasdeyę wiadomości, weszli do
śluzy. Spodziewano się, że ktoś tu przyjdzie i śluza była tak nastawiona od zewnątrz,
by mogli wejść do wnętrza rękawa komunikacyjnego. Tam czekało na nich dwóch
ubranych na żółto ludzi, ale bez wyciągniętej broni. Niemal natychmiast upadli,
trafieni nieoczekiwanymi strzałami z karabinków.
Trzech uciekinierów zaczęło szaleńczo gramolić się przez sprężyście miękki
rękaw, aż wreszcie wpadli do wnętrza komory śluzowej okrętu żandarmerii. Mieli
wrażenie, że coś jest nie w porządku. I rzeczywiście, wewnętrzne drzwi śluzy nie
chciały się otworzyć, gdy nacisnęli automatyczny przyłącznik. Penemue zaklął i
chwycił ręczne pokrętło awaryjne. Wytężał wszystkie siły, żeby przezwyciężyć opór
automatycznego mechanizmu. Wystrzał, który padł przez uchylone drzwi ostrzegł
ich, iż dwaj obecni jeszcze na statku żandarmi, gotowi są walczyć.
Wildheit znalazł wreszcie wyjście z tej sytuacji. Podejrzewał, że żandarmi nie
byli ubrani w skafandry. Odwrócił się więc i szybką serią pocisków gazowych
przeszył znaczny odcinek rękawa. Dzięki temu powietrze uszło nie tylko z rękawa,
lecz także przez wpół otwarte drzwi śluzy, z wnętrza okrętu. Potem pomógł
Penemuemu przytrzymać pokrętło, odblokowując automat zamykania włazu. W tym
czasie Kasdeya, ze starannie wybranej pozycji, ostrzeliwał z ukrycia drzwi,
uniemożliwiając żandarmom podjęcie jakichkolwiek decydujących kroków.
Strzały wreszcie umilkły i wszyscy trzej weszli do wnętrza statku. Zostali tam
zwłoki zabitych przez próżnię żandarmów, które przeciągnęli do rękawa
komunikacyjnego, po czym zamknęli za sobą drzwi śluzy. Penemue przede
wszystkim zatroszczył się oto, by przywrócić na statku nadającą się do oddychania
atmosferę. Na szczęście zapas powietrza był wystarczający. W tym czasie Wildheit z
Kasdeya, nadal w skafandrach, przeprowadzili szybką kontrolę zdobytego statku, aby
upewnić się, że już nikogo na nim nie ma. Na koniec dotarli do sterowni, gdzie
Kasdeya zaczął uważnie oglądać zupełnie mu nieznany układ sterowania.
Niebawem dołączył do nich Penemue. Ciśnienie powietrza szybko powracało
do normy, mógł wiec już dopomóc Kasdei w rozpracowaniu układu sterowania.
Systemy cumujące rękaw komunikacyjny zostały odstrzelone awaryjnie i okręt
wykonał zwrot, a potem uleciał w przestrzeń, oddalając się od stacji i od Broni
Chaosu.
Wildheit nie potrafił pomóc przy tych operacjach, zaczekał wiec aż atmosfera
powróci do normy, po czym zdjął skafander. Ryk silników wzmagał się coraz
bardziej, w miarę jak dwóch stojących przy sterach renegatów zwiększyło tempo
ucieczki na tyle gwałtownie, na ile pozwalała wytrzymałość urządzeń napędowych.
Wkrótce Nad-inspektor mógł już obserwować rozjaśniające się stopniowo ekrany. W
miarę, jak Kasdeya i Penemue wyznaczali kanały nawigacyjne i ożywiali resztę tablic
kontrolnych, przyrządy dawały coraz lepszy obraz bezgwiezdnego styku i szybko
oddalającej się Broni Chaosu.
To, co zobaczył wzbudziło w inspektorze nagły niepokój. Miał świeżo przed
oczyma wycelowaną wprost w nich Broń Chaosu i nie odczuwał najmniejszej ochoty,
by to zobaczyć powtórnie. Ale zanim trajektoria lotu ich statku została ostatecznie
ustalona, potężna konstrukcja Broni została naprowadzona na cel i czekała na nich
ustawiona tak, że Wildheit mógł spojrzeć w głąb sekcji.
Na dodatek widać było olbrzymie włókna nie splecionej jeszcze materii
gwiezdnej, które na tle monotonnego sklepienia niebieskiego skręcały się w
fantastyczne pętle i wiry, pożerane pospiesznie przez gigantyczny róg i przetwarzane
w siłę, która powodowała tak wielkie katastrofy. Odrywano od układów całe słońca i
splatano ich energię w świetlistą nić, którą skwapliwie, coraz szybciej wchłaniał
gigantyczny lej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl