[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ja... Nie możemy!
Dlaczego? - chciał zapytać. Co stoi temu na przeszkodzie? Są dorośli, oboje pragną
tego samego...
- Czy możemy udać, że... że tego nie było?
Kiedy pocałował ją pierwszy raz, też tak udawali.
Próbował wymazać pocałunek z pamięci, ale nie bardzo mu to wychodziło. Wie-
dział, że teraz również się nie uda. Skinął jednak głową.
- Jeśli chcesz.
- Tak będzie rozsądniej. Zważywszy na wszystko...
Ruszył po swój płaszcz. Chociaż ciało miał rozpalone z pożądania, odrzekł:
R
L
T
- W porządku. Nic się nie wydarzyło.
Po wyjściu Bryana Morgan osunęła się na kanapę. Ze wstydu miała ochotę zapaść
się pod ziemię. Tak ochoczo odwzajemniała pocałunek! A jakie myśli jej krążyły po
głowie! Wciąż czuła mrowienie na plecach, ucisk w żołądku, ogień w sercu.
Azy napłynęły jej do oczu.
Rok temu, kiedy była pogrążona w żalu po stracie rodziców, uległa czarowi Dillo-
na. Teraz też była zagubiona. Zagubiona i zakochana po uszy. Tylko nie wiedziała, kiedy
ani jak to się stało.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Calibornowie zwołali konferencję prasową na następny dzień. Morgan zdawała so-
bie sprawę, że nie ma sensu odkładać tego na pózniej, tym bardziej że tematem zaintere-
sowały się również normalne dzienniki. Biorąc jednak pod uwagę to, co zaszło między
nią a Bryanem niecałe dwadzieścia cztery godziny temu, po prostu była kłębkiem ner-
wów. Jak sobie poradzi, stojąc przed tłumem dociekliwych dziennikarzy i tłumacząc im,
że relacje, które łączą ją i Bryana, są natury platonicznej?
Włożyła kostium, który kupiła na pierwsze spotkanie z Calibornami. Chociaż zde-
ponowała w banku czek od Bryana, nie miała czasu chodzić po sklepach i szukać czegoś
innego. Zastanawiała się, czy ktoś skojarzy, że to jest ten sam strój, który miała na sobie,
kiedy zrobiono zdjęcie. Brice'a mogła ubrać w cokolwiek; to było bez znaczenia. Zamie-
rzała owinąć go w kocyk, tak by tylko nosek był widoczny. Nie chciała, by kosztem jej
dziecka gazety powiększały sobie nakład.
Bryan przysłał po nią samochód. Konferencję zaplanowano na dziesiątą w Windy
City Industries.
Kiedy przybyła na miejsce kilka minut po dziewiątej, wprowadzono ją do sali
konferencyjnej, w której po raz pierwszy zobaczyła prawdziwego Bryana Caliborna.
Dziś również znajdował się przy końcu długiego stołu, tyle że stał, a nie siedział, a przed
sobą miał baterie mikrofonów, a nie teczkę z dokumentami. Wyglądał równie elegancko
i władczo jak tamtego dnia przed paroma miesiącami. Wtedy jednak na jej widok
zmarszczył gniewnie czoło, a dziś uśmiechnął się przyjaznie.
Na miejscu byli także Julia z Hugh. Julia uścisnęła ją, po czym wzięła od niej Bri-
ce'a, który zasnął podczas jazdy samochodem. Po chwili podszedł Hugh.
- Przeklęte sępy - mruknął, całując Morgan w policzek. - Miasto tak wiele za-
wdzięcza naszej firmie, że dziennikarze naprawdę mogliby wykazać trochę taktu i nie
wtrącać się do naszych prywatnych spraw.
Kiedy Hugh cofnął się, Bryan podał jej filiżankę herbaty.
- Denerwujesz się? - spytał cicho.
R
L
T
- Tak. - Ale bardziej denerwowała się z powodu tego, co czuje do tego mężczyzny
przed sobą, niż z powodu tłumu dziennikarzy czekających na zewnątrz.
- Ty jesteś doświadczony, a ja... to moja pierwsza konferencja.
- Brałem udział w kilku, ale też się denerwuję - przyznał. - Wolałbym odpowiadać
na pytania dotyczące spraw zawodowych, a nie życia prywatnego. Przejrzałaś te notatki,
które ci wczoraj wysłałem?
Skinęła głową. Przysłał na jej adres elektroniczny listę pytań, jakie przypuszczalnie
padną, oraz sugestie, jak najlepiej na nie odpowiadać: prosto, szczerze, krótko.
- Pamiętaj, sama z siebie nie udzielaj dodatkowych informacji. Jeżeli jakieś pytanie
wyda ci się kłopotliwe czy krępujące, pomiń je milczeniem. Dziennikarze nie muszą
znać wszystkich szczegółów.
Miała nadzieję, że jakoś sobie poradzi. W końcu po to Calibornowie zwołują kon-
ferencję: by przedstawić fakty. Wtedy dziennikarze dadzą rodzinie spokój.
Rozległo się pukanie do drzwi, po chwili jakaś młoda kobieta wsunęła głowę do
środka.
- Panie Caliborn, poczekalnia jest pełna. Czy mam zacząć ich wpuszczać?
- Za pięć minut.
- Kto to? - spytała Morgan.
- Moja nowa sekretarka. - Bryan zacisnął gniewnie usta.
- A co się stało z Britney?
- Bardzo mądrze uznała, że powinna złożyć wymówienie.
Stali na końcu sali: Bryan, za nim Morgan z Brice'em na rękach, po jej prawej ręce
Julia, po lewej Hugh. Długi stół zastawiony mikrofonami nie pozwalał dziennikarzom i
fotografom podejść zbyt blisko. Ale mimo paru metrów, jakie ją od nich dzieliły, Morgan
widziała wyraz podniecenia i ciekawości w ich twarzach. Kiedy wszyscy już weszli i ha-
łas ucichł, Bryan odchrząknął i złożył przygotowane oświadczenie.
- Dziękuję państwu za przybycie. Jak wiecie, niedawno w  City Talk" ukazał się
artykuł na temat mojej rodziny, artykuł pełen insynuacji i kłamstw. Autor nie zadał sobie
najmniejszego trudu, żeby sprawdzić, co jest prawdą, a co fikcją. Zamierzam podać go
R
L
T
do sądu o zniesławienie. Państwa zaprosiliśmy tutaj, żeby sprostować informacje. A więc
po pierwsze, dziecko, o którym była mowa w artykule, jest Calibornem.
Aparaty poszły w ruch, błyskały flesze. Dziennikarze jeden przez drugiego zaczęli
zadawać pytania. Ignorując ich, Bryan kontynuował:
- Chłopczyk nazywa się Brice Dillon Stevens i jest synem mojego zmarłego brata.
Rozległ się nieopisany zgiełk. Bryan poddał się; zamiast przekrzykiwać tłum,
wskazał na bliżej stojącą dziennikarkę.
- Leslie Michaelson z  City Talk" - przedstawiła się kobieta. - Nie ja napisałam ar-
tykuł, który ukazał się w mojej gazecie...
- Szmatławcu, a nie gazecie - mruknęła Julia.
Słysząc takie określenie z ust poważnej, zazwyczaj bardzo uprzejmej damy, reszta
dziennikarzy parsknęła śmiechem.
Leslie Michaelson ciągnęła niezrażona:
- Osoba blisko związana z Windy City Industries dała nam do zrozumienia, że to
pan jest ojcem dziecka. Czy zaprzecza pan, że panna Stevens, jeszcze będąc w ciąży,
wielokrotnie usiłowała się z panem skontaktować i umówić na rozmowę?
- Nie zaprzeczam. Panna Stevens faktycznie przyszła do firmy, szukając ojca swo-
jego dziecka. Ponieważ Dillon nie żyje, prosiłem mojego prawnika, żeby się wszystkim
zajął.
Morgan słuchała go zafascynowana. Zaimponował jej. Podawał prawdziwe infor-
macje, opuszczając drobne detale.
- Mam pytanie do panny Stevens - rzekł inny dziennikarz. - Gdzie się państwo po-
znali, pani i Dillon Caliborn?
- Na urlopie. Dillon był niezwykle czarującym człowiekiem. Wprost nie mogłam
uwierzyć, że nie żyje.
Dziennikarz otworzył usta, najwyrazniej zamierzając ją dopytać o szczegóły, ale
zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, Bryan udzielił głosu jego koledze.
- Czy mają państwo jakiekolwiek wątpliwości, że dziecko panny Stevens jest wa-
szym wnukiem?
- Najmniejszych. - Julia uśmiechnęła się promiennie.
R
L
T
- To stuprocentowy Caliborn - oznajmił Hugh. - Kto wie, może w przyszłości to
właśnie on będzie zwoływał tu konferencje prasowe i odpowiadał na wasze pytania, a ja
wreszcie będę miał święty spokój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl