[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiadła na przednim fotelu, wcisnął się między nią i swego pana.
 Nie będzie ci przeszkadzał? Może wolisz, żeby jechał z tyłu?
 Czułby się samotny.  Daisy czule pogłaskała aksamitny
łebek.  Bardzo go polubiłam. Dokąd jedziemy?
 Zobaczysz  odparł z tajemniczą miną.
Gdy wyjechali z Amsterdamu, przez kilka minut pędził
obwodnicą, ale na pierwszym skrzyżowaniu zawrócił i ruszył w
stronę miasta. Wkrótce zaparkował na poboczu. Daisy popatrzyła
na niego ze zdumieniem, ale milczała. Nagle otworzyła szeroko
oczy, bo po jednym z gigantycznych wiaduktów sunął powoli
wielki odrzutowiec.
 Awaryjne ładowanie? Słyszałeś o tym w dzienniku
radiowym i postanowiłeś zobaczyć to na własne oczy, zgadłam?
 Nie, wszystko w porządku. Nie ma powodu do obaw. W ten
sposób samoloty kołują w Amsterdamie na pas startowy. Ziemia
w Holandii jest bardzo cenna, więc każdy skrawek jest. na wagę
złota. Zawiozę cię na powstający dopiero polder, wtedy
zobaczysz, ile się trzeba namęczyć, żeby zyskać kolejny metr
gruntu. Każdy kawałek ziemi jest u nas maksymalnie
wykorzystany. Kto powiedział, że samoloty nie mogą jezdzić po
wiaduktach i estakadach? Nasi inżynierowie szybko się uporali z
tym problemem.
Daisy wpatrywała się w ogromną maszynę, która toczyła się
właśnie nad jezdnią. W okrągłych okienkach widziała twarze
pasażerów. Niektórzy byli równie zaskoczeni jak ona, natomiast
większość kierowców w ogóle nie zwracała uwagi na samolot.
Daisy zwróciła głowę ku Julesowi i pytająco uniosła brwi.
 Nawet do takiego widoku można się przyzwyczaić  odparł
pobłażliwie i zrobił do niej oko.
Zarumieniona odprowadziła spojrzeniem jadący ku pasom
startowym samolot.
 Dokąd mnie zawieziesz?  spytała, gdy ruszyli.
 Nad morze  odparł, zawracając,  Po drodze wstąpimy do
Lejdy. Pokażę ci uniwersytet, w którym studiowałem medycynę.
Istnieje od szesnastego wieku. Ufundował go Wilhelm I Orański.
To była swego rodzaju nagroda dla miasta, które przetrzymało
roczne hiszpańskie oblężenie. Nasz Orańczyk pokonał
Hiszpanów 3 pazdziernika 1574 roku. Na pamiątkę tego
zwycięstwa co roku odbywa się w Lejdzie wielki jarmark.
Gdybyś została do pazdziernika, moglibyśmy przyjechać na
pokaz ogni sztucznych. W Anglii na pewno takich nie zobaczysz
 dodał chełpliwie. Był dziś wyjątkowo rozmowny.  Podczas
tego święta jada się w Lejdzie śledzie i biały chleb. Podobno flota
Wilhelma przywiozła te specjały do miasta. Jest także inna
tradycyjna potrawa: duszone mięso z warzywami. Mam nadzieję,
że będziemy mogli spróbować tego przysmaku. Moim ulubionym
miejscem jest w Lejdzie Hortus Botanicus czyli ogród botaniczny
istniejący od 1587 roku, jeden z najstarszych w Europie.
Wchodzi się do niego przez uniwersytecki dziedziniec. Nie masz
pojęcia, jakie tam są szklarnie i palmiarnie! Mówię ci, istna
dżungla! A jak pięknie utrzymane! Chciałbym mieć taki ogród.
Długo spacerowali po Lejdzie. Daisy ćwiczyła niderlandzki,
czytając napisy, którymi pokryte były niezbyt interesujące, ale
wiekowe mury warowni znajdującej się w samym środku miasta.
Zwiedzili uniwersytet, wypili kawę w przytulnym barku na jego
terenie i pojechali do Delft.
Zaparkowali koło Grotę Markt. Na rym wielkim placu roiło się
od hałaśliwej młodzieży.
 Nic jest tak zle  mruknął z uśmiechem Jules, gdy usiedli w
restauracji przy oknie wychodzącym na Nieuwe Kerk  Nowy
Kościół, wzniesiony w roku 1381, sto lat po Starym Kościele.
Nieuwe Kerk spłonął w szesnastym wieku i został pieczołowicie
odbudowany, a wiek pózniej bardzo ucierpiał na skutek wybuchu
magazynów z prochem.
Daisy podziwiała smukłą stumetrową wieżę.
 Dobudowano ją w 1872 roku  wyjaśnił Jules.  Ciesz się, że
nie przywiozłem cię tutaj we czwartek. Wtedy na rynku odbywa
się wielki jarmark, a zgiełk jest nie do zniesienia.
Po obiedzie boczną drogą pojechali z Delft nad morze, lecz
było zbyt chłodno i wietrznie, żeby spacerować po plaży. Nawet
Zbój kulił się i tęsknic patrzył na samochód, więc dali za wygraną
i ruszyli z powrotem do Amsterdamu.
Póznym popołudniem Jules ponownie zboczył z głównej
drogi. Mijali właśnie Hilversum.
 Jesteś pewien, że to właściwy skręt?  spytała Daisy.  Na
skrzyżowaniu widziałam tablicę. Do Amsterdamu trzeba jechać
w lewo.
 Czas na podwieczorek  odparł wymijająco.
Daisy lekko wzruszyła ramionami i już o nic nie pytała.
Krajobraz był uroczy. Powietrze wpadające przez uchylone
okno pachniało już wiosną. Wzdłuż drogi ciągnęły się młode
lasy, a zza drzew tu i ówdzie widziało się obszerne domy i
rezydencje, do których prowadziły wąskie drogi. Wkrótce las się
przerzedził i Daisy zobaczyła w oddali spory kwadratowy
budynek otoczony drzewami. Zciany były śnieżnobiałe,
okiennice zielone, dach spiczasty.
 Popatrz, jaki ładny dom!  zawołała Daisy.  Można by
pomyśleć, że zawsze tu stał. Idealnie wtapia się w krajobraz.
Okna są oświetlone, więc ktoś tam mieszka. To idealne miejsce
dla dużej rodziny z gromadką dzieci, kotów i psów.
 Dawniej rzeczywiście było tam ciasno. Teraz jest spokojniej,
ale kio wic... To mój rodzinny dom. Mieszka w nim tylko moja
matka. Jedziemy do niej na podwieczorek.
 Ależ ona mnie nie zna! Nie byłam zaproszona!
 Spokojnie! Przedstawię was i sprawa załatwiona  odparł
Jules, parkując przed wejściem.
Daisy nadal była zakłopotana.
 Przestań się denerwować. Podobno Anglicy w każdej
sytuacji zachowują zimną krew  kpił z niej dobrodusznie, a
potem dodał przymilnie:  Jestem pewny, że marzysz o filiżance
gorącej herbaty, więc zapomnij o skrupułach.
Drzwi otworzyła im starsza kobieta w ciemnej sukni.
 To jest Katje, nasza gospodyni. Nie mówi po angielsku, ale
trochę rozumie  wyjaśni! Jules, a Daisy z uprzejmym
uśmiechem podała jej rękę. Po chwili wszyscy troje poszli na
górę. Jules dodał półgłosem:  Daj Katje swój żakiet. Powiesi go
w garderobie i wskaże ci łazienkę, żebyś mogła się odświeżyć.
Potem zapraszam do salonu. Poczekam na ciebie, żebyś nie
zabłądziła. To bardzo duży dom.
Jules stał cierpliwie w korytarzu, póki nie wyszła z łazienki.
Wkrótce stanęli razem przed podwójnymi drzwiami. Objął ją
ramieniem i otworzy! jedno skrzydło. Jego matka, jak zwykle,
siedziała przy kominku i szydełkowała. Gdy ruszyli w jej stronę,
podniosła się z fotela.
 Jak miło cię widzieć, synku. I cóż za punktualność! 
Nadstawiła policzek do pocałunku i z uśmiechem odwróciła się
do Daisy.
 Mamo, przedstawiam ci Daisy Gillard. Przyjechała na
praktykę do Amsterdamu, żeby poznawać nasze antyki 
powiedział Jules, choć wspomniał już o tym w czasie poprzedniej
wizyty.  Daisy, to moja mama.  Przyglądał się im uważnie, gdy
ściskały sobie dłonie, i po chwili odetchnął z ulgą, ponieważ
najwyrazniej od razu się polubiły.
Gdy Katje podała podwieczorek, Daisy westchnęła z
zadowoleniem. Obawiała się, że dostanie filiżankę słabej herbaty
i kilka ciasteczek, ale czekało ją przyjemne rozczarowanie. Z
wielkim zapałem pałaszowała znakomite kanapki, placuszki z
mąki owsianej i ciasto z owocami. Gdy zaspokoiła apetyt,
usadowiła się w fotelu stojącym przy kominku i gawędziła miło z
panią der Huizma, która nie próbowała jej wypytywać, ale z
ciekawością słuchała opowieści o rodzicach oraz pracy u ojca i
pana Friske.
Gdy zegar ścienny wybił szóstą, Daisy wstała z ociąganiem.
 Obiecałam państwu Friske, że zjem z nimi kolację 
powiedziała.
Pani der Huizma pożegnała się z nią serdecznie i odprowadziła
ich do samochodu. Zbój biegał po trawniku i węszył, korzystając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cukierek.xlx.pl